Film, który otwiera 6 fazę MCU, niewątpliwie wprowadza nową dynamikę i świeże spojrzenie na klasyczną historię superbohaterów. Czy przekuję się to jednak w sukces kasowy, którego wytwórnia tak łaknie?
W jednym z komiksów Stana Lee i Jacka Kirby’ego, Fantastyczna Czwórka cofa się w czasie za sprawą Dr Dooma. To jeden z wielu przykładów przygód, jakie na kartach komiksu mieli ci kultowi bohaterowie. Tym razem to nie oni, lecz my – widzowie – przenosimy się w przeszłość. Do alternatywnej Ziemi stylizowanej na lata 60., gdzie nad światem czuwają nieustraszeni herosi o nadludzkich mocach. To film, który jak żaden dotąd najpełniej czerpie z komiksowych korzeni serii. Odbywamy sentymentalną podróż, a twórcy wyraźnie starają się nas przekonać, że ich miłość do tych postaci i historii jest równie szczera, jak nasza.
Każda era ma swojego bohatera. Najwyraźniej dziś potrzebujemy ich wielu, bo na otwarcie szóstej już fazy pieczołowicie budowanego uniwersum Marvela wybrano klasyczny zespół superbohaterów. Warto przypomnieć coś, o czym często się zapomina: Fantastyczna Czwórka to pierwszy zespół herosów stworzony przez Marvel Comics, debiutujący w 1961 roku. Ich pojawienie się zrewolucjonizowało komiksy — wprowadzili bardziej złożone postacie i realistyczne problemy, które zapoczątkowały budowę całego uniwersum Marvela. To zaskakujące (choć może i symboliczne), że nowa faza filmowego MCU zaczyna się właśnie od nich — zespołu, który w komiksach był początkiem wszystkiego. Lepiej późno niż wcale?
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki
Do trzech razy sztuka
Fantastyczna Czwórka od dawna domagała się filmowego resetu. To jeden z tych przypadków, który dla Marvela pozostawał źródłem wstydu. Studio nigdy wcześniej nie zdołało przełożyć popularności tej serii na prawdziwy kinowy sukces. Na dużym ekranie drużyna pojawiła się już trzykrotnie, nie licząc najnowszej odsłony. Najbardziej znane są dwa filmy z lat 2005 i 2007 — Fantastyczna Czwórka i Narodziny Srebrnego Surfera — wspominane dziś z nostalgią (a nawet przywołane w Doctorze Strange'u). Zupełnie inaczej zapisała się Fantastyczna Czwórka z 2015 roku — produkcja, o której wszyscy, włącznie z samym Marvel Studios, najchętniej by zapomnieli. Z kronikarskiego obowiązku wypada też wspomnieć o b-klasowym filmie Rogera Cormana z 1994 roku, ale poza tym, że powstał, niewiele więcej (dobrego) można o nim powiedzieć.
Wszystkie dotychczasowe filmowe adaptacje Fantastycznej Czwórki łączy jedno – żadna nie odniosła prawdziwego sukcesu kasowego. Może z wyjątkiem pierwszego kinowego filmu, który dobił do 300 milionów dolarów, choć bez wpływów z rynku zagranicznego byłby finansową porażką. Mamy więc do czynienia z paradoksem: znaczenie Fantastycznej Czwórki dla komiksowego Marvela – ich wpływ na kształt całego uniwersum – pozostaje niewspółmierne do zainteresowania, jakie budzą ich filmowe inkarnacje. Czy najnowsza wizja Matta Shakmana odczaruje ten niepewny dla studia grunt?
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki
Pierwszy krok ku nowej erze?
To trudny moment dla Disneya – i być może ostatnia szansa, by nadać MCU nowy kierunek, który ponownie wzbudzi zainteresowanie widzów. Blask filmowych adaptacji komiksów wyraźnie przygasa, co dostrzegają także konkurenci z DC. Ci zdecydowali się postawić na swojego najpewniejszego asa – Supermana. Choć film z Człowiekiem ze Stali zarabia dziś niemałe pieniądze, nie obyło się bez rys na trykocie. Produkcja od początku miała problemy z osiągnięciem mocnych wyników na rynku zagranicznym, a długa, pełna zwrotów kampania promocyjna nie do końca przekuła się w pewność widzów co do samego filmu. Co najwyżej w ciekawość obranej drogi. Ale Marvel radził sobie w tym roku jeszcze gorzej.
Kryzys zaczął się znacznie wcześniej. Jakoś przy trzecim Ant-Manem świat Iron Mana i spółki przestał być gwarantem sukcesu. W 2025 roku sytuację pogłębił czwarty Kapitan Ameryka, który przy budżecie rzędu 180 milionów dolarów zarobił zaledwie 415 milionów – ledwo wychodząc na finansową prostą. Następni byli Thunderbolts*, nieco lepiej przyjęci przez krytyków, lecz nadal niesatysfakcjonujący finansowo — film zakończył swój kinowy bieg z wynikiem 382 milionów dolarów. Gdzie się podziały czasy, gdy każdy kolejny rozdział MCU bez większego wysiłku dobijał do miliarda?
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki to więc tytuł znamienny. Symboliczny nowy początek, pierwszy krok ku świeżemu rozdziałowi adaptacji komiksów sygnowanych nazwiskiem Stana Lee. Ale czy właśnie tego oczekiwaliśmy? Czy ten film rzeczywiście wniósł nową iskrę – entuzjazm, który może jeszcze rozpalić gasnące zainteresowanie tym chwiejącym się w posadach uniwersum?
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki
Miałka fabuła
Fabuła ma w tym filmie zaskakująco niewiele do powiedzenia. Historia sprowadza się do klasycznego, niemal archetypicznego konfliktu: grupka superbohaterów otrzymuje zadanie ocalenia świata przed kosmicznym zagrożeniem, ucieleśnionym przez nieposkromiony głód Galactusa. I właściwie to wszystko. Rodzinna sielanka zostaje brutalnie przerwana, trzeba działać. W międzyczasie na ekranie pojawia się kobieca wersja Srebrnego Surfera — całkiem udana reinterpretacja tej znanej fanom postaci — a bohaterowie stają przed dylematem moralnym, który wystawia na próbę ich lojalność wobec ludzkości.
Jednego możemy być jednak pewni: pozostają wierni sobie nawzajem. To właśnie ta wewnętrzna spójność i szczerość emocji najmocniej koresponduje z rodzinnymi wartościami, którym film wyraźnie hołduje. W tle rodzi się też nowy wątek – stawka zostaje podniesiona o życie dziecka, doskonale znanego fanom komiksu, mającego kluczowe znaczenie dla przyszłości całej ludzkości. Trudno jednak mówić tu o fabularnych niespodziankach. Historia, choć sprawnie opowiedziana, nie zaskakuje – dlatego przejdźmy do tego, co w filmie naprawdę przykuwa uwagę: jego estetyki.
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki
Retrofuturystyczna wizja
Nowa Fantastyczna Czwórka zachwyca warstwą wizualną, która odważnie odbiega od cyfrowej sterylności Marvela. Zamiast gładkiego obrazu, otrzymujemy estetykę rodem z lat 60. – ziarnistą, szorstką, pełną analogowego ciepła. Stylizacja na tradycyjną taśmę filmową (być może nawet 70 mm) nadaje całości głębi i autentyczności. To wizualne nawiązanie do komiksowych korzeni i epoki, w której narodziła się ta niezwykła rodzina, skutecznie wyróżnia film na tle MCU.
GramTV przedstawia:
Scenografia – zbudowana z praktycznych efektów, miniatur i plenerów – sprawia, że świat przedstawiony ma fizyczną obecność. Kostiumy autorstwa oscarowej Alexandry Byrne łączą modę lat 60. z futurystycznym sznytem, a każdy detal buduje wiarygodność świata. Całość dopełnia dynamiczna, stylizowana na retro partytura Michaela Giacchino, nagrana z chórem i orkiestrą, nadająca unikalnego charakteru widowisku. Dzięki temu przygody tych bohaterów jeszcze nigdy nie były tak epickie.
Ciekawie było obserwować drogę czwórki aktorów do Fantastycznej 4: Pierwszych kroków. Wszyscy są dziś gorącymi nazwiskami i każdy z nich już w tym roku pojawił się na ekranie: Vanessa Kirby partnerowała Tomowi Cruise’owi w ostatnim Mission: Impossible, Joseph Quinn zagrał w Wojnie Alexa Garlanda, Ebon Moss-Bachrach błyszczy w serialu The Bear na Disney+, a Pedro Pascal… no cóż, on wyskakuje z lodówki. Widzieliśmy go już w The Last of Us i zaskakująco udanych Materialistach. Wszyscy spisali się poprawnie, choć nie porywają. Jedynie Ludzka Pochodnia stara się nieco wyróżnić – reszta drużyny jest zaskakująco grzeczna i bezpieczna.
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki
Small talk
Cały film taki właśnie jest: ładny, miękki, ale pozbawiony pazura. Jakby było dziecko, ale nie wiadomo, jak doszło do zbliżenia – żadnej namiętności, żadnej iskry, tylko przytulanie. Nawet Stwór, który w komiksach był wybuchowy i pełen frustracji z powodu swojej cielesnej „klątwy”, tutaj jest spokojny i pogodny. Ta decyzja mówi sporo o tonie całego filmu. Brakuje mu konfliktu, niejednoznaczności, czegoś, co by poruszyło emocje. Twórcy postawili na bezpieczne rozwiązania – także w relacji z widzem. I nie jestem pewien, czy to wyszło mu na dobre.
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki to trochę takie trzymanie się zasady "keeping up with the Joneses" – nie tylko w portretowaniu rodziny, ale i w próbie dorównania estetyce oraz modelowi kulturowemu lat 50. i 60. XX wieku. Film mocno czerpie z tamtego ideału amerykańskiej klasy średniej: dobrobyt, konsumpcja, dom z ogródkiem. Ten wzorzec, choć archaiczny, wciąż rezonuje – jeśli sąsiedzi mają nowy samochód, Ty też powinieneś. Coś z tego modelu ciągle w nas siedzi.
Sam film też chce dorównać – tyle że innym produkcjom. Choć wyróżnia się wizualnie, narracyjnie nie wychodzi poza strefę komfortu. Zabrakło odwagi, by czymkolwiek naprawdę wstrząsnąć lub zostawić widza z pytaniem. Zamiast działać obrazem, film cierpi na nadmiar scen dialogowych. Te zamiast pogłębiać postaci czy budować napięcie, często są powierzchowne. Rozmowy między bohaterami przypominają banalny small talk, a pierwszy akt utyka w potrzebie łopatologicznego tłumaczenia wszystkiego, co i tak już widać. Gdy wreszcie nadchodzi akcja – zrealizowana świetnie – napięcie zbudowane przy pierwszym spotkaniu z Galactusem nigdy już nie wraca.
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki
Jakie będą kolejne kroki?
Kulminacja widowiska pozostawia wiele do życzenia. Czarny charakter, który zjada planety i urasta niemal do rangi boskiej, zostaje tu pokonany w sposób, no cóż, dość wątpliwy. Oczywiście, nie zabrakło ckliwych momentów oraz obowiązkowego podkreślenia kobiecej siły i matczynej miłości, które choć szlachetne, to w konfrontacji z gigantem wypadają po prostu niedorzecznie i patetycznie. Ale takie znaki zapytania film wywołuje kilkukrotnie.
Za mało cukru w cukrze. Film komunikuje się z widzem bardzo przyjemnie, ale czegoś mu brakuje. Ma smak, ale w dużej mierze nie dostarcza pełnej, konsumpcyjnej satysfakcji. Dla równowagi nie przytłacza też widowiskowością ani nie próbuje na siłę przykuwać uwagi wymyślnymi sekwencjami. Jeśli sam Stwór jest spokojny, to i tonacja filmu taka jest. Fantastyczna 4: Pierwsze kroki to raczej film relaksujący, niezobowiązujący, niż coś co nazwalibyśmy mocnym uderzeniem. Nie wiem, jak wpłynie to na dalsze produkcje MCU, ale bohaterowie się sprawdzili i na pewno zostaną polubieni, a historia ma kilka punktów zaczepienia, do których warto wrócić. Pytanie tylko, czy to wystarczy, by serca fanów MCU zaczęły bić szybciej. Nie chce odpowiadać za nich, odpowiem więc za siebie: to dobry film, który mógł być lepszy.
PS - Są aż dwie takie sceny po napisach, ale zdradzę, że ważniejsza jest pierwsza. Nie musicie czekać na drugą, jeśli się wam spieszy — zwyczajnie nie warto.
6,0
Fantastyczna 4: Pierwsze kroki to wizualnie oryginalny, lecz narracyjnie bezpieczny film — dobrze obsadzony i estetycznie dopracowany, ale pozbawiony atutu, który mógłby wywołać trwalsze poruszenie.
Plusy
Unikalna, analogowa, retrofuturystyczna estetyka z klimatem lat 60., jest tu wyróżnikiem
Zespół aktorski złożony z utalentowanych, rozpoznawalnych nazwisk, które dobrze się uzupełniają na ekranie
Dawno film MCU nie miał tak dobrej muzyki i był tak dopieszczony audiowizualnie
Minusy
Nadmiar dialogów i przegadane sceny, które spowalniają tempo i obniżają napięcie
Bezpieczna i przewidywalna narracja, która nie angażuje emocjonalnie ani nie zaskakuje
Mi się bardzo podobało. Miałem obawy co do tych aktorów ale sprawdzili się w większości. Chyba tylko Johny nie wyszedł. Nie pasował do oryginału.
Co do Silver Surfer - taka zmiana dla zmiany. Tylko po to by wywołać dyskusję i wkurzyć fanów. Mogli zostawić jak było. Ale sama zmiana nie ma żadnego znaczenia w wypadku tego filmu.
Galactus mi się bardzo podobał. To była postać która mogła spokojnie nie wyjść.
Też mi się podobał design świata ale tu znowu Marvel sobie strzelił trochę w kolano bo mają retro future i teraz nie ma tego jak za bardzo połączyć z obecnym Marvelem. Ale powiem Wam że osobiście wolałbym zobaczyć więcej tego świata retro.
Może równoległa linia filmów Marvela w tym stylu? Było by fajnie.
FF to imo idealny materiał na… serial, w tym właśnie stylu estetycznym. Ale szans nie ma najmniejszych na zaangażowanie takich aktorów na dłużej. :)
dariuszp
Gramowicz
25/07/2025 20:58
Mi się bardzo podobało. Miałem obawy co do tych aktorów ale sprawdzili się w większości. Chyba tylko Johny nie wyszedł. Nie pasował do oryginału.
Co do Silver Surfer - taka zmiana dla zmiany. Tylko po to by wywołać dyskusję i wkurzyć fanów. Mogli zostawić jak było. Ale sama zmiana nie ma żadnego znaczenia w wypadku tego filmu.
Galactus mi się bardzo podobał. To była postać która mogła spokojnie nie wyjść.
Też mi się podobał design świata ale tu znowu Marvel sobie strzelił trochę w kolano bo mają retro future i teraz nie ma tego jak za bardzo połączyć z obecnym Marvelem. Ale powiem Wam że osobiście wolałbym zobaczyć więcej tego świata retro.
Może równoległa linia filmów Marvela w tym stylu? Było by fajnie.