Dontnod pokazało już, że potrafi budować klimat i szczegółowo nakreślić tło kreowanego świata. W Teorii Chaosu udowadnia natomiast, że potrafi także wywrócić wszystko do góry nogami.
Dontnod pokazało już, że potrafi budować klimat i szczegółowo nakreślić tło kreowanego świata. W Teorii Chaosu udowadnia natomiast, że potrafi także wywrócić wszystko do góry nogami.
Jeszcze przy okazji tekstu o drugim odcinku pisałem, że choć wydarzenia nabierają tempa, nadal w grze nie brakuje momentów, w których na spokojnie możemy usiąść sobie na kanapie, wsłuchać się w gitarową muzykę w tle i porozmyślać nad aktualnymi wydarzeniami. Cóż, w trzecim odcinku jest już na to znacznie mniej czasu. Studio Dontnod wrzuca wyższy bieg, popędzając akcję do przodu. Teoria Chaosu już od pierwszych chwil rozpoczyna się od ważnych wydarzeń. Oto niezawodny duet w postaci Chloe i Max pod osłoną ciemnej nocy wybiera się na małą wycieczkę po kampusie Blackwell Academy. Oczywiście nie jest to spacer czysto rozrywkowy, wprost przeciwnie, dziewczyny udają się do szkoły po bardzo konkretną, lecz nienamacalną rzecz - odpowiedzi. Mają bowiem nadzieję, że poszperanie w kilku miejscach pozwoli im spojrzeć na niedawne wydarzenia z innej perspektywy. Na pierwszym planie, przynajmniej w mojej wersji gry, czuć było ciężar niedawno podjętych przeze mnie decyzji, a więc tragedii, która rozegrała się na szkolnym dziedzińcu i to na oczach wielu uczniów. Max nie była zbyt popularna już wcześniej, teraz ma chyba jeszcze mniej zwolenników, bo część uczniów zdecydowanie uważa, że przyczyniła się ona do takiego, a nie innego zakończenia historii szykanowanej Kate. ![]()
Mniej więcej w połowie odcinka następuje wolniejszy moment wytchnienia, gdy Max i Chloe po nocnych przygodach budzą się w jednym łóżku (bez skojarzeń proszę!) i mają ponownie czas na powspominanie starych czasów. Ale to tylko kilka minut, po których akcja ponownie przyspiesza. Dziewczyny jadą bowiem na kolejne przeszukanie, tym razem o poranku i to u bardzo niebezpiecznego typa. Dostanie się do jego prywatnej "hacjendy" wymaga od Max lawirowania pomiędzy przeszłością, a przyszłością, bowiem podczas rozmów musi ona otrzymać odpowiednie informacje, by następnie umożliwić sobie oraz Chloe wejście na prywatny teren. Po drodze napotykamy na kilka mniej istotnych dla fabuły, ale trudnych moralnie wyborów, które uatrakcyjniają rozrywkę. No a samo przeszukanie jest tym razem źródłem znacznie ważniejszych niż wcześniej informacji. ![]()
Co z resztą? W stronie audiowizualnej niewiele się zmienia. Life is Strange to cały czas świetnie wyglądająca i genialnie udźwiękowiona gra, która co prawda czasem pokaże nam na ekranie kilka pikseli, ale to uroki wybranego przez twórców stylu graficznego, który jednocześnie niesamowicie "klei się" z pozostałymi elementami zabawy. Owszem, mimika twarzy i synchronizacja ust bohaterów z wypowiadanymi przez nich kwestiami nadal są słabe, ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić i wspominam o tym bardziej z kronikarskiego obowiązku, niż prawdziwego oburzenia. Najważniejsze jest jednak to, że Life is Strange nadal utrzymuje swój świetny klimat, który zdążył na przestrzeni epizodów lekko spoważnieć, bo Max zaczyna rozwiązywać kryminalistyczne zagadki zamiast chodzić na zajęcia, ale nadal jest on bardzo sugestywny i wciągający, spokojny, miły i ciepły, choć lekko przerażający zarazem. Taka cisza przed burzą. Oczywiście osoby, które dotychczas nie polubiły Max, a grę uważały za infantylną zdania po Teorii Chaosu nie zmienią. Ja natomiast, jako gracz absolutnie pochłonięty przez tą pozycję, z przyjemnością wystawiam trzeciemu epizodowi najwyższą dotychczas ocenę już teraz będąc lekko rozgoryczony, że do finału pozostało mniej niż więcej. A szkoda, bo cały czas mam apetyt na więcej czasu i z Max, i z Chloe.