Minimum zawartości, maksimum dobrej zabawy, czyli graliśmy w Gang Beasts

Paweł Pochowski
2016/04/24 15:00
0
0

W tej grze galaretowaty miś wrzuca swojego rywala do ognia, a uczestnicy zabawy i widzowie wiwatują salwą oklasków i śmiechu, bezdusznicy.

Minimum zawartości, maksimum dobrej zabawy, czyli graliśmy w Gang Beasts

Gang Beasts jest jedną z tych gier, które atrakcyjną rozgrywkę oferują nie dzięki perfekcyjnemu wykonaniu, a świetnemu pomysłowi. W przypadku tej produkcji deweloperzy wymyślili, by zrobić grę o galaretowatych postaciach, które walczą na śmierć i życie w absurdalnych miejscach. Brzmi głupio? Jasne, ale uwierzcie, że bawi i to naprawdę nieźle.

Aktualnie zabawa w Gang Beasts możliwa jest tylko i wyłącznie w formie lokalnego multiplayera. W planach jest już moduł rozgrywki sieciowej, ale deweloperzy jeszcze nie ujawnili, kiedy konkretnie go udostępnią. Pewnie niedługo, choć gra powstaje dość leniwym tempem – od roku 2014, gdy zadebiutowała w formie wczesnego dostępu, do dziś doczekała się zaledwie wersji 0.3, wątpliwe więc, by jeszcze w tym roku została ukończona. Trudno się jednak dziwić, skoro odpowiada za nią niewielkie, brytyjskie studio Boneloaf założone w roku 2011 przez trzech braci Brown. Członkowie Boneloaf zaczęli tworzyć prototypy różnych zabawek i gier, głównie opartych na prostych pomysłach, lecz oferujących przystępną rozrywkę. W wyniku eksperymentu pod tytułem „zobaczmy co stanie się, gdy do prototypu gry fantasy dodamy uproszczoną mechanikę zadawania ciosów” narodziło się Gang Beasts. Gra od samego początku prezentuje się totalnie oldschoolowo, by nie powiedzieć, że miejscami wieje amatorszczyzną, ale jednak wciągający gameplay sprawia, że przez przez chwilę pojedynki wciągają jak przy najlepszych bijatykach.

Od strony technicznej gra jest raczej biedna, dodatkowo opcji rozgrywki nie ma wiele – gracze mogą albo współpracować odpierając razem kolejne fale wrogów albo bić się między sobą. W tym drugim przypadku zasady są proste, kto ostatni zostaje przy życiu ten jest zwycięzcą. Cała zabawa polega jednak na tym, że przedziwni bohaterowie w pokręconych strojach (do wyboru wrestler, kierowca ciężarówki, lisek i inni) wykonani są niczym z galarety, więc ich opanowanie nie jest proste. I to jest właściwie cała zabawa – gracze starają się w niezdarny sposób okiełznać swoich zawodników i zadać drugiemu ogłuszający cios, a następnie wyrzucić go poza planszę lub unicestwić w inny sposób, samemu przy tym nie ginąc. I wbrew pozorom ostatnia część o tym, by nie zabić się przy tej czynności brzmi prosto, lecz nie raz wcale taka nie jest, bo często plany to jedno, a ich wykonanie zupełnie co innego. Nie zliczę, ile razu płakaliśmy ze śmiechu, gdy jednemu z grających udało się znokautować przeciwnika, a następnie zamiast wyrzucić go z planszy czy unieruchomić w jakikolwiek inny sposób, sam popełniał samobójstwo.

GramTV przedstawia:

Żeby było śmieszniej, sporo do grywalności dodają poszczególne poziomy, zapewniające różne sposoby dekapitacji wroga. Ogłuszonego przeciwnika wyrzucamy z zawieszonych wysoko w powietrzu wind i platform albo wrzucamy do rozdrabniarki lub ogniska. Równie ciekawy przebieg mają starcia na lecącym sterowcu czy w pomieszczeniu, w którym postacie poprzez pracę ogromnych wirników raz na kilkanaście sekund unoszą się w powietrzu uważając nie tylko na miejsce lądowania (łatwo zostać pociętym na kawałki przez płaty śmigła), ale także na próbującego pobić ich przeciwnika. A wszystkiemu towarzyszą krzyki, śmiechy i grzeczności, którymi nawzajem częstują się gracze. Całość wygląda ko-mi-cznie i jest naprawdę zabawna, choć... nie da się ukryć, że tylko do czasu.

Tak jak wspominałem, Gang Beasts jest tak właściwie jeszcze w alfie. Do bety daleko, a gra ma niewiele zawartości. Jej minimalizm nie przeszkadza przez pierwszą godzinę zabawy, a czas ten wydłuża się wraz z większą liczbą graczy uczestniczących w zabawie (pośrednio lub bezpośrednio), ale w pewnym momencie jednak dochodzi do głosu. I z tego musicie zdawać sobie sprawę, jeśli macie ochotę na zakup gry – składa się na nią jeden pomysł i dwa tryby, a zamiast pełnoprawnej produkcji musicie postrzegać ją jako ciekawostkę, którą pobawicie się raz na jakiś czas przez godzinę czy dwie. Jeśli nie szkoda Wam zapłacić za to około 90 złotych, droga wolna. Ja nie żałuję, że natrafiłem na Gang Beasts, ale z wystawieniem finalnej oceny wstrzymam się aż do premiery pełnej wersji gry. Liczę bowiem na jeszcze większe pokłady śmiechu i komicznych walk w różnych odsłonach.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!