Zupełnie jak efekt motyla - recenzja Life is Strange: Chrysalis

Paweł Pochowski
2015/02/04 18:30

Studio Dontnod prezentuje jak poprawić znaną na epizodyczne przygodówki formułę. Robi to w grze przedstawiającej w dojrzały sposób świat niedojrzałych nastolatków.

Zupełnie jak efekt motyla - recenzja Life is Strange: Chrysalis

Pismo z informacją o przyjęciu do Blackwell Academy spadło na Max niczym grom z jasnego nieba. Oczywiście ona sama wyraziła chęć studiowania w jednej z najlepszych szkół dla przyszłych fotografów, ale spodziewała się odmownej odpowiedzi. Tymczasem udało jej się nawet uzyskać stypendium, co umożliwiło finansowy oddech całej rodzinie, a jej - ekstra gotówkę, którą przeznaczyła na zakup wymarzonego laptopa. Wyjazd na studia jawił się dla dziewczyny jako rozpoczęcie nowego życiowego etapu, choć samo miasteczko Arcadia Bay absolutnie nie było dla niej nowe. To właśnie stąd wyprowadziła się wraz z rodziną pięć lat temu, opuszczając jednocześnie najlepsza przyjaciółkę - Chloe. Nie obył się bez łez mamy pakującej koszulki do kartonu, były i łzy Max porzucającej Seattle, ale koniec końców wszystko stanęło na tym, że i tak dekorowała własnoręcznie wykonanymi fotografiami swój nowy, akademicki pokój.

Wraz z rozpoczęciem nowego etapu Max liczyła na to, że zmienią się także inne sfery jej życia. W końcu ma już 18 lat i zacznie obcować z dorosłymi ludźmi, a nie tą ograniczoną "licbazą". Cóż, nadzieje niczym motyl pożyły krótko, a szybko okazało się, że pod względem społecznej struktury studencka brać nie różni się od licealnej młodzieży. Sami wiecie. Są ci popularni i reszta, sportowcy popychający nerdów w swetrach, laski panoszące się niczym Miss Universe i śliniący się za nimi młodzi futbolowcy. Życie. Główna bohaterka liczyła na kontakty z bardziej normalnymi osobami, zamiast tego znowu przed wyjściem na korytarz liczy się ze złośliwymi docinkami, a na przerwie znajduje azyl w łazience, gdzie z dala od wścibskich spojrzeń ma chwilę dla siebie. Uwaga spoiler: To właśnie w taki moment wpasował się Nathan, wyciągając pistolet, który chwilę później wypalił pozbawiając życia dziwną, niebieskowłosą dziewczynę. I w tej właśnie chwili Max ze zdziwieniem odkryła, że potrafi.. cofać czas. Bo już chwilę później znowu siedziała w klasie słuchając wykładu profesora Jeffersona na temat początków popularnych dziś selfie w oczekiwaniu na dzwonek.

Scenariusz Life is Strange z całą pewnością można uznać za najmocniejszy punkt tej produkcji. Twórcy włożyli wiele wysiłku w odpowiednie nakreślenie zarówno głównej postaci Max, jak i pobocznych znajomych, którzy w pierwszym odcinku nie odgrywają większego znaczenia. Podczas trzygodzinnej przygody z pierwszym epizodem dowiedziałem się znacznie więcej o uczniach szkoły i tworzących się wśród nich klik, niż nawet potrzebowałbym do tego, aby wczuć się odpowiednio w klimat nastoletniego życia i problemów. Ale nie dajcie się zwieść, Life is Strange to nie polsatowska Pierwsza Miłość, Max szybko spotyka się z dawno niewidzianą przyjaciółką i zaczyna pomagać jej w poszukiwaniach zaginionej w tajemniczych okolicznościach koleżanki. A gdyby tego było mało, miasto już niedługo może mieć ogromny problem, czemu trzeba naturalnie zaradzić. Skąd to wiemy? Ano właśnie dzięki specjalnym zdolnościom Max.

Life is Strange ewidentnie korzysta z modelu na przygodówki opracowanego przez Telltale Games - mamy tu do czynienia z grą epizodyczną, w której podejmowane decyzje wpływają na to, w jaki sposób potoczą się losy nie tylko głównej bohaterki, ale i otaczających ją osób. Jednocześnie Dontnod udało stworzyć się coś więcej niż zwykłą kalkę, a studio dołożyło do sprawdzonego już modelu coś od siebie. Jak działa możliwość manipulowania czasem? Całkiem prosto, naciskając wskazany przycisk czas zaczyna się cofać - jednocześnie na specjalnej spirali prezentującej jego upływ kropkami zaznaczono miejsca, w których dokonaliśmy ważnych decyzji. Sęk w tym, że Max podczas manipulacji czasem zachowuje świadomość i pamięć, a ponadto może w ten sposób zmieniać położenie swoje oraz innych przedmiotów. Dzięki temu, gdy podczas rozmowy okaże się, że ktoś nie jest do nas zbyt przyjaźnie nastawiony wystarczy wyciągnąć z niego odpowiednie informacje, a następnie rozmowę odbyć na nowo - tym razem w taki sposób, by potoczyła się po naszej myśli.

To tylko jeden z wielu przykładów, ale warto wspomnieć także o tym, że Life is Strange różni się od produkcji Telltale Games także tym, że w grze znajdziemy znacznie więcej zadań do wykonania czy problemów do rozwiązania. Nadal nie jest to poziom znany ze staroszkolnych przygodówek, ale jednak produkcja Dontnod z całą pewnością nie zostanie oskarżona o bycie interaktywnym filmem. Trzeba tutaj pomyśleć, poszukać odpowiedniego rozwiązania, czasem poprzestawiać jakieś przedmioty albo przekonać się, że to co zrobiliśmy nie było najrozsądniejsze i powtórzyć swoje kroki. Manipulowanie czasem jest zresztą wykorzystywane przy zagadkach. Dla przykładu, gdy Max chce zrzucić narzędzia z wysokiej maszyny przekona się, że spadną za szafę, co jeszcze bardziej utrudni dostanie się do nich. W takim momencie cofnięcie czasu i podłożenie w odpowiednim miejscu kartonu sprawi, że pożądany przedmiot trafi w jej ręce.

GramTV przedstawia:

Wiele podejmowanych decyzji ma swoje konsekwencje i często w newralgicznych punktach sprawdzamy obie możliwości. Czy psuje to zabawę? Ani trochę, dlatego, że z reguły wyboru dokonujemy między dwiema i tak kiepskimi możliwościami, a długofalowe konsekwencje ujawnią się dopiero wtedy, gdy będzie już zbyt późno, by zmienić podjętą decyzję. Warto wspomnieć o tym, że twórcy gry pokusili się o nakreślenie dla opowiadanej historii naprawdę głębokiego tła. W każdym z pomieszczeń, które odwiedzamy, znajduje się sporo przedmiotów, którym można się przyjrzeć - rozmawiać można także z wieloma osobami, a Max na bieżąco komentuje ich poczynania, zapisując je ponadto w swoim dzienniku, dzięki czemu naprawdę łatwo poczuć więź z bohaterką. Tym bardziej, że wzbudza ona sympatię - jest może i nieśmiała, nastawiona defensywnie do otaczającego ją świata i ewidentnie nie można jej nazwać ekstrawertyczką, ale ma rozsądne podejście do życia i dystans do siebie oraz otaczających ją osób. Jest trochę chłodna, ale sympatyczna, zwraca uwagę na osoby pomijane przez towarzyską śmietankę, wyciąga do nich rękę - potrafi przyznać się do błędu, bo podchodzi do życia w sprawiedliwy sposób. Do tego wszystkiego rzuca rzadkimi, ale celnymi i śmiesznymi uwagami, przez co klimat całej produkcji jest niesamowicie spójny i oddziałujący na gracza.

Na tak bogatym nakreśleniu tła momentami cierpi tempo akcji. Szczególnie wtedy, gdy na Max czeka na parkingu przyjaciel, a ona tak się do niego śpieszy, że gada po drodze z kilkunastoma osobami, rozwiązuje trzy zagadki, ma czas na polatanie dronem koleżanki, a także dwukrotne usadowienie się na kanapie i wsłuchanie w puszczoną muzykę. Owszem, to ja gracz kieruję jej poczynaniami, ale to twórcy stawiają mnie w sytuacji, w której z jednej strony niby to mam się spieszyć, bo czeka na mnie kolega, ale z drugiej nie mogę tego zrobić, bo inaczej przegapiłbym sporo niewielkich, ale bardzo ważnych dla klimatu detali. Jeżeli lubicie zaglądać w każdy kąt, cieszyć się drobnostkami i chłonąć klimat chociażby poprzez chwilowe zatrzymanie się, rozkoszowanie widokiem i wsłuchaniem w muzykę z tła - Life is Strange zaoferuje Wam to w odpowiedniej ilości. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nacisk na budowę tła dla dalszej historii będzie pewnie domeną pierwszego epizodu, który ma za zadanie wprowadzić gracza do świata Max, wytłumaczyć panujące w nim zasady i umożliwić odpowiednie wczucie się. Tym bardziej więc szkoda, że gdy to wszystko już następuje, gra rzuca niezłym cliffhangerem i informuje, że dalszy ciąg historii poznamy dopiero w marcu. Ale taki już urok epizodycznych przygodówek.

Z technicznego punktu widzenia Life is Strange trzeba pochwalić za świetną oprawę wizualną. Przede wszystkim grafika w grze jest bardzo plastyczna i nasycona ciepłymi barwami, co w połączeniu z kreskówkowym stylem i wspomnianym już klimatycznym soundtrackiem jest ważnym elementem budującym nastrój. Grafika stoi także na niezłym poziomie technologicznym - pokoje są wypełnione dziesiątkami przedmiotów i detali, najczęściej wykonanych z dbałością o szczegóły i zachowaniem tekstur w wysokiej jakości. Cierpi na tym drugi plan, bo poza głównymi lokacjami niewiele przykuwa na nim oko i zdecydowanie brakuje tam kilku elementów, ale być może związane jest to z ograniczeniami silnika. Można to jednak grze wybaczyć, bo pierwszy plan jest na tyle szeroki i rozbudowany, że można się na nim w zupełności skupić.

Co do technicznych wad to mogę doczepić się do fatalnej synchronizacji ust postaci z wypowiadanymi kwestiami - ona praktycznie nie istnieje, co więcej, przez większość czasu bohaterowie ledwo ruszają ustami. Dziwnie to wygląda w połączeniu z lecącymi z głośników kolejnymi zdaniami czytanymi przez lektorów. A skoro już przy tym jesteśmy, kolejny plus na konto Life is Strange wędruje za świetnych aktorów podkładających głos dla poszczególnych bohaterów. Naprawdę dobrze wypowiadają swoje kwestie, z wczuciem się w rolę, a ponadto niektórzy z nich dysponują przyjemną dla głosu barwą, co dodaje dialogom dodatkowego smaczku. Nie bójcie się jednak, nie ma tu miejsca na przedłużające się rozmowy - jest ich sporo, ale są raczej krótkie i zwięzłe, nie zdążycie się więc nimi znudzić.

Reasumując, Life is Strange wkroczyło na arenę, na której królowały do tej pory produkcje od Telltale Games i wydawało się być na przegranej pozycji. Bo korzysta z wtórnego modelu i nie korzysta z licencji na żadną znaną markę, zamiast tego opowiada historię nastolatki powracającej w rodzinne okolice. Nuda, wydawałoby się, a tymczasem deweloperzy naprawdę pokazali klasę. Zbudowali wiarygodne postacie, bogaty w detale świat i połączyli to wszystko z sobą intrygującym, życiowym scenariuszem. Nie ma tu miejsca póki co na wartką akcję, a jednak klimat i grywalność przyciągają do ekranu skutecznie. Jednocześnie pod względem jakości wykonania gra położyła na łopatki konkurencję, która szczególnie w przypadku Gry o Tron zaprezentowała się zupełnie nijako. To zresztą paradoks, bo porównując trzy przygodówki - dwie od Telltale Games i recenzowaną nowość od Dontnod przewidywałem, że Gra o Tron będzie najmocniejsza, za nią uplasuje się Tales from Borderlands, a dopiero na trzecim miejscu sklasyfikować będzie można Life is Strange. Pierwsze epizody tych gier sugerują natomiast, że może być dokładnie odwrotnie. I choć końcowy werdykt wydamy po ostatnich odcinkach, zapowiada się niezwykle intrygujący pojedynek. Mnie Life is Strange mocno przypadło do gustu i żałuję, że na koleje odcinki muszę czekać tak długo. Was namawiam natomiast do sprawdzenia gry, bo pierwszy epizod jest dostępny aktualnie w cenie biletu do kina. Za trzy godziny zabawy to chyba niezła cena, prawda?

8,5
Przyjemna i wciągająca przygodówka urzekająca klimatem - oby następne epizody także takie zostały
Plusy
  • klimat
  • system manipulowania czasem
  • scenariusz
  • bohaterowie
  • bogaty w ciekawe i dobrze nakreślone postaci świat gry
  • soundtrack
  • przyjemna dla oka grafika
  • voice acting
Minusy
  • brak synchronizacji ust postaci z wypowiadanymi kwestiami
  • sterowanie zdecydowanie przyjemniejsze za pomocą pada niż myszki i klawiatury
  • czasem zaburzenia w tempie akcji
Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
11/02/2015 10:39

Pierwsza część była ekstra wciągająca. Teraz pozostaje czekać na kolejną. Przyjdzie szybko :)

Usunięty
Usunięty
11/02/2015 07:16

Jestem zszokowany tak pozytywnymi recenzjami Life is Strange, a tym bardziej pisaniem o rozłożeniu Telltale na łopatki. Gra jest strasznie pretensjonalna, bohaterowie to chodzące stereotypy, dialogi nie porywają, koncepcja też nie jest, aż tak oryginalna i rewolucyjna jak twórcom się wydaje, Wynudziłem się potwornie. Ta gra to dla mnie taki indie film w najgorszym wydaniu: pseudo-głęboki i pseudo-artystyczny. Ogromne rozczarowanie.

Levario
Gramowicz
05/02/2015 19:33

Jak grałem w demo na xboxie, miałem wrażenie, że to oszukać przeznaczenie :) jak tylko to sobie uświadomiłem, gra mnie kupiła. Chętnie pograłbym w pełną wersję.




Trwa Wczytywanie