Rok 2025 przyniósł szereg serialowych hitów, które łączy odwaga twórców w eksperymentowaniu z formą, intrygujące postacie i zdolność do wciągnięcia widza od pierwszych minut.
Seriale stały się dziś jedną z najmocniejszych przestrzeni dla twórców audiowizualnych. To medium, które oferuje znacznie większy narracyjny „metraż” niż film — często minimum osiem godzin opowieści — a co za tym idzie: więcej miejsca na rozwój postaci, pogłębione wątki i artystyczne eksperymenty. Dla widzów oznacza to z kolei przyjemność dawkowaną w odcinkach, pozwalającą na dłużej zanurzyć się w świecie przedstawionym i budować z nim trwałą relację.
Rok 2025 był pod tym względem wyjątkowo różnorodny. Platformy streamingowe konsekwentnie inwestowały w oryginalne produkcje, oferując seriale z różnych gatunków i o bardzo zróżnicowanej wrażliwości. Netflix, Apple TV+, HBO Max, Amazon Prime Video, Disney+ czy SkyShowtime — każda z nich miała w swoim katalogu tytuły warte uwagi. Poniżej zebrałem najciekawsze i najbardziej wyraziste seriale 2025 roku, które wniosły coś nowego do naszego doświadczania tego medium, lub umiejętnie kontynuowały wątki poprzedniego sezonu.
Rozdzielenie, sezon 2
Byłem pełen obaw przed startem nowego sezonu hitu science fiction platformy Apple TV+. Rozdzielenie to serial opowiadający o pracownikach korporacji Lumon, którzy poddali się procedurze oddzielającej ich świadomość zawodową od prywatnej — dwie wersje tej samej osoby nigdy nie mają ze sobą kontaktu. To nie była historia wdzięczna do kontynuowania. W serialach, których narracja opiera się na dążeniu do odkrycia tajemnicy, wyzwaniem pozostaje utrzymanie uwagi widza i umiejętne stopniowanie napięcia. Wiedzą coś o tym twórcy kultowych Zagubionych.
Rozdzielenie
Nie sądzę, by Rozdzielenie zdołało dobić do sześciu sezonów, ale niemal pewne jest, że powstanie przynajmniej jeszcze jeden. Wszystko dlatego, że — jakimś cudem — drugi rozdział tej historii okazał się zaskakująco interesujący. Twórcy nie sięgają po sztuczne chwyty narracyjne, mające wyłącznie stworzyć chwilowe pozory sensacji, by już w kolejnym odcinku wciskać pedał hamulca. Drugi sezon idzie w innym kierunku: zamiast eskalować stawkę, skupia się na misternym budowaniu zagadkowej atmosfery i rozwijaniu historii poszczególnych postaci. Pod tym względem serialowi znacznie bliżej do kultowego Twin Peaks. Obawiam się jednak, że cała magia może zniknąć właśnie wtedy, gdy dobrniemy do mety — paradoksalnie, rozwiązanie zagadki może tu więcej popsuć, niż wnieść wartość.
Im bliżej finału, tym cała sprawa staje się coraz bardziej oczywista i niebezpiecznie zbliża się do gatunkowego banału. Muszę jednak przyznać, że dawno żaden serial nie wprawił mnie w takie osłupienie tuż po seansie odcinka pilotażowego. Paradise opowiada historię społeczności funkcjonującej w pozornie idealnych warunkach, za którymi szybko zaczynają ujawniać się pęknięcia i niewygodne pytania o mechanizmy władzy, kontroli i przetrwania.
Paradise
W pilocie poszło bardzo dużo scenariuszowej energii i nawet jeśli w kolejnych odcinkach część tej siły nieco się rozchodzi, to koniec końców duch serialu — dotykający wielu ciekawych i drażliwych społecznie kwestii — pozostaje wyczuwalny do samego końca. Suspens jest tu absolutnie kluczowy i trzeba uczciwie przyznać, że Paradise najlepiej ogląda się wtedy, gdy kompletnie nie wie się, o czym opowiada fabuła. Dlatego nie będę psuł zabawy szczegółami — więcej pisałem już w recenzji. Dodam tylko, że Disney zaprojektował tu własny Silos, tyle że ciekawszy: wystarczyło opowiedzieć historię w lekko pomieszanej chronologii, by nagle trudno było oderwać się od ekranu, nawet jeśli momentami ma się wrażenie, że gdzieś już się to widziało.
Absolutna rewelacja tego roku. Gdybym miał w tym zestawieniu wskazać tylko jeden tytuł spełniający definicję odkrycia sezonu, bez wahania postawiłbym właśnie na Studio. To bezlitosna satyra na współczesne Hollywood, opowiadająca o ludziach uwikłanych w mechanizmy amerykańskiego show-biznesu, jego ambicje, hipokryzję i paniczny lęk przed porażką. Taki serial był branży filmowej po prostu potrzebny.
Studio
GramTV przedstawia:
Ktoś w końcu musiał przewietrzyć tę stęchłą atmosferę, wyciągnąć spod dywanu zamiatane latami brudy — i okazuje się, że Seth Rogen poradził sobie z tym zadaniem wybornie. Jest tu mnóstwo celnych, często siarczystych żartów i sytuacyjnych gagów. Rogen i jego współpracownicy nie oszczędzają nikogo, nie uznają świętości; zależy im wyłącznie na tym, by perypetie bohaterów były jak najbardziej nieobliczalne. Każdy odcinek został przemyślany jako osobna całość, z własnym tematem odnoszącym się do konkretnych bolączek branży filmowej, a przy tym są one na tyle krótkie, że idealnie nadają się do binge’owania. Apple po raz kolejny udowadnia, że nawet jeśli ma jedną z najmniejszych bibliotek, to jest ona wypchana perełkami.
Cztery odcinki — tylko tyle wystarczyło tej historii, by powalić widzów na kolana i wywołać ogólnoświatowe poruszenie. Dojrzewanie to intensywna mini-seria skupiona na losach nastoletniego chłopaka oskarżonego o zamordowanie rówieśniczki oraz na konsekwencjach, jakie ta tragedia niesie dla jego bliskich i całego otoczenia. Jeśli szukacie tytułu, w którym napięcie, dramatyzm i wynikające z nich emocje zostają zintensyfikowane do granic wytrzymałości, trudno o lepszy wybór.
Dojrzewanie
Nie ma tu typowej serialowej waty, przestojów ani dialogów trafiających w próżnię. Odcinki, nakręcone w jednym ujęciu, zaprojektowano tak, by każdy z nich ukazywał inną perspektywę tego samego dramatu. Wszystko, co obserwujemy, wpisuje się w logikę moralnego relatywizmu, a rozdzierający serce finał jeszcze bardziej komplikuje odbiór, sugerując istnienie kolejnej ofiary tej beznadziejnej sytuacji. To pierwszorzędna robota aktorska i scenopisarska, ale także reżyserska i operatorska — bez kompromisów, jeden mocny cios w brzuch, po którym trudno nabrać tchu i jeszcze trudniej wydać jednoznaczny osąd.
owiem coś, co może zabrzmieć przewrotnie, ale nie jestem fanem tego serialu. Według mnie Andor jest przede wszystkim dowodem na to, że świat Gwiezdnych wojen — ten kinowo-serialowy — znajduje się dziś w stanie niemal klinicznej śmierci. Wniosek ten nasuwa mi się dlatego, że dopiero serial będący prequelem zaskakująco udanego spin-offu, który — dodajmy — swoją scenariuszową wirtuozerią i realizatorskim polotem niemal całkowicie pożera nową trylogię, okazuje się prawdziwym zwycięzcą w obrębie tej franczyzy. Dopiero opowieść rozwijająca drogę do legendarnej akcji przy Gwieździe Śmierci, skupiona na bohaterach z drugiego planu, dopiero teraz serial wygrywa z Sagą.
Andor
Jakkolwiek doceniam odwagę Tony’ego Gilroya, który poprowadził tę historię w sposób wyborny, wręcz wycisnął z niej więcej soków, niż sama w sobie zdawała się oferować, to jednak do klubu sympatyków Gwiezdnych wojen zapisałem się z zupełnie innych powodów. Jeśli najlepsze, co dziś daje ta Saga, to zaskakujący miks kina noir, sensacji i heist movie — wolny od space fantasy — prowadzący dodatkowo do kulminacji, której rozwiązanie doskonale znamy, to jest to sygnał, że coś poszło tu nie tak. Aczkolwiek… byłbym głupcem, gdybym nie potrafił ani tego docenić, ani znaleźć w tym autentycznej radości. Andor to umiejętne wykorzystanie zasad świata zbudowanego przez Lucasa na rzecz historii, która wciąga i zaskakuje niuansami. I do tego jest wybornie zrealizowana.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!