Obecny okres nie jest najlepszy dla branży filmowej, ale i tak można porozmawiać o jej przyszłości. Gry wideo będą tam silnie reprezentowane.
Obecny okres nie jest najlepszy dla branży filmowej, ale i tak można porozmawiać o jej przyszłości. Gry wideo będą tam silnie reprezentowane.
Prawie cztery lata temu pisałem o tym, że gry wideo czeka świetlana przyszłość w Hollywood. Do kin właśnie trafiały produkcje na licencji tak dużych marek jak Warcraft czy Assassin’s Creed. Dla wytwórni filmowych miał to być test na to, czy taki materiał źródłowy jest warty wykorzystania. Optymizm szybko jednak ostudziły opinie krytyków i widzów. Te filmy nie były najlepsze i szybko zrezygnowano z dalszego eksperymentowania. Hollywood wróciło więc do eksploatacji licencji książkowych, komiksowych czy prawdziwych historii. Nikt jednak nie powiedział, że temat gier wideo nie wróci. Wręcz przeciwnie – to się właśnie dzieje. Tym razem kierunek jest nieco inny. Możemy więc zaobserwować spore szanse na sukces.
Po co Hollywood growe licencje? Po to samo co wszystkie inne. Gry to gotowe do zaadaptowania światy, wykreowane postacie i przede wszystkim duża rozpoznawalność, która zapewnia znaczący napływ fanów do kin. Patrząc historycznie rzadko kiedy to wychodziło. Wiele gier doczekało się własnego filmu, ale w znacznej części przypadków efekty były mizerne. Większość produkcji nie zadowalała nikogo – dla fanów gier zbyt mocno odbiegały od oryginału, a kinomaniakom brakowało jakości. Dużo lepiej „siadło” kino superbohaterskie, oparte na licencjach komiksowych. Tam spotkał się dobry pomysł z odpowiednim wykonaniem. Dlaczego więc Hollywood ma podejmować kolejną próbę wykorzystania licencji growych? Z tego samego powodu co cztery lata temu, kiedy pierwszy raz podejmowałem ten temat.
Filmowe uniwersum Marvela zatoczyło koło. DC ciągle szuka pomysłu na siebie. Inne licencje dawno zostały przerobione na wszystkie możliwe sposoby. Jeśli Hollywood nie chce wpaść w stagnację, musi szukać nowego materiału źródłowego. Gry, z wieloma bogatymi markami oraz ogromną popularnością, nadają się do tego idealnie. Można wręcz powiedzieć, że to żyła złota. Prób dostania się do niej było wiele, ale ciągle nikomu się to nie udaje. Teraz można zaobserwować kolejną. Moim zdaniem szansa na powodzenie jest bardzo duża.
Dlaczego w takim razie nie udało się kilka lat temu? Myślę, że problemem mógł być dobór licencji. Warcraft czy Assassin’s Creed to marki mocno nastawione na akcję. W połączeniu z kiepską realizacją wyszły z tego filmy co najwyżej przyzwoite. Pisząc to mam na myśli głównie pierwszy z przykładów. Drugi jest po prostu nędzny. Nic więc dziwnego, że nikt później nie kontynuował tematu. Teraz jednak widzimy nieco inne podejście. Za growe licencje biorą się coraz poważniejsze wytwórnie, a obsada zaczyna robić wrażenie. Widać też, że Hollywood dostrzegło, że gry wideo to nie tylko akcja. Jak wiadomo ciężko przenieść na duży ekran gameplay. Dużo łatwiej jest z ciekawym światem czy interesującymi postaciami.
Przejdźmy do przykładów. Od jakiegoś czasu mocno grami interesuje się Netflix, którego Castlevania w postaci anime ma już cztery sezony. Nie jest to najbardziej spektakularna produkcja największej platformy streamingowej, ale warto wskazać ten przykład. Najważniejszy jest oczywiście Wiedźmin, który stał się największym hitem Netflixa. Oczywiście tutaj wykorzystywana jest licencja książkowa. Nie oszukujmy się jednak – bez popularności gry pewnie nie byłoby tego serialu. Ważną rzeczą jest także tegoroczna premiera filmu Sonic The Hedgehog. Mimo iż nie jest to kino najwyższych lotów, w swojej kategorii sprawdza się całkiem nieźle. Do tego doszły niezłe wyniki finansowe – ponad 300 mln dolarów przychodów na całym świecie, co daje drugie miejsce na liście najbardziej dochodowych filmów 2020 roku. Najciekawsze rzeczy dzieją się jednak w obozie Sony. Film Uncharted przechodził różne problemy, ale wydaje się że sytuacja jest opanowana i wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. Szczególnie dobrze wygląda obsada. Po wcieleniu się Spider-Mana Tom Holland cieszy się bardzo dużą popularnością, a więc jego rola Nathana Drake’a budzi spory entuzjazm. Do tego dochodzą inni popularni aktorzy – Antonio Banderas oraz Mark Wahlberg. Troszkę szkoda, że reżyserem nie będzie przymierzany do tej roli David Russell. Z drugiej strony wytwórnia zrezygnowała z niego ze względu na odmienną wizję projektu – pomysł mocnego odejścia od tego co jest prezentowane w grach nie spodobało się. Fanom oryginału daje to więc nadzieję, że filmowa adaptacja z szacunkiem podejdzie do materiału źródłowego.
Największy optymizm budzi jednak inny projekt. Craig Mazin, twórca fantastycznego serialu Chernobyl, ponownie współpracuje z HBO. Tym razem zajmie się marką The Last of Us. Temat niezwykle wdzięczny, ponieważ pozwala stworzyć ambitną i głęboką historię w postapokaliptycznym świecie. Świetną informacją jest również fakt, że w projekt zaangażowany jest Neil Druckmann, a więc jeden z najważniejszych ludzi w Naughty Dog i współtwórca hitów studia. Nie znamy jeszcze obsady, ale na razie wszystko wygląda wspaniale. HBO, aby rywalizować z Netflixem, musi mieć mocne seriale, które wzbudzą duże poruszenie. Czymś takim może być właśnie produkcja na licencji The Last of Us.
Dla świata gier takie projekty mogą nieść za sobą ogromne profity. Bardzo widoczne mogą być korzyści wizerunkowe. Udane seriale i filmy pokażą, że w naszym ulubionym medium jest nie tylko prosta rozrywka, ale i ambitne treści. Za tym wszystkim mogą również pójść korzyści finansowe. Samo udzielenie licencji to zysk, zawsze uzależniony od szczegółów umowy. Do tego wszystkiego dochodzą przychody wynikające ze wzrostu zainteresowania marką. Weźmy za przykład Wiedźmina 3 – dzięki popularności serialu (oraz wersji na Switcha) gra przeżyła w IV kwartale zeszłego roku skokowy wzrost popularności. Dla CD Projektu to ogromne korzyści finansowe. To samo było z filmem Sonic. Po jego premierze wzrosła sprzedaż gier. SEGA wykorzystała okazję i zrobiła spore promocje oraz dogadała się z Sony i Microsoftem, aby marka pojawiła się w ich usługach subskrypcyjnych (PS Plus oraz Games with Gold).
Jeśli więc gry wideo na dobre wejdą do świata filmowego, niektóre firmy mogą na tym zarobić ogromne pieniądze. Weźmy za przykład Gwiezdne Wojny. Marka swoje korzenie ma w kinematografii, ale od lat zarabia ogromne pieniądze dzięki licencjom – na gry, zabawki czy gadżety. W świecie elektronicznej rozrywki jest tylko jedno IP, które potrafi to robić w podobnej skali. Jest nim oczywiście Minecraft. Widać jednak, że podobną drogą zmierza Fortnite. Branża elektronicznej rozrywki potrzebuje więc Hollywood nie tylko po to, aby jednorazowo sprzedać licencję. Dla wielu marek to szansa na zdobycie dodatkowej popularności, która otworzy drzwi do nowych sposobów monetyzacji. Nic więc dziwnego, że w tym kontekście mówimy tylko o największych. Mali deweloperzy nie mają odpowiedniej siły przebicia, nie tylko aby dotrzeć do Hollywood, ale i później odpowiednio wykorzystać nadarzającą się okazję.
Czy jesteśmy więc, mimo obecnego kryzysu branży filmowej, w punkcie zwrotnym dla branży gier wideo? Wydaje mi się, że tak. To po prostu musiało się kiedyś wydarzyć. Coraz poważniejsze wytwórnie i ludzie zaczynają interesować się growymi markami. To daje znacznie większe szanse na sukces. Przede wszystkim widać, że Hollywood nauczyło się jednego – samo kupno licencji nic nie da. Przerabiali to zresztą wszyscy. W branży elektronicznej rozrywki widzimy od dawna radykalny spadek liczby gier towarzyszących filmom, które robione są szybko i tylko po to, aby wykorzystać chwilową modę. Więcej jest więc adaptacji jak Batman od Rocksteady czy Spider-Man od Insomniac. Hollywood robi to samo, czego najlepszym dowodem są filmy na bazie komiksów.
Myślę, że sukces Wiedźmina i ewentualny The Last of Us oraz Uncharted zapoczątkują nowy trend. Producentom gier coraz mocniej będzie zależeć na tym, aby Hollywood stworzyło coś na ich licencji. To jednak będą musiały być rzeczy na najwyższym poziomie. Tylko to pozwoli osiągać zamierzony efekt. Branża filmowa potrzebuje dobrych materiałów na nowe produkcje, a więc pewnie wykaże zainteresowanie. Warunki są więc idealne. Musi się udać. Jak nie teraz to kiedy?