GRID Legends - Driven to Glory, pierwsze wrażenia

Emocje, adrenalina i netflixowy sznyt. Tryb “Driven to Glory” w GRID Legends zapowiada się jako dobre wprowadzenie do uniwersum, które gracze już dobrze znają.

GRID Legends - Driven to Glory, pierwsze wrażenia

Nie często zdarza się, że twórcy gry udostępniają tryb fabularny do ogrania przed oficjalną premierą gry. W przypadku GRID Legends Codemasters na każdym kroku przypomina o tym, że „Driven to Glory” jest głównym punktem programu w najnowszej odsłonie dobrze znanej graczom serii. Wcześniejsze pojawienie się trybu „Braking Point” w F1 2021 było porządnym przetarciem szlaku i powrotem do tego, co już wcześniej w innych grach Mistrzów Kodu się pojawiało. W przypadku GRID Legends twórcy stawiają na nieco mocniejszy rozmach – są prawdziwi aktorzy, jest stylistyka wzorowana na „Drive to Survive” od Netflixa, a uniwersum GRID zyskuje kilka dodatkowych rumieńców w postaci interesujących bohaterów, których z czasem można polubić lub znienawidzić.

I przyznam zupełnie szczerze, że jest to ten element układanki, który obok wcześniej znanych trybów rozgrywki powinien się graczom spodobać.

Żeby jednak nie było – w ramach udostępnionego buildu możemy rozmawiać tylko i wyłącznie o wydarzeniach z początku trybu „Driven to Glory”… czyli jakieś 5-6 podrozdziałów. Kompletne wrażenia z całego trybu fabularnego znajdziecie wraz z publikacją recenzji w lutym.

Być może będę w opozycji do wielu fanów gier wyścigowych, ale cieszy mnie powrót trybów fabularnych w ścigałkach. Dlaczego? Głównie ze względu na fakt, iż nie wszystkim może odpowiadać suche przechodzenie kolejnych etapów w trybie kariery czy też czyste ściganie w „pro” formie. Dlatego też GRID Legends można uznać za tytuł skierowany do tych, którzy chcieliby pojeździć na torze, ale w formule nieco bardziej arcade, a „Driven to Glory” może posłużyć za dobre wprowadzenie do świata, w którym przez wiele lat rządził Ravenwest i Nathan McKane. To jednak mogą wiedzieć głównie wielcy fani serii GRID, ponieważ mimo posiadania statusu „final boss” w każdej odsłonie ostatecznie zarówno o zespole jak i najlepszym kierowcy cyklu niewiele wiemy.

Tym razem to się zmienia. Z jednej strony poznajemy Ravenwest, z drugiej tych, którzy aspirują do walki z nimi o czołowe lokaty. Ekipa Seneca Racing prowadzona przez Marcusa Ado szuka sposobu, aby drużyna znalazła z jednej strony sponsorów oraz drugiego kierowcę, który wesprze Yumi Tanakę w walce o mistrzostwo GRID World Series. Na Ravenwest czai się również drużyna Voltz, której główny kierowca – Valentin Manzi (grany przez Ncutiego Gatwę) nadal chce pokonać Nathana McKane’a po wielu latach prób. Z kolei same Kruki, pewne swego wraz z obiecującą Larą Carvalho starają się nie tylko walczyć z przeciwnikami na torze, ale również okiełznaniem ego największej gwiazdy serii wyścigowej.

GramTV przedstawia:

Sama historia natomiast zaczyna się od wydarzeń z jednego z wyścigów GRID World Series, aby później krok po kroku przedstawić to, jak potoczyły się losy nie tylko Seneca Racing, ale również pozostałych bohaterów. Chciałoby się powiedzieć, że nic, czego już wcześniej nie widzieliśmy zarówno w grach wyścigowych czy grach ogólnie, ale całość prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Głównie ze względu na fakt, iż do stworzenia cutscenek wykorzystano podobną technologię produkcji do tej z serialu „The Mandalorian”. Pomieszanie wirtualnej rzeczywistości z prawdziwymi rekwizytami oraz udziałem aktorów sprawiają wrażenie, iż wszyscy są obecni tam „na miejscu” i ewentualnie można mieć kilka dodatkowych powodów, dla których chciałoby się zepchnąć z wirtualnego toru Nathana McKane’a. O ile wcześniej można było mieć do niego awersję za finałowy pojedynek z Race Driver: GRID (Koenigsegg vs. Koenigsegg na torze w Le Mans to klasyk, który pamiętam do dziś), tak teraz dodając kilka cech charakteru kreowany jest w pełni na głównego antagonistę serii i aż trudno jest go po prostu nie lubić.

Natomiast od strony czysto technicznej, to o ile w przypadku poprzedniej prezentacji byłem trochę powściągliwy w temacie oceny elementów takich jak model jazdy czy też grafika, tak tym razem taki nie będę. W przypadku tego pierwszego wyraźnie czuć różnicę względem prowadzenia się samochodów z GRID (2019), a GRID Legends na korzyść tego drugiego tytułu. W zależności od wybranej klasy wyścigowej nawet Hypercary da się prowadzić bez nadmiernego chodzenia na boki czy też losowej utraty przyczepności po najechaniu na kerby. Nie zmienia to jednak faktu, iż prowadzenia niektórych typów samochodów po prostu trzeba się nauczyć. Najłatwiej to zauważyć przy Stadium Trucks, które niezwykle trudno wchodzą w zakręty, a mały problem z najechaniem na rampę skutkuje totalną utratą kontroli i koniecznością skorzystania z powtórki. Zresztą – polecam obejrzeć sobie wyścigi tych ciężarówek w prawdziwym życiu.

Z kolei graficznie, o ile zawsze jest miejsce na poprawki, to jest naprawdę porządnie. Wykorzystując ustawienia Ultra bywały momenty, w których zachwycałem się niewielkimi detalami takimi jak unoszący się piach na torze czy zacinający deszcz, przez który momentami mało co było widać. Mimo wszystko jednak stawiam nadal na to, że do samej premiery gry w lutym jeszcze wiele może się zmienić – pewne elementy mogą zostać lepiej dostrojone, może tekstury będą nieco wyższej rozdzielczości, ale jak na ten moment muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony po ograniu wersji pecetowej udostępnionej przez Codemasters.

I tak naprawdę tyle mogę powiedzieć na ten moment. Nadal podtrzymuję to, że tak naprawdę GRID Legends z pewnością spodoba się tym, którym spodobała się poprzednia odsłona serii.

Składając wszystkie elementy w jedno oraz dodając nowość w postaci „Driven to Glory” prezentuje się bowiem jako krok w dobrym kierunku jeśli chodzi o rozwój serii i być może tworzenie czegoś więcej w tym uniwersum. Cieszy również fakt powrotu kilku ulubionych torów z poprzednich odsłon serii np. doków w Yokohamie. Jest również szansa, że pewne usprawnienia w modelu jazdy czy grafice przekonają również tych, którym nie odpowiadały problemy odsłony z 2019 roku. Jedyne, co pozostaje na ten moment niewiadomą to tryby sieciowe oraz to, jak prezentował się tryb prowadzenia własnego zespołu. O tym prawdopodobnie dowiecie się już w momencie pojawienia się recenzji na łamach gram.pl… na razie wszystko idzie w dobrym kierunku i oby tak było do premiery.

GRID Legends pojawi się na półkach sklepowych już 24. Lutego 2022 roku na PlayStation 4/5, Xbox One/Series X i S oraz PC.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!