Minęło już 15 lat od premiery Tron: Dziedzictwo, kontynuacji kultowego science fiction od Disneya z 1982 roku. Film nie był typowym kinowym pewniakiem, ani też projektem skrojonym pod masową publiczność. Zamiast tego postawiono na klimat, styl i audiowizualną tożsamość, które do dziś sprawiają, że film wspominany jest z wyraźnym sentymentem. Paradoks polega na tym, że to właśnie ta odwaga stała się później punktem odniesienia, którego Disney nie potrafił już utrzymać w kolejnej części.
Tron: Dziedzictwo – 15 lat temu powróciła kultowe science ficiton
Kontynuacja klasyka z lat osiemdziesiątych trafiła do kin w momencie, gdy nostalgia zaczynała realnie napędzać popkulturę. Tron: Dziedzictwo nie próbowało konkurować z największymi blockbusterami rozmachem fabuły. Zamiast tego zaprosiło widza do cyfrowego świata, w którym najważniejsze były neonowe pejzaże, chłodna atmosfera i muzyka budująca emocje tam, gdzie scenariusz pozostawał oszczędny lub zwyczajnie niedomagał. Historia Sama Flynna poszukującego zaginionego ojca była pretekstem do zanurzenia się w Sieci, a nie osią całego widowiska. Krytycy mieli z tym problem, widzowie nastawieni na doświadczenie wracali do filmu latami.