Death by Scrolling - recenzja. Ron Gilbert jakiego nie znacie

Adam "Harpen" Berlik
2025/12/05 13:00
0
0

Oryginalny pomysł, bardzo dobra realizacja i tylko, choć jednak aż, jeden poważny zarzut - oto zupełnie nowa gra legendarnego twórcy serii Monkey Island w pigułce.

Tym razem nie przygodówka

Death by Scrolling jest grą, o której wie się w zasadzie wszystko już po kilkudziesięciu minutach rozgrywki. Została skonstruowana w myśl zasady łatwa do zrozumienia, trudna do perfekcyjnego opanowania. Dlatego też autorzy ze studia Terrible Toybox zaimplementowali w swoim dziele trzy poziomy trudności, by zadowolić nie tylko weteranów rogue-like’ów, ale i graczy, którzy na co dzień nie mają do czynienia z elektroniczną rozrywką. Efekt? Znacznie lepszy niż można byłoby początkowo przypuszczać.

Death by Scrolling - recenzja. Ron Gilbert jakiego nie znacie Death by Scrolling

O co tu chodzi?

Death by Scrolling to gra akcji z elementami rogue-like’a, w której rozgrywkę ukazano w dwóch wymiarach z wykorzystaniem pixel-artowej oprawy graficznej. Mamy bezpośrednią kontrolę nad uwięzionym w Czyśćcu bohaterem, lecz wyprowadza on ataki w sposób automatyczny. Nasze zadanie polega na pokonywaniu kolejnych, coraz bardziej wymagających poziomów wypełnionych zarówno przeciwnikami (eliminujemy ich początkowo wyłącznie za pomocą miecza lub łuku, choć z czasem dochodzą także inne rodzaje broni lub ulepszenia dostępnych wcześniej typów oręża), unikamy wszędobylskich pułapek i staramy się nie zginąć.

Śmierć, śmierć, śmierć…

A zginąć w Death by Scrolling można na kilka sposobów. Najbardziej oczywisty sugeruje oczywiście tytuł gry. Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem w nowej grze Rona Gilberta, ponieważ ekran nieustannie się przewija, a kiedy dopadnie nas widoczny u dołu ogień, będziemy musieli rozpoczynać zabawę od początku. Po Czyśćcu grasuje również Żniwiarz, czyli de facto stereotypowa Śmierć dzierżąca potężną kosę w dłoniach. Pojawienie się tego przeciwnika na ekranie poprzedzone jest krótkim, ale efektownym komunikatem dźwiękowym “die!” (kapitalny voice-acting). Jak nietrudno się domyślić, nie możemy go zabić, natomiast on pokonuje naszego śmiałka jednym ciosem. Musimy więc unikać Żniwiarza, haha, jak ognia… A to dobre.

Death by Scrolling
Death by Scrolling

To jednak oczywiście nie koniec, bo tylko pomiędzy poziomami, we wiosce, gdzie spotkamy naszych sojuszników, nie możemy umrzeć. Levele w Death by Scrolling nie są na szczęście długie, ale z pewnością intensywne. Łapiąc oddech przed dalszą podróżą warto regularnie wydawać zebrane kryształy, by odblokować permanentne ulepszenia w postaci Kart Przeznaczenia. Co ciekawe, możemy zakupione karty zwrócić w każdej chwili, by wybrać inne. Dzięki nim zwiększamy liczbę posiadanych serc określających poziom energii życiowej głównego bohatera, szansę na uniknięcie ataku, zmniejszamy liczbę otrzymywanych obrażeń czy też zwiększamy liczbę zdobywanego złota (np. o 25 procent, ale na mapie pojawia się… dwóch Żniwiarzy).

Złoto się świeci!

Skoro o złocie mowa, to trzeba zaznaczyć, że zbieranie go stanowi esencję rozgrywki w Death by Scrolling. Celem zabawy jest bowiem uzbieranie 5000 monetek (choć, jak się później okazuje, suma ta jest dwukrotnie wyższa) po to, by zapłacić Przewoźnikowi za transport do zaświatów. Dlatego też, wracając na chwilę do Kart Przeznaczenia, warto dodać, że jedną z - wydaje mi się, że obowiązkowych - jest z pewnością ta, która sprawia że po śmierci zachowujemy 25 procent zdobytych funduszy. W połączeniu z możliwością rozpoczęcia nowego podejścia z 300 sztukami złota w kieszeni okazuje się to bardzo praktyczne.

Death by Scrolling

GramTV przedstawia:

Aby zwiększyć swoje szanse na przetrwanie warto jednak nie tylko owe kryształy zbierać, ale i kolekcjonować poprzez wykonywanie codziennych wyzwań polegających między innymi na odblokowaniu 10 dźwigni pozwalających na przejście dalej w niektórych poziomach, ucieczce przed Żniwiarzem określoną liczbę razy czy też ukończeniu wskazanego levelu daną postacią. Złoto wpada do naszej sakiewki nie tylko po tym, jak podniesiemy leżące na ziemi pieniądze, ale także w momencie, gdy wykonamy zadania poboczne dla napotkanych postaci niezależnych. Nie są to oczywiście skomplikowane questy, bo polegają chociażby na znalezieniu i dostarczeniu wskazanych przedmiotów.

Nie jeden śmiałek, a pięciu

Swoją przygodę z Death by Scrolling rozpoczynamy jako Jacklyn, lecz nie jest on jedyną grywalną postacią dostępną w grze. Wraz z postępami w zabawie odblokujemy bowiem jeszcze cztery różniące się od siebie nie tylko wyglądem, ale i, hmm, pakietem startowym. Każda kolejna ma przede wszystkim więcej serduszek, a więc życia, ale nie tylko, bo Skylar to mistrz walki na dystansie (jego strzały lecą dalej), a Kubełek walczy wręcz, bo jego bronie do walki w zwarciu zadają więcej obrażeń. Jest też Pastor Paul, który nie atakuje, ale zdobywa złoto szybciej niż inni; w dodatku ma wydłużony czas trwania wzmocnień ochronnych.

Death by Scrolling

Nie wszystko zagrało, bo…

Czasem w Death by Scrolling, nawet pomimo wspomnianego ostrzeżenia (“die!”), Żniwiarz pojawia się znikąd i w mgnieniu oka zabija kierowaną przez nas postać. Mam nadzieję, że system ten zostanie nieco poprawiony, bo to jedyna sytuacja w całej grze, która sprawia, że można poczuć się nieuczciwie potraktowanym. Wszystkie inne śmierci bowiem wynikają jedynie z pomyłek gracza. Albo można nie zauważyć, że mamy już tylko jedno serduszko i wdać się w niepotrzebną walkę lub wbiec na jakąś pułapkę, albo… być zbyt zachłannym i próbować zebrać jeszcze trochę złota bądź kryształów, kiedy ogień zaczyna już niemal podpalać nogi głównemu bohaterowi.

To jednak nie jest największy zarzut, jaki mam wobec Death by Scrolling. Rozgrywka, choć oryginalna i wciągająca, szybko staje się monotonna. Ewidentnie widać, że autorzy nie byli pewni swojego, w efekcie czego recenzowana produkcja jest niezwykle uboga pod kątem zawartości (mało tu lokacji do wyboru, ciągle eksplorujemy w sumie te same biomy, różnorodność wrogów także pozostawia wiele do życzenia). A to z kolei sprawia, że szybko się nudzi, sprawdzając się najlepiej w krótszych sesjach, kiedy mamy do zabicia kilkanaście minut, np. w oczekiwaniu na drugą połowę meczu.

Death by Scrolling
Death by Scrolling

Podsumowanie

Death by Scrolling to gra, w której - tak czy inaczej - syndrom jeszcze jednego runa jest jak najbardziej obecny niezależnie od tego, czy zginęliśmy już na początku przez własną głupotę, czy też później, kiedy szło nam naprawdę dobrze. Za każdym razem chcemy wrócić do Czyśćca, by odgryźć się i pokazać, kto tu rządzi z nadzieją, że teraz uda nam się dojść dalej, bijąc swój osobisty rekord. Terrible Toybox stworzyło grę, która - mam nadzieję - szybko doczeka się jakichś aktualizacji i dodatków urozmaicających zabawę. Jeśli macie ochotę sprawdzić, co oferuje już teraz, to śmiało - kosztuje raptem około 30 złotych na Steamie bez promocji.

7,5
Nie jest to może najlepszy “indyczek” tego roku, ale Death by Scrolling pokazuje, że można wymyślić jeszcze coś nowego i niezwykle angażującego.
Plusy
  • świetny pomysł i bardzo dobra realizacja
  • syndrom jeszcze jednego podejścia
  • ciekawy i przemyślany system rozwoju postaci
  • różnorodni bohaterowie do odblokowania
  • klimatyczna oprawa wizualna w stylu retro
  • atrakcyjna cena
Minusy
  • czasem Żniwiarz pojawia się znikąd i w mgnieniu oka zabija bohatera
  • przydałoby się więcej zawartości
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!