Wiedźmin Netflixa sprawił, że zatęskniłem za wersją z Michałem Żebrowskim

Jakub Piwoński
2025/11/16 17:00
9
1

Kiedy usłyszałem, że Netflix weźmie się za Wiedźmina, ekscytacja zmieszała się z przerażeniem. Trudno było przecież przebić gry, ale łatwo było stworzyć coś lepszego od filmu z 2001 roku.

Kiedy Netflix ogłosił własną adaptację Wiedźmina, wydawało się, że oto wreszcie ktoś z rozmachem, budżetem i hollywoodzkim błyskiem podejdzie do prozy Andrzeja Sapkowskiego z należnym jej szacunkiem. Po sukcesie gier to miało być coś wielkiego – nowa epicka marka, która wreszcie pokaże, że polskie fantasy da się przełożyć na język globalnej popkultury. I rzeczywiście – pierwszy sezon dawał nadzieję. Był Henry Cavill, były mięśnie, była charyzma, czuło się ambicję i rozmach.

Ale z każdym kolejnym sezonem z tego balona zaczęło uchodzić powietrze. Fabuła rozpadła się na nieczytelne wątki, świat stracił spójność, a emocje zastąpiono efektami. Z każdą nową odsłoną coraz wyraźniej widać było, że serial zaczyna przypominać karykaturę samego siebie – kiczowaty, przestylizowany, oderwany od ducha książek. Zmiana aktora tylko przypieczętowała to wrażenie. Trudno dziś mówić o poważnej produkcji fantasy z ambicjami – to raczej widowisko, które samo siebie nie rozumie. I właśnie wtedy, trochę ku własnemu zdziwieniu, zatęskniłem za Wiedźminem… Michała Żebrowskiego.

Wiedźmin
Wiedźmin

Polskie fantasy

Pamiętam jak dziś rok 2001 i te nadzieje związane z filmem. Chciałem wierzyć, że polska kinematografia wreszcie stworzy coś, co stanie obok wielkich adaptacji fantasy. I równie dobrze pamiętam te przez długie lata utrzymujące się poczucie blamażu nad tym, co zrobił Marek Brodzki. Kpin o fatalnym CGI smoka i dziecinnie wyglądającej Strzydze nie było końca. Powstały na tym materiale serial telewizyjny nieco poprawiał ten efekt, ale plamy blamażu nic już nie zmazało. A jednak, po latach, ten film nabiera swoistej wagi.

Wiedźmin Brodzkiego nie udawał, że jest czymś więcej, niż był. Zaryzykuje stwierdzeniem, że przy większym budżecie (albo inaczej – przy niezmarnowanym budżecie, bo film kosztował przecież grube miliony) w istocie stałby się czymś większym, a tak, pozostał widowiskiem niemalże teatralnym. Widać było gołym okiem realizatorskie ograniczenia i czasem wręcz szkolną prostotę scen. Ale w tym wszystkim czuło się prawdę. Surowy klimat, swojski krajobraz, słowiańską melancholię. Nawet jeśli fabuła była poszatkowana, a sceny walk przypominały pokaz szermierki w domu kultury, to mimo wszystko niosły ducha oryginału. Tamten film był niedoskonały, ale żywy.

Wiedźmin
Wiedźmin

Michał Żebrowski to najlepszy Wiedźmin

I był Żebrowski – aktor, który mimo całego zamieszania wokół projektu potraktował rolę śmiertelnie poważnie. To nie był Geralt z kalkulatora Hollywood, to był człowiek – samotny, wyobcowany, przytłoczony losem. Każdy jego ruch miał wagę, każde spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Jego chłodne, skoncentrowane oczy kryły wrażliwość, której próżno szukać u Cavilla: Żebrowski potrafił pokazać smutek i zmęczenie światem, który nigdy nie pozwoli mu być częścią swojej opowieści. Wystarczyła jego obecność, koń i kilka taktów muzyki.

No właśnie, bo muzyka – Grzegorza Ciechowskiego – była sercem filmu. Nie próbowała być epickim hymnem, nie wpychała się na pierwszy plan, lecz przenikała każdą scenę. To ona nadawała rytm. W scenach, gdy Geralt samotnie wędruje przez mgłę lasów i pól, bębenkowy motyw przewodni nie pozwala zapomnieć, że oglądamy opowieść o przeznaczeniu, a nie tylko o mieczu i potworach. To muzyka sprawiała, że surowa scenografia i teatralne gesty nabierały magicznej siły – i w tym sensie Żebrowski był nie tylko odtwórcą, ale częścią tej poetyckiej całości. A trzeba przypomnieć, że razem z nim na ekranie pojawili się też Grażyna Wolczak, Zbigniew Zamachowski, Maciej Kozłowski i Anna Dymna, zaliczający pierwszorzędne występy.

Michał Żebrowski to najlepszy Wiedźmin, Wiedźmin Netflixa sprawił, że zatęskniłem za wersją z Michałem Żebrowskim

Muzyka Obywatela G.C.

Oczywiście, tamta produkcja miała mnóstwo wad. Dialogi brzmiały, jakby wyszły spod pióra ucznia liceum recytującego lekturę. Dźwięk raz był za cichy, raz za głośny, scenografia zdradzała, że „magiczne królestwo” leży gdzieś pod Łodzią. Ale mimo to film miał charakter i coś, co trudno nazwać inaczej niż duszą. Nie wstydził się swojej prowizorki. Był niezdarny, ale szczery – i może właśnie dlatego po latach ogląda się go z czułością, a nie irytacją.

GramTV przedstawia:

Netflixowy Wiedźmin chciał być globalny, ale w pogoni za uniwersalnością stracił tożsamość. Polska wersja, przy wszystkich potknięciach, była przynajmniej zakorzeniona – pachniała lasem, błotem i dymem z ogniska. Była bliska światu Sapkowskiego, ironicznego, surowego i czasem okrutnego. I choć trudno uznać film Brodzkiego za udany, nie sposób odmówić mu jednego: był jego Wiedźminem, prawdziwym i szczerym. Po latach nie potrafię się więc na twórcę gniewać, choć wiem, że mój sąd zaburza tu nostalgia.

Wiedźmin
Wiedźmin

Filmowe adaptacje Wiedźmina są jak jego potwory

Swoją drogą, to dziwny paradoks, że adaptacje Wiedźmina to trochę takie potworki, które przegrywają pod naporem ostrości miecza bohatera, który w tym wypadku jest wymaganiami fanów doskonale znających książkowy oryginał. Te powtórki przegrywają, by idea Wiedźmina mogła trwać nadal, ale jako widzowie zasługujemy, by żyły nieco dłużej.

Nie, Wiedźmin z 2001 roku nie jest dobrym filmem w sensie technicznym. Ale jest filmem, który miał serce. Dziś, gdy patrzymy na Netflixa roztrwaniającego miliony dolarów na widowisko bez duszy, paradoksalnie zaczynamy doceniać nawet tego osławionego smoka. Bo przynajmniej była w tym ręka twórcy, który nie potrafił, ale chciał. Netflix z kolei ma możliwości, wie jak i udaje, że daje produkt pełny, a dostarcza wydmuszkę.

Jeśli więc ten świat ma się jeszcze odrodzić, niestety, ale jedynym ratunkiem jest już reboot. Od powrotu do źródeł, do ducha Sapkowskiego, do prostoty i ironii jego opowieści. Może ewentualny sukces gry Wiedźmin 4 znowu da do zrozumienia, że przecież w tej historii jest mnóstwo filmowego potencjału, z którego nikt w pełni nie skorzystał. Tymczasem wciąż tą najlepszą adaptacją pozostaje ta, która w toku lektury pojawiła się w naszej wyobraźni.

Komentarze
9
Lucek
Gramowicz
18/11/2025 00:37
Grze

Zastanów się: przeciwstawiasz to co ktoś gdzieś kiedyś napisał, temu co można zobaczyć oglądając film lub serial. 

Nawet jeśli kiedyś było, to teraz nie ma. Czy gdy oceniasz grę to to robisz opierając się na wersji alfa, czy na tej z najnowszymi patchami? 

Grze
Gramowicz
17/11/2025 23:26

Nie upieram się przy moim. Ale podaję zebrane źródła (wiem, niewiarygodne), z tamtego czasu lub niewiele późniejsze:

  1. ​https://jedynka.polskieradio.pl/artykul/1483060,Jezus-i-Maria-w-Wied%C5%BAminie---czyli-filmowe-wpadki
  2. https://fdb.pl/film/6134-wiedzmin/wpadki
  3. https://www.filmweb.pl/film/Wied%C5%BAmin-2001-1281/discussion/Naj%C5%9Bmieszniejsze+wpadki,721586

ale z pewnością niezależne od siebie. Wszystkie potwierdzają moją teorię, że taka scena w oryginale była. Tak - przyznaję, w obecnych materiałach filmowych jej nie ma. Tak - uważam, że scena ataku na klasztor została wycięta - bo to co jest teraz - czyli ujęcie zamku przebite jakimś ogniem to jest kompletna porażka...

-----------------------

Zresztą, co się będę wstrzymywał. Na koniec petarda znaleziona dosłownie przed chwilą:

  • ​https://wiedzmin.fandom.com/wiki/Jezus

Pozamiatane. Ostatni gasi światło.

I żeby nie było. Nie chodzi mi o to, że nasze stanowiska były odmienne, bo mogłem się mylić, i tak - obecny materiał nie zawiera tej sceny. Nie toleruję po prostu w dyskusjach wycieczek ad personam.

Zatem nie, nie "popierniczyło mi się z jakimś występem kabaretowym".

Pozdrawiam ciepło.

Grze
Gramowicz
17/11/2025 22:43
Lucek napisał:

Zanim zaczniesz powoływać się na wątpliwej jakości źródła może po prostu obejrzyj film.

Grze napisał:

Zanim zaczniesz się wymądrzać, sprawdź źródła.

https://jedynka.polskieradio.pl/artykul/1483060,Jezus-i-Maria-w-Wied%C5%BAminie---czyli-filmowe-wpadki

Jasne, Polskie Radio jest niewiarygodnym źródłem. A tytuł p********li dla zabawy taki sobie niemal dziesięć lat temu. Rozumiem też, że argument iż w ciągu 24 lat od premiery niewygodne fragmenty i największe wpadki mogły zostać celowo usunięte przed ucyfrowieniem materiału na VOD nie przekona?

Ta dyskusja jest po części jałowa, ale proszę, kolejne "niewiarygodne" źródło:https://fdb.pl/film/6134-wiedzmin/wpadkiDobrze, nie będę się upierał. Tak, w obecnie dostępnych źródłach nie ma tej sceny, nie ma tego tekstu. Może powołamy się więc na Autora artykułu. Skoro tęskni za starym Wieśkiem, niech rozsądzi - pamięta scenę napadu na klasztor? Słyszał "Ło Jezu" czy tam "Jezus Maria" za młodu (toż to 25 lat niemal)?

Halo, Autorze tekstu - wzywam na świadka! Panie Piwoński - rozsądzaj Waść, kto ma rację!




Trwa Wczytywanie