Metal Gear Solid V: The Phantom Pain mogło stać się ostatnią grą, która kiedykolwiek wyszła spod ręki Hideo Kojimy. Dziś wiadomo już, że tak się nie stanie – od premiery Death Stranding dzieli nas bowiem ledwie miesiąc. Gdyby jednak słynny projektant ugiął się pod presją otoczenia, całkowicie porzuciłby karierę w branży elektronicznej rozrywki.
- Trzy lata i dziewięć miesięcy temu wylądowałem na swoim. W tym czasie miałem 53 lata – wspomina na łamach Famitsu moment, gdy rozstał się z Konami, firmą, z którą łączyła go wieloletnia współpraca usłana niemal samymi sukcesami. - To wiek, w którym przeszedłbyś na emeryturę, prawda? Członkowie mojej rodziny również byli przeciwni pomysłowi założenia nowego studia. Byłem 53-latkiem w średnim wieku, nie miałem pieniędzy ani nic innego. Byłem tylko ja opowiadający o tym, że stworzę grę z otwartym światem – kontynuuje Kojima.
Wielu powątpiewało, że twórca serii Metal Gear Solid będzie w stanie odtworzyć swój sukces bez solidnego zaplecza wydawniczego. – Nie było choćby jednego słynnego na cały świat projektanta, który osiągnął sukces będąc jedynie na swoim – zauważa Kojima. Przypadki takich legend, jak Peter Molyneux, John Romero czy Ken Levine zdają się tę tezę potwierdzać. Wszyscy wymienieni po rozstaniu ze swoimi pracodawcami odeszli w zapomnienie.
Sporą przeszkodę w formowaniu nowego studia stanowiły też kwestie finansowe. – Nawet kiedy poszedłem do banku, nie mogłem pożyczyć pieniędzy. Mówili: “wiemy, że jesteś ceniony, ale nie masz faktycznych rezultatów”. Takim właśnie państwem jest Japonia. Wtedy natrafiłem jednak na pewnego bankiera pracującego w największym banku w Japonii, który jest moim wielkim fanem i uzyskałem finansowanie – zdradza.
Przypomnijmy, że Hideo Kojima odwiedził ostatnio Polskę. Polecamy też nowy zwiastun Death Stranding.
Gry z serii Metal Gear Solid w sklepie sferis.pl