Przed studiem Eko Software jeszcze sporo pracy, ale nowa gra twórców Warhammer: Chaosbane może okazać się naprawdę przyzwoitym hack’n’slashem. Na premierę pełnej wersji poczekamy jednak zapewne do przyszłego roku. I bardzo dobrze.
Ten czas, doświadczona przecież ekipa (pierwsza gra Eko Software zadebiutowała w 2000 roku), musi spożytkować nie tyle na usuwanie jakichkolwiek błędów, bo już we wczesnym dostępie Dragonkin: The Banished sprawia wrażenie ukończonego tytułu, ale na zmodyfikowanie pewnych aspektów rozgrywki, dzięki którym całość najzwyczajniej w świecie będzie przyjemniejsza w odbiorze. Póki co mamy tutaj kilka istotnie nietrafionych pomysłów, ale to, co najważniejsze, czyli walka w nadchodzącym hack’n’slashu w rzucie izometrycznym, wypada co najmniej dobrze. Stąd też taki, a nie inny tytuł niniejszego artykułu.
Dragonkin: The Banished
Z drugiej jednak strony, nawet jeśli Dragonkin: The Banished okaże się opus magnum Eko Software (czego bardzo im życzę, ale bądźmy realistami), to i tak nie będzie w stanie konkurować czy to z Diablo 4, czy też Path of Exile 2. Widoczny na każdym kroku skromny budżet produkcji, a także - w chwili pisania tego tekstu - mieszane opinie na Steamie raczej nie zachęcają do tego, by sprawdzić w akcji nowy tytuł ekipy odpowiedzialnej za Warhammer Chaosbane, który hitem nie był, ale średnia ocen na Metacritic na poziomie 69-76 procent (w zależności od platformy docelowej), to nie powód do wstydu.
O co tu chodzi?
Tradycyjnie w przypadku pierwszych wrażeń z rozgrywki nie skupiam się mocno na fabule, oceniając głównie rozgrywkę. Niemniej traktująca o walce ze smokami celem ratowania świata opowieść zaproponowana w Dragonkin: The Banished może okazać się czymś więcej, niż kolejnym sztampowym scenariuszem. Już od początku, za sprawą rozbudowanego intro i niekrótkich wcale dialogów, widać że autorzy przywiązują sporą wagę do tego elementu. Oczywiście nie należy spodziewać się tak rozbudowanej historii, jak w klasycznych RPG-ach, niemniej może okazać się, że wcale nie będzie ona jedynie pretekstem do tego, by na potęgę siekać kolejne potwory. Zobaczymy.
Dragonkin: The Banished
Pierwsze wrażenie najważniejsze, ale…
Uruchamiając Dragonkin: The Banished po raz pierwszy, moim oczom rzuciła się - delikatnie mówiąc - nienajlepsza grafika. Fakt, oprawa wizualna nie jest mocnym punktem tytułu, ale po kilku godzinach rozgrywki, kiedy dotarłem do kilku różnorodnych lokacji (miasta, lasu czy też na bagna), okazało się że całość ma swój niepowtarzalny klimat. Szkoda tylko, że przechadzając się po ulicach metropolii trafiałem albo na puste przestrzenie, albo też na miejsca wypełnione przechadzającymi się koło siebie klonami. I wcale nie było ich jakoś bardzo dużo - to jeden z elementów, który z pewnością trzeba poprawić w kolejnych aktualizacjach. Lokacje to na razie makiety, a nie tętniące życiem miejsca. O ile w przypadku lasu, wiadomo, może być pusto, tak w mieście wygląda to co najmniej dziwnie.
Muszę przyznać, że Dragonkin: The Banished ma naprawdę ciekawie zrealizowany prolog. Rozpoczynając swoją przygodę z tą grą wcielamy się kolejno w cztery zgoła odmienne, mocno rozwinięte postacie (co ma także uzasadnienie w opowieści), dzięki czemu możemy sprawdzić je w akcji, tym samym ułatwiając sobie podjęcie decyzji o wyborze klasy już w kreatorze dostępnym zaraz po całkiem rozbudowanym wstępie. Na ten moment dostępnych jest trzech śmiałków do wyboru, czwarty zostanie dodany później w jednym z update’ów. Tak czy inaczej - brawo za pomysł, to może się podobać. Zwłaszcza, że w Dragonkin: The Banished kierujemy naprawdę różnorodnymi bohaterami, więc bez problemu dostosujemy styl walki do własnych preferencji, stawiając na walkę wręcz, atakowanie z dystansu lub też łącząc oba rozwiązania, dodając do tego jeszcze zdolności pozwalające na eliminowanie wrogów za pomocą czarów.
Dragonkin: The Banished
GramTV przedstawia:
O ile prolog faktycznie mnie zachwycił, o tyle już w pierwszym queście nie było tak różowo. Co prawda same zadania są raczej typowe dla takich gier, a więc musimy kogoś zlokalizować, gdzie indziej odeprzeć atak przeciwników, uwolnić więźniów czy też znaleźć określony przedmiot. Tylko dlaczego już na samym początku przez miasto do znacznika idzie się i idzie, i idzie… Naprawdę, nie grałem z zegarkiem w ręku, ale była to co najmniej kilkuminutowa wędrówka, podczas której przemierzałem opustoszałe, dość brzydkie miasto, słuchając rozmowy między kilkoma postaciami. Zdaje sobie sprawę z tego, że sporo ona wnosiła do samej opowieści, niemniej i tak mam nadzieję, że albo po prostu na tym etapie nie ogarnąłem jeszcze opcji szybkiej podróży (samouczek na jej temat pojawił się później), albo to po prostu kwestia nieudanego projektu misji. Do poprawy.
Siekanie potworów do upadłego
W żadnym stopniu modyfikować nie trzeba zaś systemu walki. Ten zaproponowany przez autorów Dragonkin: The Banished jest po prostu bardzo dobry. To zasługa odpowiednich animacji, różnorodnych ciosów, ciekawie przemyślanych umiejętności (możemy wskoczyć w grupę wrogów, zadając obszarowe obrażenia od lodu lub też niczym smok zionąć ogniem w kierunku niczego niespodziewając się oponentów albo wziąć lancę oburącz i biec z nią w kierunku przeciwników czy też z dalszej odległości posyłać na nich z nieba błyskawice, itd., itp.), których jest całe mnóstwo, o czym przekonujemy się w prologu. Dalej oczywiście liczba zdolności drastycznie się zmniejsza, choć dość szybko zyskujemy nowe. Do tego wszystkiego dochodzą specjalne modyfikatory talentów, zwiększające w pasywny sposób ich moce. A także - uwaga - smok! Tak, można mieć w Dragonkin: The Banished swojego smoka, nieocenionego towarzysza na polu bitwy, którego rozwija się identycznie, jak główną postać.
Dragonkin: The Banished
Samo drzewko rozwoju postaci, na którym wydajemy zdobyte punkty doświadczenia, by zwiększać liczbę punktów zdrowia, pancerz, zadawane obrażenia i inne statystyki, nie jest czytelne. Prawdę mówiąc chwilę zajęło mi ogarnięcie tego systemu, tak samo zresztą jak diagramu, na którym umieszcza się wspomniane umiejętności i ich modyfikatory. Oba systemy są mocno przekombinowane, nieintuicyjne i nieczytelne. Można jednak się do nich przyzwyczaić, tak samo jak do zarządzania mapą i systemem szybkie podróży, zwłaszcza że będąc na danym obszarze gra pokazuje jedynie strzałkę w kierunku celu, o ile ten znajduje się właśnie w tym fragmencie świata. Jeśli nie, musimy zerknąć na mapę i poszukać wykrzyknika. To również trochę dziwne i wymagające, w moim odczuciu, zmiany w kolejnych aktualizacjach.
Podsumowanie
Dragonkin: The Banished to dość dziwna gra. System walki, różnorodność umiejętności i - póki co - trzy unikatowe klasy postaci do wyboru w połączeniu z ciekawie zaprojektowanymi lokacjami sprawiają, że trudno się oderwać od ekranu. Czar pryska jednak, kiedy musimy wydać punkty doświadczenia na rozwój postaci lub też chcemy poeksperymentować z buildem na diagramie umiejętności. Do tego wszystkiego dochodzi klimatyczna, ale niestety przestarzała oprawa wizualna. A fabuła? Póki co zwiastuje ciekawą przygodę, ale jak będzie finalnie, przekonamy się najprawdopodobniej dopiero w 2026 roku. Wówczas w Dragonkin: The Banished zagramy nie tylko na PC, ale także - już w pełnej wersji - na konsolach Xbox Series X/S i PlayStation 5.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!