Wiedźmin – recenzja 4. sezonu. Nowe rozdanie, jeszcze więcej problemów

Radosław Krajewski
2025/10/30 09:01
5
1

Najlepszą wiadomością związaną z premierą czwartego sezonu Wiedźmina jest to, że jesteśmy coraz bliżej całkowitego zakończenia serii Netflixa.

Nie mój Regis

Po ponad dwuletniej przerwie, zmianie paru aktorów, w tym odtwórcy głównego bohatera oraz zapowiedzi zakończenia serii, Wiedźmin powraca z nowymi odcinkami czwartego sezonu. Zaufanie do tej produkcji od dawna stoi już na bardzo niskim poziomie, a przez równie zawodzące Pierścienie Władzy od Amazona, czy słabszy poziom Rodu smoka, fani fantasy są złaknieni porządnego przedstawiciela gatunku. Paradoksalnie odejście Henry’ego Cavilla mogłoby być lekarstwem na bolączki serialu i wraz z pojawieniem się Liama Hemswortha, Wiedźmin mógłby otrzymać nowe otwarcie, swoisty reboot, aby uratować tę ekranizację po fatalnym trzecim sezonie. Twórcy na czele z Lauren Schmidt Hissrich postanowili jednak kontynuować swój plan, a efektem tego jest nowa seria licząca osiem odcinków. Nie łudźcie się jednak, że nastąpiła jakakolwiek poprawa, a wręcz przeciwnie, przygotujcie się na zdecydowanie najgorszy sezon serialowych przygód Geralta z Rivii.

Wiedźmin
Wiedźmin

Większość plotek dotyczących fabuły, o których często informowaliśmy, okazały się prawdziwe. Serial nie unika więc subtelnego rozwiązania największej kwestii czwartego sezonu, czyli zmiany wyglądu Geralta. Chociaż nic nie zostaje powiedziane wprost, to nowe odcinki rozpoczynają się sto lat po wydarzeniach znanych z Sagi, gdzie jedna z postaci opowiada swoją wersję historii przygód słynnego wiedźmina, jego rodziny oraz kompanii. To jasny sygnał, że w tej wersji opowieści łowca potworów został opisany nieco inaczej, stąd jego inny wygląd niż poprzednio. To jednak niewielki szczegół, który nie niesie ze sobą żadnych większych konsekwencji, stanowiąc jedynie wytrych, aby jakkolwiek zaznaczyć, że twórcy nie chcą unikać wątku wizualnej przemiany Geralta i aby nie pozostawić widzom manewru w tworzeniu swoich własnych teorii spiskowych. Po tej krótkiej sekwencji ponownie zostajemy uczestnikami przygody Geralta i jego Hanzy, walki Yennefer z Vilgefortzem, spisku na dworze cesarza Nilfgaardu, czy w końcu Ciri i jej nowych znajomych.

Każdy z tych wątków otrzymujemy swój czas już w pierwszym odcinku nowego sezonu, ale że każdy z nich znajduje się w momencie zawieszenia i ich akcja posuwa się w ślimaczym tempie, to ciężko nie odczuwać znużenie już w połowie epizodu. Tempo czwartej serii Wiedźmina ewidentnie kuleje i sytuacja nie poprawia się przez pierwszą połowę sezonu, która na nowo ustawia pionki na szachownicy i to w każdym pojedynczym wątku. Zdecydowanie nie jest to sezon do oglądania ciągiem i szybko można się zniechęcić, czekają na właściwą akcje. Nie oznacza to jednak, że przez ten czas nic ciekawego się nie dzieje. Twórcy konsekwentnie rozwijają wątki intryg i knowań, zarówno wśród czarodziejek, w pałacu Emhyra var Emreis, czy wśród Redańczyków, którzy desperacko bronią się przed Czarnymi. Nie można również zapomnieć o wprowadzeniu nowych bohaterów na drodze Geralta, czyli Emielu Regisie i Zoltanie Chivayu.

Popularny krasnolud w końcu dołącza do historii, choć zdecydowanie nie jest to udział, na który liczyliby fani. Jeżeli pamiętacie Zoltana z gier CD Projekt Red, to będziecie zawiedzeni, jak mało charyzmatyczny i wyrazisty jest w interpretacji Danny’ego Woodburna. Nie wyróżnia się ani z wyglądu, ani tym bardziej z charakteru, pozostając kolejnym krasnoludem z kiepską charakteryzacją i kostiumem. Zresztą podobny zarzut można mieć do słynnego wampira, który powinien być najmocniejszym elementem sezonu adaptującego Chrzest ognia. Kontrowersyjny wybór Laurence’a Fishburne’a do tej roli mogłaby uratować jedynie wrodzona charyzma aktora, ale koniec końców gwiazdor Matrixa i Johna Wicka poległ na całej linii. W postaci Regisa nie ma za grosz charakteru, aury tajemniczości, czy pewnej wzniosłości, która charakteryzowała tego bohatera w książkach, czy grach. Jego rozmowy z Geraltem stanowiły jeden z najlepszych elementów powieści Andrzeja Sapkowskiego, a jego pomoc z uratowaniem dziewczyny oskarżonej o czary w obozie uchodźców, były jednym z najciekawszych momentów Sagi, lecz w serialowej adaptacji zupełnie nie wzbudza to żadnych emocji. Zdecydowanie najlepszym elementem jego postaci jest krótka animacja prezentująca jego genezę, której choć styl graficzny nie jest szczególnie dopracowany, to stanowi miłą odskocznię o bylejakości całego serialu.

Serial narobił mi tylko…

Czwarty sezon Wiedźmina nie rezygnuje całkowicie z historii zawartej w Chrzcie ognia, ale dodaje też wiele swoich własnych pomysłów, które są jeszcze gorsze niż w poprzednich sezonach. Wystarczy jedynie wspomnieć o całkowicie zmienionym wątku Yennefer, która staje się główną przeciwniczką dla Vilgefortza. Gdy w książkach była wyrzutkiem i prawdziwą persona non grata dla rodzącej się Loży Czarodziejek, tak w serialu zostaje nie tylko prowodyrką zrzeszenia czarodziejek po dramatycznych wydarzeniach z Thanedd, ale również rebeliantką stojącą na pierwszej linii frontu w walce z armią Vilgefortza. W tym celu organizuje szkolenie młodych adeptek w Montecalvo i wraz z Filippą Eilhart, Triss Merigold, czy Sabriną Glevissig, przygotowują się do wielkiej wojny. Dochodzi do niej w szóstym odcinku, który jest prawdopodobnie najgorszym epizodem z całego Wiedźmina, a to nie lada wyczyn. Chociaż twórcy prezentują swoją wesołą twórczość, to wciąż można byłoby ją uratować, gdyby akcja miałaby jakiś sens. Ciężko jednak nie przecierać oczu ze śmiechu oraz zdumienia, gdy czarodziejki wykorzystują miecze, łuki i inną broń, aby rozprawić się z przeciwnikami. Gdy dodamy do tego, że na pomoc przychodzą im łowcy potworów pod dowództwem Vesemira, ci sami, którzy tak stronili od polityki i wybierania stron, to dostajemy mieszankę wszystkiego, czym adaptacja Wiedźmina być nie powinna.

Wiedźmin
Wiedźmin

Chociaż jest to bezsensowne i karykaturalne, to nadal mogłoby się to nieźle oglądać, gdyby serialowy Wiedźmin nie był tak brzydki i płaski. Już w poprzednich odcinkach widać, że wyższy budżet zdecydowanie nie poszedł na poprawę jakości scenografii, charakteryzacji, kostiumów, czy przede wszystkim efektów specjalnych. Poszczególne lokacje wyglądają sztucznie i brakuje im głębi, charakteryzacja nadal stoi na żenująco niskim poziomie, a kostiumy prezentują się tanio i mało realistycznie, aby tylko wspomnieć o nowej „motocyklowej” kurtce Geralta. Po serialu, który kosztował aż 221 milionów dolarów (według niepotwierdzonych informacji), oczekiwałoby się czegoś dużo lepszego. Tych pieniędzy nie widać również w efektach specjalnych, zarówno w CGI potworów, które są niezwykle brzydkie, jak i w poszczególnych efektach czarów, szczególnie we wspomnianym wyżej szóstym odcinku. Ten świat wykreowany przez Lauren Schmidt Hissrich nie ma własnego stylu, żadnej charakterystycznej estetyki i wygląda, jakby został posklejany z zupełnie różnych produkcji.

GramTV przedstawia:

Zanim przejdziemy do tych nielicznych plusów czwartego sezonu, warto pochylić się nad nowym Geraltem. Liam Hemsworth miał trudne zadanie, aby przejąć rolę po Henrym Cavillu i niestety nie jest to już ten sam wiedźmin. Tym razem Geralt otrzymał więcej dialogów, w tym kilka kontrowersyjnych, które nie spodobały się fanom już w zwiastunach serialu. Twórcy jednak tłumaczą się, że jest to ich interpretacja Geralta i u nich łowca potworów właśnie tak się wyraża. Idąc tą logiką, tak samo mogą wytłumaczyć opisany wyżej wątek Yennefer, czy też resztę wątpliwych decyzji, które zostały zrealizowane na przestrzeni całego serialu. Niestety to nie przysłużyło się samej postaci, która tym razem nie wzbudza żadnych emocji, a co najwyżej politowanie desperackimi próbami nadania jej jakiegoś charakteru. U Cavilla udało się to osiągnąć samymi spojrzeniami, gestami, czy tembrem głosu aktora, czego w wykonaniu Liama Hemswortha brakuje. Ciężko tu winić samego aktora, który widać, że się stara i nie można odmówić mu fizycznej pracy przy tej postaci, ale cala reszta wyraźnie kuleje, pomimo usilnych prób, aby przynajmniej pod wizualnym względem upodobnić go do starego Geralta Cavilla.

Wiedźmin
Wiedźmin

Czwarty sezon Wiedźmina ma co najmniej dwa mocne plusy, których wymienienie byłoby wielką niesprawiedliwością. Przede wszystkim wyróżnia się świetna muzyka autorstwa Josepha Trapanese’a, który pracował już przy poprzednich sezonach. To wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa, która szybko staje się największą zaletą serialu. Problem w tym, że wcale nie trzeba oglądać nowych odcinków, aby jej doświadczyć i wystarczy do tego Spotify albo YouTube, aby się z nią w pełni zapoznać. Wielkie wrażenie robi ponownie choreografia walk, która jest dynamiczna, efektowna i brutalna. Prawdopodobnie ekipa, albo przynajmniej jej część, odpowiedzialna za sceny walk z poprzednich sezonów, powróciła również w czwartym, dzięki czemu otrzymujemy sceny pojedynków, które potrafią nacieszyć oko. Przynajmniej niektóre z nich, bo nie brakuje również absurdalnych, efekciarskich momentów, które nijak nie przystają do tego świata fantasy i wiedźmińskiego kunsztu radzenia sobie z przeciwnikami. Niestety mamy też sceny, jak te w walce czarodziejów, gdzie można jedynie spuścić zasłonę milczenia, ale na przeciwległym biegunie znajduje się finałowa bitwa z udziałem potężnego Leo Bonharta, która jest niezwykle krwawa, brutalna i podkreślająca jego nadludzką wręcz siłę i umiejętności. Aż żal, że jest taka krótka, ale jakże satysfakcjonująca na wielu płaszczyznach.

Coś się kończy

Zresztą w rolę Leo Bonhart wcielił się Sharlto Copley, aktor znany z Elizjum, czy Hardcore Henry. Akurat w tym przypadku twórcy chcieli być wierni z książką i stworzyli Bonharta zgodnego z literackim opisem. Ale nawet przy tej postaci charakteryzacja pozostawia wiele do życzenia i Copley, pomimo aktorskiej wartości, jaką wniósł do tego serialu, wygląda dosyć śmiesznie. Jego łysiejąca czupryna i długi, siwy włos powodują, że wygląda, jakby urwał się z planu kolejnego aktorskiego filmu o Asteriksie i Obeliksie. Rozczarowuje także nowy odtwórca roli Vesemira, czyli Peter Mullan (odtwórca roli króla Durina III z Pierścieni Władzy), który nie ma w sobie tej samej ikry, co Kim Bodnia. Szczególnie widać to w jego scenach akcji, gdzie aktor jest powolny i mało dynamiczny, jakby jego miecz i pancerz ważyły o kilkanaście kilogramów za dużo.

Wiedźmin
Wiedźmin

Wiedźmin mógł zaliczyć nowe rozdanie wraz z pojawieniem się nowego odtwórcy roli Geralta, ale to wymagałoby również rewolucji u samych twórców serialu. Niestety Netflix nie pokusił się o tak odważny ruch i w konsekwencji dostaliśmy kolejny fatalny sezon serialu. Ciężko jest więc nowe odcinki za cokolwiek pochwalić, gdyż niemal wszystko jest słabe lub co najwyżej przeciętne, a już na pewno rozczarowujące i miejscami wręcz karykaturalnie śmieszne. Liam Hemsworth w żaden pozytywny sposób nie wpłynął na losy serialu, chociaż nie można odmówić aktorowi zaangażowania, aby stworzyć jak najlepszego Geralta, ale z takim materiałem polegliby nawet Daniel Day-Lewis, czy Leonardo DiCaprio. Czas więc rozpocząć odliczanie do końca serialu, który prawdopodobnie otrzyma swój wielki finał już w przyszłym roku.

W międzyczasie można mieć nadzieję, że prawa do ekranizacji Wiedźmina są tak skonstruowane, aby ktoś inny przejął je od Netflixa. Pytanie tylko, kto może to zrobić? HBO ma już świat Gry o Tron, więc dwie serie fantasy nie są im potrzebne, Amazon rozwija Pierścienie Władzy, więc to też nie jest dobry kierunek. Disney w ostatnich latach udowodnił, że powierzenie im tak wielkiej serii skończyłoby się kolejną katastrofą, a Apple TV bardziej stawia na science fiction niż seriale fantasy. Pozostaje więc Peacock od Universala lub Paramount+, ale obie platformy nie mają w swoim dorobku takiej marki i seriali o takim rozmachu. Netflix więc powinien podjąć najlepszą możliwą decyzję i już po kilku latach od zakończenia Wiedźmina, ogłosić nową ekranizację przygód Geralta, najlepiej ponownie w formie serialowej, tym razem powierzając ją odpowiednim twórcom i obiecując wierność literackiemu pierwowzorowi. Skoro Warner Bros. mogło zrobić coś podobnego z marką Harry’ego Pottera, to czemu nasz rodzimy Wiedźmin miałby być gorszy?

2,0
Czwarty sezon Wiedźmina zawiesza poprzeczkę jeszcze niżej niż poprzednia seria. Nowy odtwórca roli Geralta nie pomógł serialowi.
Plusy
  • Świetna muzyka
  • Choreografia walk, szczególnie w ostatniej scenie akcji
  • Sharlto Copley jako Leo Bonhart daje radę
  • Liamowi Hemsworthowi nie można odmówić starań i zaangażowania w rolę…
Minusy
  • …ale jego Geralt jest o wiele mniej charyzmatyczny od Henry’ego Cavilla
  • Znów nieudane zmiany w historii
  • Wątek Yennefer i absurdalna bitwa czarodziejów
  • Nudne wątki, szczególnie Szczurów i Nilfgaardu
  • Regis i Zoltan pozostawiają wiele do życzenia
  • Sztuczna charakteryzacja i tanie kostiumy
  • Puste, pozbawione głębi lokacje
  • Niektóre przerysowane sceny walk
  • Brzydkie efekty specjalne
  • Peter Mullan jako Vesemir to jakiś nieśmieszny żart
  • To mogło być zupełnie nowe otwarcie dla serialu, a jest powtarzanie i pogłębianie błędów z poprzednich sezonów
Komentarze
5
Bulcyś
Gramowicz
31/10/2025 01:25

Im dalej w to brną,tym większy smród się ciągnie i wstyd,że to coś wogóle powstało.Do zaorania cały ten gniot być powinien już po pierwszym sezonie :D

Spar1988
Gramowicz
30/10/2025 19:41

zassałem jeden odcinek , sprawdzić jaka to szmira (nie mam geyflixa) przewinąłem chyba w 5 min cały, zobaczyłem ślinę Ciri z nadmiarem pigmentu , krasnoludki wystarczy. 1-10

Headbangerr
Gramowicz
30/10/2025 10:28

Showrunnerka wącha swoje własne g***o i upaja się jego zapachem.




Trwa Wczytywanie