Teoria Chaosu - recenzja trzeciego epizodu Life is Strange

Paweł Pochowski
2015/05/26 12:30
5
0

Dontnod pokazało już, że potrafi budować klimat i szczegółowo nakreślić tło kreowanego świata. W Teorii Chaosu udowadnia natomiast, że potrafi także wywrócić wszystko do góry nogami.

Teoria Chaosu - recenzja trzeciego epizodu Life is Strange

Arcadia Bay nadal powierzchownie śpi, zupełnie nieświadome czyhającego na miasto zagrożenia, ale po ostatnich dwóch odcinkach Life is Strange wiemy już, że pod płachtą pozornie nudnej mieściny kryją się głęboko skrywane tajemnice oraz ludzie, którzy zrobią wiele, by nie wyszły one na jaw. Znacie Max, prawda? To główna bohaterka gry, która pochodzi z tego miasteczka, a po latach wraca do niego, by rozpocząć studia na renomowanej uczelni. Jednocześnie stara się zdobyć sympatię rówieśników, jak i odnowić dawną przyjaźń. Niestety, nie wszystko idzie po jej myśli. Wśród studentów uchodzi za szarą myszkę, w nawiedzających ją wizjach widzi jak Arcadia Bay jest niszczone przez tornado, a gdyby tego było mało stara się rozwikłać, gdzie tak właściwie zaginęła bardzo popularna do niedawna dziewczyna. No i ta dziwna umiejętność cofania czasu. Chaos. Ale to wszystko już wiecie. A jeśli nie, polecam Wam lekturę recenzji pierwszego epizodu - podobnie jak i drugiego, z których z niewielkimi spoilerami dowiecie się, co działo się w dotychczasowych odcinkach.

Jeszcze przy okazji tekstu o drugim odcinku pisałem, że choć wydarzenia nabierają tempa, nadal w grze nie brakuje momentów, w których na spokojnie możemy usiąść sobie na kanapie, wsłuchać się w gitarową muzykę w tle i porozmyślać nad aktualnymi wydarzeniami. Cóż, w trzecim odcinku jest już na to znacznie mniej czasu. Studio Dontnod wrzuca wyższy bieg, popędzając akcję do przodu. Teoria Chaosu już od pierwszych chwil rozpoczyna się od ważnych wydarzeń. Oto niezawodny duet w postaci Chloe i Max pod osłoną ciemnej nocy wybiera się na małą wycieczkę po kampusie Blackwell Academy. Oczywiście nie jest to spacer czysto rozrywkowy, wprost przeciwnie, dziewczyny udają się do szkoły po bardzo konkretną, lecz nienamacalną rzecz - odpowiedzi. Mają bowiem nadzieję, że poszperanie w kilku miejscach pozwoli im spojrzeć na niedawne wydarzenia z innej perspektywy. Na pierwszym planie, przynajmniej w mojej wersji gry, czuć było ciężar niedawno podjętych przeze mnie decyzji, a więc tragedii, która rozegrała się na szkolnym dziedzińcu i to na oczach wielu uczniów. Max nie była zbyt popularna już wcześniej, teraz ma chyba jeszcze mniej zwolenników, bo część uczniów zdecydowanie uważa, że przyczyniła się ona do takiego, a nie innego zakończenia historii szykanowanej Kate.

Ale to tylko jeden, nawet lekko poboczny wątek. Bo na tę sytuację nie mamy już wpływu, zresztą, o ile inaczej pokierowaliście decyzjami pod koniec ostatniego epizodu, być może nie doszło do tragedii. Stąd też historia nie kręci się zupełnie wokół ostatnich wydarzeń, a nocna wycieczka dziewczyn ma na celu także dowiedzenie się czegoś o Rachel Amber oraz nielubianym przez Max Nathanie. I choć akurat w tym momencie na stole nie pojawiają się żadne znaczące karty, wycieczka z całą pewnością przyczyniła się do ich odsłonięcia. Była to także okazja do przyjrzenia się murom opuszczonej i skąpanej w mroku szkoły. Max rozświetlająca ciemność korytarza światłem niesionej w dłoni latarki jawiła się dla mnie niczym Alan Wake. Zresztą, podczas zwiedzaniu kolejnego z budynków - szkolnego basenu - nie zabrakło chwil umiarkowanej grozy. Tu zresztą chciałbym lekko ponarzekać, bo okazało się, że Dontnod miało pomysł w jaki sposób dodać do gry trochę napięcia, ale nie miało za to pomysłu na to, w jaki sposób zaprojektować sensowny system skradania się. Ten, który udało im się skleić w całość, jest raczej problematyczny i niewygodny w obsłudze. Cieszę się więc, że miałem z nim do czynienia jedynie przez kilka minut.

GramTV przedstawia:

Mniej więcej w połowie odcinka następuje wolniejszy moment wytchnienia, gdy Max i Chloe po nocnych przygodach budzą się w jednym łóżku (bez skojarzeń proszę!) i mają ponownie czas na powspominanie starych czasów. Ale to tylko kilka minut, po których akcja ponownie przyspiesza. Dziewczyny jadą bowiem na kolejne przeszukanie, tym razem o poranku i to u bardzo niebezpiecznego typa. Dostanie się do jego prywatnej "hacjendy" wymaga od Max lawirowania pomiędzy przeszłością, a przyszłością, bowiem podczas rozmów musi ona otrzymać odpowiednie informacje, by następnie umożliwić sobie oraz Chloe wejście na prywatny teren. Po drodze napotykamy na kilka mniej istotnych dla fabuły, ale trudnych moralnie wyborów, które uatrakcyjniają rozrywkę. No a samo przeszukanie jest tym razem źródłem znacznie ważniejszych niż wcześniej informacji.

Gdy wydaje się, że trzeci odcinek Life is Strange zmierza powoli ku końcowi, Dontnod zrzuca na graczy prawdziwą bombę. Robi to zresztą w idealnym momencie. Już w recenzji pierwszego epizodu pisałem, że scenariusz gry jest jej najważniejszą zaletą. Twórcy po raz kolejny przypominają o tym, ale prezentują świadomość tego, że nie kupią gracza pięć razy pod rząd tymi samymi sztuczkami. Robią więc coś zupełnie nowego, przez co cała historia staje dosłownie na głowie, a my dowiadujemy się, że Max ma z bohaterem Efektu Motyla znacznie więcej wspólnego, niż mogliśmy dotychczasowo sądzić. Gdyby nie tak znaczny finał, z całą pewnością czułbym pewien niedosyt po Teorii Chaosu. Szczególnie, że nadchodzi przecież cały ten wspominany w dwóch poprzednich epizodach kataklizm, ale dziewczyny zajmują się poszukiwaniem koleżanki, która zaginęła ładnych kilka tygodni temu. A w tej sytuacji ich priorytetem powinno być szukanie sposobu na ratowanie miasteczka. Bałem się i po części nadal się boję, że wątek ten zostanie zmarginalizowany w ostatnich dwóch epizodach, bo zabraknie po prostu czasu na jego sensownie rozegranie. Jednocześnie w tym momencie jestem gotów przymknąć na to oko, jeżeli twórcy utrzymają aktualny poziom scenariusza i nadal będą mieć takie asy w rękawie. Końcówki drugiego i trzeciego epizodu są absolutnie genialne i dowodzą, że Dontnod w swojej grze potrafi genialnie poprowadzić nie tylko fragmenty, gdy akcja zwalnia, ale także te, w których przyspiesza. Brawo.

Co z resztą? W stronie audiowizualnej niewiele się zmienia. Life is Strange to cały czas świetnie wyglądająca i genialnie udźwiękowiona gra, która co prawda czasem pokaże nam na ekranie kilka pikseli, ale to uroki wybranego przez twórców stylu graficznego, który jednocześnie niesamowicie "klei się" z pozostałymi elementami zabawy. Owszem, mimika twarzy i synchronizacja ust bohaterów z wypowiadanymi przez nich kwestiami nadal są słabe, ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić i wspominam o tym bardziej z kronikarskiego obowiązku, niż prawdziwego oburzenia. Najważniejsze jest jednak to, że Life is Strange nadal utrzymuje swój świetny klimat, który zdążył na przestrzeni epizodów lekko spoważnieć, bo Max zaczyna rozwiązywać kryminalistyczne zagadki zamiast chodzić na zajęcia, ale nadal jest on bardzo sugestywny i wciągający, spokojny, miły i ciepły, choć lekko przerażający zarazem. Taka cisza przed burzą. Oczywiście osoby, które dotychczas nie polubiły Max, a grę uważały za infantylną zdania po Teorii Chaosu nie zmienią. Ja natomiast, jako gracz absolutnie pochłonięty przez tą pozycję, z przyjemnością wystawiam trzeciemu epizodowi najwyższą dotychczas ocenę już teraz będąc lekko rozgoryczony, że do finału pozostało mniej niż więcej. A szkoda, bo cały czas mam apetyt na więcej czasu i z Max, i z Chloe.

8,8
Akcja przyspiesza, a klimat robi się trochę poważniejszy, ale Life is Strange na tym nie traci, a zyskuje. Brawo!
Plusy
  • czuć wagę dotychczasowych decyzji
  • akcja nabiera tempa
  • GENIALNE zakończenie odcinka!
  • scenariusz
  • bohaterowie
  • strona audiowizualna
  • dobrze wykorzystywana mechanika zabawy czasem
Minusy
  • skradankowy moment z niewygodnym sterowaniem
  • synchronizacja ust i piksele, a więc dokładnie to samo, co poprzednio i co się już nie zmieni do końca
Komentarze
5
Headbangerr
Gramowicz
05/06/2015 01:13

Trzeci odcinek Life is strange dostarcza takich wrażeń, że człowiek aż ma ochotę podzielić się tym z innymi. Właściwie to cała seria zyskuje na tym, jak się ostatni epizod kończy.

Usunięty
Usunięty
26/05/2015 17:12

Powstało forum dyskusyjne o Life is Strange. Ktoś się skusi? :D www.lifeisstrange.forumpolish.com

Ceicob
Gramowicz
26/05/2015 16:03

> Gra jest świetna, ale podejrzewam, że zakończenie zostanie szybko rozwiązane poprzez> "szybki fix czasoprzestrzeni" i cały zachwyt pójdzie w piach.Właśnie niekoniecznie, wcale nie zdziwiłoby mnie gdyby Max nie uratowała Arcadii, byłby to po pierwsze doskonały zaczątek drugiego sezonu, po drugie nie byłoby właśnie tego poczucia tandety.Poza tym wydaje mi się że teraz największą decyzją będzie czy przywrócić rzeczywistość sprzed "zdjęcia" czy podarować Chloe ojca.




Trwa Wczytywanie