Recenzja Mass Effect: Edycja Legendarna. Sto godzin doskonałej space-opery

Kamil Ostrowski
2021/05/14 19:30
0
1

Spędzając czas z Mass Effect: Edycją Legendarną, czułem miłość jaką twórcy darzą tę serię i jak na dłoni widziałem absolutną swobodę czasu, jaką zapewnił im wydawca. Szkoda że nie swobodę środków.

Unmovable object meets unstoppable force

Unmovable object meets unstoppable force, Recenzja Mass Effect: Edycja Legendarna. Sto godzin doskonałej space-opery

Kod do gry otrzymaliśmy relatywnie późno, stąd nie było możliwości, żebym przeszedł każdą z części trylogii od A do Z, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zawartość wzbogacona jest o niemal wszystkie DLC. Niemniej, z każdą ze zremasterowanych części spędziłem kilka godzin, wobec czego z czystym sumieniem prezentujemy Wam recenzję, która skupia się na technicznych aspektach remastera. Recenzje poszczególnych części znajdziecie na naszych łamach:

Uwielbiam serię Mass Effect. Do dzisiaj pamiętam pod jak wielkim wrażeniem byłem po premierze pierwszej części. Pomieszanie elementów znanych z gier akcji z systemem RPG było w 2007 roku absolutnym novum, a BioWare nie tylko udało się te dwa gatunki połączyć, ale też zaimplementować cały szereg innych nowatorskich rozwiązań, jak chociażby powszechnie stosowany obecnie system dialogów opartych o skrócone wersje wypowiedzi, zamieszczonych na “okręgu wyborów”. Do tego dochodziła doskonała historia i świat przedstawiony, świetne postaci, pełny dubbing, mnóstwo ciekawych misji pobocznych, fantastyczny świat przedstawiony i wiele innych. Po świetnej jedynce przyszły godne kontynuacje w postaci dwójki, która udoskonaliła system walki i trójki, w której twórcy podjęli się niełatwego dzieła zamknięcia fabuły. Moim skromnym zdaniem się to udało, a trylogia Mass Effect to jedna z najlepszych space oper w historii. Tyle słowem wstępu.

W Edycji Legendarnej znajdziemy wszystkie trzy części trylogii (Mass Effect, Mass Effect 2, Mass Effect 3), a także wszystkie możliwe dodatki (poza Pinnacle Station, niestety pliki źródłowe zaginęły), zarówno fabularne jak i te oferujące dodatkowe bronie czy pancerze. Łącznie do oryginalnej trylogii dorzucono aż czterdzieści dodatków, które zaimplementowano, jakby od początku były elementem poszczególnych “podstawek”. Całość została zremasterowana, pojawiły się najnowsze bajery graficzne takie jak obsługa HDR czy ulepszone oświetlenie, poprawiono anty-aliasing, a także jakość wybranych tekstur.

GramTV przedstawia:

Twórcy udostępniają graczom dwa tryby graficzne: preferujący jakość i szybkość działania. W przypadku Xboksa Series S jest to odpowiednio 30fps/4k UHD i 60fps/1440p, w przypadku Xboksa Series X 60fps/4k UHDi 120fps/1440p, a PlayStation 5 60fps/4kUHD i 60fps/1440p. Przyznam szczerze, że deklarowana wydajność PlayStation 5 trochę mnie dziwi, ale podejrzewam, że w przypadku ustawienia trybu płynności możemy liczyć na większą stabilność liczby klatek na sekundę. Grając na Xboksie Series S w trybie wydajności na telewizorze FullHD nie miałem żadnych spadków, chociaż słyszałem że na konsolach poprzedniej generacji bywa różnie. Zanim zamknę temat wizualiów, muszę zaznaczyć, że oglądanie Mass Effecta na dużym telewizorze w 60 klatkach na sekundę robi niezwykle przyjemne wrażenie.

Największą różnicę w jakości grafiki widać oczywiście w przypadku pierwszego Mass Effecta, który przeszedł solidny rework. W oczy rzuca się przede wszystkim dużo bogatsza roślinność, nowe źródła światła, ulepszone cieniowanie, ale także lepsze tekstury. W paru miejscach twórcy usunęli też ściany, które wcześniej pozwalały na odciążenie sprzętu, dzięki ograniczeniu liczby koniecznych do renderowania obiektów. Jeżeli chodzi o pierwszą część, widać napracowanko. Pozostałe dwie? Powiedziałbym, że osoby grające wcześniej na pececie nie zobaczą dużej różnicy, bo już korzystali z dobrodziejstw antyaliasingu, wysokiej płynności czy rozdzielczości. W Mass Effect 2 i Mass Effect 3 różnicę “na oko” widziałem tylko w przypadku efektów cząstkowych i naświetleniu poszczególnych scen, zwłaszcza w przerywnikach. Uwagę zwraca też zasięg wyświetlania się poszczególnych modeli, szczególnie dobrze widać to w przypadku jazdy Mako w pierwszej i trzeciej części trylogii.

Jeżeli jesteśmy już przy Mako, to twórcy Edycji Legendarnej chwalą się poprawą systemu sterowania naziemnego pojazdu, jakim od czasu do czasu porusza się komandor Shepard i jego ekipa. Osobiście nigdy nie rozumiałem dlaczego robi się z tego powodu takie wielkie halo, ale faktem jest, że obecnie jazda i walka z Mako jest znacznie przyjemniejsza. Po pierwsze, pojazd jest cięższy, a przez to bardziej sterowny. Poza tym dodano “dopalacze”, które pozwolą nam szybko nabrać prędkości, a także dodano możliwość przybliżenia celowania, aby uzyskać lepszą celność na dużą odległość. Poza tym wpadnięcie do lawy nie będzie już oznaczało automatycznej śmierci, a nasz pojazd zacznie po prostu powoli tracić zdrowie. Czy to ma sens? Nie wiem, ale na pewno ułatwia życie.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!