Painkiller (2025) - recenzja gry, po której złamane serce boli najmocniej...

“Goździkowa przypomina, na ból głowy (złamanego, painkillerowego serca) Etopiryna”.

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

Tak jak już kiedyś wspominałem w moich pierwszych wrażeniach z nowego Painkillera – aby zrozumieć co stało za sukcesem pierwszej polskiej gry, która mocno przebiła się do mainstreamu warto znać kilka faktów, które za nim stały. Gra sama w sobie to jedno, atrakcyjna cena (w Polsce) to drugie, a promowanie tytułu esportowo przez Fatal1ty w czasach, gdy rządził Quake 3 Arena to trzecie. Dlatego też bez tych podstaw oraz wiary w to, że projekt może być próbą przywrócenia ważnej dla polskich graczy marki trudno jest mówić o sukcesie.

Kilka lat temu, gdy pierwszy raz usłyszałem o powrocie Painkillera nadzieja na to, że dostaniemy coś na kształt pierwszej części zapłonęła ogniem piekielnym. Nawet, jeśli remake w postaci Hell and Damnation był jaki był, to nadal trzymał się on pewnych założeń oryginału i właśnie z tego powodu grało się w niego w miarę przyjemnie.

W przypadku nowego Painkillera właściwie tego nie ma. Jest za to kolejna, skrojona pod dzisiejszego gracza próba przełożenia klasyki na nowy grunt… a to często oznacza potężne kłopoty.

„Nowa, udoskonalona receptura, a smak ten sam”?

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

Przepraszam za porównanie iście gastronomiczne, ale jako jedyne wpada mi do głowy – z nowym Painkillerem jest jak z produktami, które powracają na rynek po wielu, wielu latach. Mają one co nieco zarobić na nostalgii oferując niby to samo, ale jednak inaczej. I tak właśnie jest z grą Painkiller, ponieważ z jakiegoś powodu ktoś wpadł na pomysł, aby na dobrze znanej i lubianej marce (głownie w Polsce, ale również i na świecie), stworzyć coś, co będzie się wpasowywało w dzisiejsze trendy oraz sentymenty graczy.

Ponieważ jak dobrze wiemy podobno to, co stare i dobre dzisiaj „się nie sprzedaje” – tak mówił pradawny mędrzec oraz jasnowidz Excel. Tego jednak staram się często traktować z dużym przymrużeniem oka, ponieważ gracze często dają znać i to głośno, że sami wiedzą czego tak naprawdę chcą.

Żeby jednak nie było, to fabularnie nowy Painkiller jest bardzo prosty – grupa śmiałków trafia do Czyśćca i ich zadaniem jest wyczyścić to miejsce z demonów, aby mogli doznać odkupienia swoich win. Nie ma za tym stojącej głębszej historii, choć jakieś zbitki lore w kodeksach czy dialogi między bohaterami się pojawiają. Jak dobrze wiemy, to w przypadku tego typu produkcji fabuła jest pretekstem do strzelania.

I tutaj trzeba oddać Anshar Studios sprawiedliwość – w Painkillerze strzela się dobrze, a modyfikacje broni wcale nie wypadają tak źle, choć można mieć wrażenie, że bezsensownym jest szukanie czegoś więcej po rozwinięciu chociażby Kołkownicy i wprowadzeniu… samonaprowadzających kołków. Niby pomysł na żywioły jest, ale odporności i wrażliwości komplikuj a to, co właściwie skomplikowane być nie powinno w tego typu strzelankach. Wprowadzenie uników zlikwidowało klasyczny „bunny hop” oraz mocno spowolniło rozgrywkę w tradycyjnym poruszaniu się. Pojawiają się karty Czarnego Tarota, ale tak naprawdę… to brakuje im czegoś, co można byłoby dawać korzyści biorąc pod uwagę ewentualne ujemne modyfikatory.

Można byłoby tych zmian względem oryginału mnożyć i o ile wiele z nich jest zrobionych jak najbardziej poprawnie jak na kooperacyjną strzelankę tego typu, których to wiele na rynku już się pojawiło. Nie byłoby również w tym kooperacyjnym podejściu nic złego, gdyby nie fakt, iż całość prezentuje się bardziej jako gra skrojona przez analityków, którzy w ten sposób określiliby potrzeby dzisiejszego gracza oraz wizerunek piekła w medium, jakim są gry komputerowe. Z drugiej strony powiem zupełnie szczerze, że powinniśmy się cieszyć, że nikt nie wpadł na pomysł, aby z tej marki zrobić kolejne Battle Royale z dziesiątkami przepustek sezonowych i ewentualną, obowiązkową współpracą z Sabriną Carpenter czy Hatsune Miku.

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

Wszystko jest tutaj do bólu poprawne od projektu miejscówek, poprzez projekty postaci oraz pomysły na przeróżne wyzwania w ramach rajdów. Odstawiam również na boczny tor fakt, że w przypadku jednej z misji na Moście Katedralnym beczki zwyczajnie potrafiły się bugować na kilka różnych sposobów, a i problem kompletnie znikających mobów również się pojawił… przez co trzeba było zaczynać misję od nowa.

Sam fakt tego, że wszyscy przeciwnicy pojawiają się w większych grupach, które można w łatwy sposób eliminować lub też idą w sznureczku szybciej lub wolniej w kierunku bohaterów sprawia, że można się zastanawiać czy rzeczywiście tym właśnie był Painkiller. Brakuje bowiem w tym wszystkim pewnej dynamiki starć, odrobiny chaosu oraz konieczności kombinowania w momentami bardzo ciasnych miejscach. Nie mówiąc już również o pomysłowości w starciach z bossami, którzy to są nieco rozczarowujący.

Na szczęście (bądź nieszczęście tej gry) te rajdy są w miarę krótkie. Jeśli jesteście wprawnymi graczami w FPSach, to sobie z przejściem Painkillera poradzicie w kilka godzin. Może maksymalnie cztery, jeśli będziecie mieli problem z przejściem bossów lub będziecie powtarzali niektóre sekwencje. Można byłoby to nazwać bardzo niskim wymiarem kary w Czyśćcu. Czy po tym wszystkim chciałoby się grać dalej w trybie “roguelike”? Wątpię, ponieważ granie w Painkillera nie sprawia wiele radości, a wręcz zadaje coraz więcej bólu. Nie tylko ze względu na nudę, ale na fakt tego, co zrobiono z marką jako taką.

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

GramTV przedstawia:

O grafice powiem właściwie tyle, że ku mojemu zaskoczeniu Painkiller hulający na Unreal Engine 5 działa na PlayStation 5 bardzo płynnie i rzadko kiedy spada poniżej 60 FPS. Być może jest to efekt tego, że trybów graficznych tutaj nie uświadczymy, a może niezbyt przesadnej próby tworzenia efekciarstwa na wysokim poziomie. Powiedzmy, że w połączeniu z o wiele mniejszą dynamiką względem oryginału zasadniczo byłoby dziwnym, gdyby gra nie chodziła dobrze na konsolach czy pecetach (nawet na SteamDecku daje radę, co mnie zaskoczyło).

Co do muzyki z kolei, to brakuje temu wszystkiemu odpowiedniego pazura nawet, jeśli te melodie pasują do całej układanki oraz tego konkretnego Painkillera. Ale kompozycje same w sobie wypadają w najlepszym wypadku poprawnie, ale nader płasko. Jest to trochę podobny problem, który wystąpił m.in. w Doom: The Dark Ages – te melodie mogłyby się spokojnie obronić w zupełnie innym miksowaniu niż to, które zostało zapodane w pełnej wersji gry. Jednak w ostatecznym rozrachunku wolałem sobie w tle włączyć soundtrack z poprzednich gier z serii, który w pewien sposób nadal dobrze pasował – Catherdral Fight to nadal jeden z świetnych kawałków.

„To jest Painkiller na miarę naszych czasów”.

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

Podsumuję to, co zobaczyłem krótko – nie, to nie jest Painkiller i trudno nawet próbować czarować, że jest inaczej.

To, że gra ma tytuł podobny do tego, który pojawił się lata temu i wykorzystuje kilka kultowych „ficzerów” z oryginalnego Painkillera niestety Painkillerem go nie czyni. Jest to raczej produkt, który poniekąd ma podjąć próbę zagarnięcia kilku złotych monet próbując lekko przejechać się po nostalgii oferując poprawnego do bólu, kooperacyjnego shootera… do którego było mu kosmicznie daleko w tamtych czasach z wiadomych powodów. Oczywiście można byłoby teortyzować na temat tego czy kooperacja w Painkillerze miałaby rację bytu, ponieważ w takim Serious Samie się pojawiła (i była całkiem fajnym dodatkiem), ale tegoroczna próba przywrócenia tej marki w tej formie jest daleka od ciężkiego, momentami horrorowego klimatu gry z Danielem Garnerem jako głównym bohaterem. Zresztą tam motyw mieszania koszmaru z miejscówkami, które poniekąd wzorowane były na prawdziwych lokacjach (opera, dworzec kolejowy itp.) nadawały temu również sporo dobrego smaku zamiast generycznego wizerunku piekła. Choć zawsze mogło to być podlanie tematu stylem Beksińskiego.

Tym bardziej mówienie o tym, że „kto jak nie Polacy rozumieją Painkillera” można również między bajki włożyć, bowiem nie – tutaj tego zrozumienia odczułem znikomą ilość, ponieważ gdyby odjąć charakterystyczną broń oraz karty Czarnego Tarota, to właściwie byłby to kolejny, kooperacyjny shooter na rynku wycięty z pewnego rozdzielnika przez korporacyjne tryby, które gdzieś mają sentymenty oraz rodowód pierwowzoru, który owa gra posiadała. I pod tym względem momentami nawet kolejne “odsłony” serii czy też wcześniej wspomniany na wstępie remake wypadają o wiele, wiele lepiej. Nie oznacza to jednak, że były one grami bijącymi się o tytuł gry roku – były to gry słabe, w najlepszym wypadku do ogrania na wyprzedaży bez większego bólu (tak, mówię o Hell and Damnation).

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

Najlepiej jest więc podsumować to tak, że chcieliśmy kupić mrożoną herbatę w butelce (taką z prawdziwego zdarzenia), a rzeczywistość jest taka, że herbaty samej w sobie jest tam może z dwa procent w butelce. Reszta to napój owocowy zmieszany z przeróżnych innych smaków, które mają tworzyć “posmak herbaciany”, a do tego dorzuca się przeróżne utrwalacze, aby mogła stać w wiele lat na półce. Tego niestety Painkillerowi nie wróżę.

Specjalnie również nie poruszam w tym wszystkim tematu ceny gry, która zasadniczo biorąc pod uwagę formę zabawy mogłaby być niższa, a dysproporcja między różnymi platformami również występuje w tym aspekcie. Po prostu stosunek ceny do jakości i ilości zawartości jest mówiąc delikatnie słaby. Gra jest bowiem krótka, a dodatkowy tryb rozgrywki jest niewystarczającą zachętą do tego, aby spędzić z tym tytułem więcej czasu.

Painkiller (2025) - recenzja gry
Painkiller (2025) - recenzja gry

Mógłbym powiedzieć, że tak… potężna gorycz i smutek przeze mnie przemawia, ponieważ tak, jak wspomniałem na samym wstępie, bardzo na nowego Painkillera czekałem oraz wierzyłem, iż w dobie powrotu zrozumienia dla starych, dobrych marek również i ta doczeka się powrotu do czasów świetności. Nie żeby od razu na skalę i rozmach gier z segmentu AAA, ale na pewno na taką, którą docenią fani marki oraz gatunku jako takiego. Powiedzmy, że w planie minimum liczyłem na to, że tego hołdu dla “pierwszego skucesu nadwiślańskiej myśli gamedevowej” będzie o wiele więcej w tym kawałku kodu.

Natomiast na ten moment, cytując pewnego zielonego ogra z bagna powiem tak: „No to se jeszcze poczeka”.


A tak jeszcze w ramach dodatkowej noty odautorskiej – starego Painkillera można z powodzeniem znaleźć regularnie na promocjach na Steam czy GOGu. Co ciekawe, broni się on nadal świetnie po latach w jakośći 4K na maksymalnych ustawieniach graficznych, a i sam gameplay nadal jest podobnie miodny, jak lata temu. Jednak o tym porozmawiamy za jakiś czas, ponieważ planuję dodatkowy tekst na temat Painkillera jako takiego.

3,0
Ani to hołd dla legendarnej, polskiej gry, a i jako kooperacyjna strzelanka właściwie się nie broni - lepiej zagrać w pierwszego Painkillera, który jest o wiele tańszy i kilka razy lepszy.
Plusy
  • Z dobrze znanych broni z Painkillera strzela się nawet dobrze.
  • Zaskakujaca dobra optymalizacja...
Minusy
  • ... ale jak nie ma fajerwerków, to właściwie i Unreal Engine z Cerbera staje się miłym Corgi.
  • Kooperacyjnie bardzo biednie i do bólu poprawnie.
  • Krótka, schematyczna, mało satysfakcjonująca "kampania" bez większego pomysłu na coś interesujacego w świecie Painkillera.
  • Wolna, jak nie Painkiller.
  • Elementy kosmetyczne, które praktycznie nie pasują do tego świata...
  • ... albo może i pasują, ale jest to "piekło na dzisiejsze czasy".
  • Generyczny do bólu rock i metal w tle, którego mogłoby nawet nie być.
  • Wywalanie z gry do głównych menusów w oczekiwaniu na połączenie z innymi graczami - serio?
Komentarze
9
fenr1r napisał:

Jednak dobrym remasterem bym nie pogardził.

Tak jak pisałem komentarz niżej - imo wersja z GOGa broni się świetnie i nie potrzeba aż tak bardzo remasterowania. W 4K nie próbowałem, ale 1080p wyglądała nawet dobrze i nie sprawiała problemów ;) 

fenr1r
Gramowicz
29/10/2025 20:48

Muradin_07 napisał:

To trochę jak z rockowymi/metalowymi klasykami - dobrze się starzeją i nie potrzebują nowych wersji.

Jednak dobrym remasterem bym nie pogardził.

Fun_g_1_2_3 napisał:

Czyli tradycyjne ulepszanie koła, aby było bardziej okrągłe...

Najlepszy ruch chyba zrobił Ubisoft z The Settlers History Collection. Zostawili nienaruszoną rozgrywkę i dodali jedynie obsługę wysokich rozdzielczości. Dodatkowo w pierwszej części dodali możliwość zwiększenia prędkości gry. Jednak w przypadku najnowszej części (New Aliens) wyszło dokładnie to samo co z nowym Painkillerem.

Nie żebym popierał praktykę odkurzania zabytków, ale tu by wystarczyła robota w stylu Obliviona. W starej części wystarczyłoby podkręcić trochę rozgrywkę pod dzisiejsze standardy i Doom miałby klimatycznego kolegę po fachu.

Ale tak jak napisałem pod koniec - Painkiller nawet dzisiaj, w tej formie z GOGa broni się jakością i "fun factor" bardziej. Trochę jakby czas zatrzymał się w miejscu.

Natomiast tak to jest, jak się bierze ekipę, która nie do końca rozumie historię stojącą za tytułem, bo da się zrobić to tak, aby wyszło to świetnie bez względu na to czy jest to nowa odsłona, czy to odświeżenie marki. 

Najlepszy przykład - Jagged Alliance 3. 




Trwa Wczytywanie