Co ciekawe, ten film przywołał ostatnio także Quentin Tarantino.
Netflix zaprezentował niedawno kolejną oryginalny serial. Bitwa samurajów – produkcja, która szybko zdobyła status jednego z najlepiej ocenianych tytułów sezonu. Serialem zachwyca się sam Hideo Kojima. Co ciekawe, jej forma i brutalna konwencja natychmiast przypominają widzom 25-letnie kultowe dzieło japońskiego kina: Battle Royale.
Bitwa samurajów
Bitwa samurajów przypomina Battle Royale
Bitwa samurajów dostępna na platformie to adaptacja powieści i mangi Shogo Imamury. Serial opowiada o turnieju Kodoku – śmiertelnej grze, w której samurajowie, ninja i roninowie z późnej ery feudalnej Japonii muszą pokonać trasę z Kioto do Tokio, zabijając po drodze innych uczestników i zbierając ich drewniane zawieszki. Zwycięzca zgarnia skrzynię złota, a rozgrywkę śledzą bogate elity, które traktują ją jak okrutny spektakl. Głównym bohaterem jest były mistrz szermierki Shujiro Sagi, który wraca do walki, by zdobyć nagrodę i ratować rodzinę dotkniętą epidemią cholery.
GramTV przedstawia:
Zasady turnieju, jego struktura i konsekwencje uderzająco przypominają motywy znane z Battle Royale z 2000 roku – filmu o uczniach zmuszonych przez autorytarny rząd do udziału w brutalnej grze o przetrwanie. Quentin Tarantino niedawno porównał film z Igrzyskami śmierci, a japońskie dzieło uznał jednym z leszych filmów XXI wieku. Serial Netflix oparty na podobnym pomyśle rozwija jednak własną narrację. Umieszcza historię w realiach schyłkowego okresu samurajów i wykorzystując ich legendę jako nośnik emocji oraz politycznego komentarza. Zbieżności fabularne nie powinny zaskakiwać – ten koncept od lat inspiruje twórców, nie tylko za sprawą Igrzysk śmierci, ale także w przypadku Uciekiniera, czy Squid Game.
Warto pamiętać, że sam autor Battle Royale, Koushun Takami, czerpał inspiracje z wrestlingu, gier i opowiadania Stephena Kinga Wielki marsz, którego nowa adaptacja zagościła w kinach w tym roku. W tym kontekście Bitwa samurajów staje się kolejnym ogniwem w łańcuchu popkulturowych reinterpretacji – i jednym z najciekawszych.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!