Podczas Gamescomu miałem okazję zobaczyć 30 minut rozgrywki z nowej gry o młodym Jamesie Bondzie… i wygląda na to, że IO Interactive na ten moment zrozumiało swoje zadanie w tej materii.
007: First Light – wrażenia z Gamescomu
Przychodzi czasami taki moment w życiu danego studia, w którym chcą spróbować czegoś innego i zerwać z przyszytą łatką „ekipy od jednej gry”. W przypadku IO Interactive w większości będzie to seria Hitman, ale jeśli spojrzymy sobie wstecz, to już parokrotnie Duńczycy starali się robić przerwy od przygód sympatycznego (?) łysola serwując chociażby Mini Ninjas czy darzone przeze mnie sporym sentymentem Freedom Fighters.
Tym razem jednak robiąc sobie przerwę od kolejnych przygód Agenta 47 po trylogii World of Assassination otrzymali dość duże wyzwanie – stworzyć grę o przygodach innego agenta, ale o numerze 007… chociaż prawda jest taka, że bardziej o tym, jak próbuje ten status zdobyć.
Na Gamescomie miałem okazję zobaczyć dłuższy fragment rozgrywki z 007: First Light i przyznam szczerze, że podobieństw do wcześniej wspomnianego Freedom Fighters pojawiło się całkiem sporo. Ponieważ idea stojąca za grą z Jamesem Bondem jest niejako bardzo podobna – wykorzystać to, co w Hitmanie się sprawdzało i dodać więcej akcji. Najważniejsze jest jednak to, iż jest to super efektywne.
Młody, nieopierzony kurczak Jej Królewskiej Mości – Słowacja w 007: First Light
007: First Light – wrażenia z Gamescomu
W odróżnieniu od innych gier o Jamesie Bondzie tutaj trzeba się przyzwyczaić do jednej rzeczy – James Bond to na razie początkujący agent, który na każdym kroku musi dostosowywać się do poleceń przełożonych. Dlatego nie dziwi fakt, że w prezentowanym przez IO Interactive demie James był… szoferem. Jego zadaniem było dowieźć agentów na turniej szachowy odbywający się w słowackiej Bratysławie i tak naprawdę tyle. Miał czekać, dopóki towarzysze nie zdekonspirują jednego z innych, zbuntowanych agentów o statusie 00.
Swoją drogą, muszę przyznać, że IO Interactive mocno przyłożyło się do tego, jak wyglądają auta w 007: First Light. Zarówno Jaguary, jak i Astony Martiny prezentowały się w demie świetnie.
I tutaj pojawia się charakterek Jamesa Bonda, który to widząc coś bardzo niepokojącego na horyzoncie, a dokładniej człowieka wyrzucającego czarne worki na śmieci nie jak człowiek do odpowiedniego śmietnika tylko przez barierki, postanawia zbadać temat i śledzić gagatka. Oczywiście sprzeciwiając się rozkazom MI6, bo jakże mogłoby być inaczej. W tym momencie IO Interactive zaprezentowało mniej więcej w jaki sposób działać ma system odwracania uwagi przeciwników tak, aby móc dostać się w dane miejsce i… tak, dobrze zgadliście – zaczęło tutaj mocno pachnieć Hitmanem.
Z jednej strony jest to sprawka silnika Glacier, dzięki któremu cała lokacja na Słowacji wyglądała trochę jakby wyjęta z World of Assassination. Nawet moment, w którym wchodzimy na salę, w której odbywa się pojedynek szachowy przypominała trochę Paryż, ale tylko trochę. Z drugiej strony natomiast większość animacji tak jakby była niesamowicie podobna właśnie do Hitmana. Warto również wspomnieć o tym, że wszystkie trzy sekwencje, które pojawiły się podczs prezentacji były dość liniowe – zarówno infiltracja, jak i późniejszy pościg czy strzelanina na lotnisku nie miały zbyt wiele możliwosci zbaczania z kursu, aby dotrzeć do danego celu, ale IO Interactive zapewniało, że tych bardziej otwartych map, w których będziemy mogli trochę podziałać i wykonać zadania dodatkowe również w 007: First Light, kilka się znajdzie.
Wracając jednak do rozgrywki samej w sobie, to o ile pierwszy fragment był dość powolny, tak późniejszy pościg, o ile dość efektowny jak na tego typu atrakcje w filmach o Bondzie, to również służy raczej jako interaktywny przerywnik niż coś naprawdę spektakularnego… przynajmniej w tym konkretnym momencie zabawy.
GramTV przedstawia:
Momentami nawet prezentował się jak sceny z filmu o Jasonie Bournie niż rzeczywiście o Jamesie Bondzie. Mogę mieć jednak nadzieję, że idąc dalej znajdzie się więcej akcji, gadżetów z Astona Martina czy innych cudów, które się pojawiały na wielkim ekranie.
007: First Light – wrażenia z Gamescomu
To, o czym jednak warto porozmawiać szerzej to ostatni segment, który związany był głównie z akcją. Tutaj sprawa jest dość prosta – tak, żeby odpowiadać ogniem w kierunku przeciwników musimy uzyskać status „Licence to Kill” pozwalający na odbieranie życia, jeśli wymaga tego osiągnięcie danego celu. W tym momencie można byłoby powiedzieć, że wszysktkie chwyty są wręcz dozwolone, a James Bond zamienia się w maszynę do zabijania i to całkiem dosłownie.
I tutaj muszę przyznać, że na oglądamym fragmencie rozgrywki widać, że IO Interactive przyłożyło się do tego strzelania, choć o samym feelingu porozmawiać będziemy mogli dopiero po tym, gdy gra wyląduje w naszych rękach. Zasadniczo nawet motyw związany czy to trybu skupienia (slow-motion) czy też możliwość zaatakowania przeciwnika i wyrwania mu broni, po czym strzelania do reszty jest jakby wyjęta prosto z pomysłów z Hitman Absolution i nie ma w tym nic złego. Dodatkowo jest niezwykle efektownie (wszędzie wybuchy), a późniejsza sekwencja próby wejścia na pokład samolotu wojskowego, hakowania go, aby móc przechylać maszynę na boki (gdzieś już ten patent chyba widziałem…) oraz ucieczka i próbą przejecia spadochronu od jednego z wrogich żołnierzy, to kompletny kontrast w porównaniu do tego, co widzieliśmy w pierwszej części demonstracji.
Czy jest to przesadzone? Tak. Czy efektowne? Jak najbardziej! I właśnie dlatego mi się to podobało, ponieważ w żadnym wypadku rozgrywka w 007: First Light nie powinna być uziemiona - to gra akcji, więc i akcją oraz efektownymi momentami powinna być wypełniona. Jeśli będzie między tym wszystkim odpowiedni balans, to myślę, że gracze będą zadowoleni. Całość bowiem od strony akcji przypomina mi tu bardziej te filmy z Piersem Brosnanem niż Danielem Craigiem, a to dla wielu może odblokować potężne wspomnienia przełomu XX i XXI wieku w popkulturze.
Skradanie jest, akcja jest, ale jak będzie z tym bondowskim klimatem…
007: First Light – wrażenia z Gamescomu
Zasadniczo prezentacja 007: First Light zostawiła z jeszcze większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Głównie dlatego, że przedstawione fragmenty były wyjęciem tego, co właściwie było bardzo dobre w poprzednich grach studia z dopracowanym modelem związanym z akcją, co w Hitmanach poza Absolution zawsze oznaczało pewne problemy i wymiany ognia z wieloma przeciwnikami kończyły się w najlepszym wypadku średnio.
Niemniej jednak IO Interactive sprawia wrażenie ekipy, która wie, co robi i z jakim wyzwaniem się mierzy. Czy będzie to najlepsza gra o Jamesie Bondzie w historii? Nie wiem, choć papiery na to pewne ma. Wszystko zależy od tego, jak będą sprawdzały się w praktyce te bardziej otwarte etapy rozgrywki oraz czy historia będzie trzymała przy ekranie do napisów końcowych.
Bądź co bądź mówimy tutaj o blockbusterowym tytule, więc i do samej gry tak powinniśmy podchodzić. Są pościgi, są wybuchy, są przedziwne sytuacje rodem z akcyjniaków, ale jest też i posmak tego szpiegowskiego klimatu. Jest pozytywnie, choć nadal wiele z tego jest owiane tajemnicą.
Gra 007: First Light będzie miała swoją premierę w 2026 roku na PlayStation 5, Xbox Series X/S, Nintendo Switch 2 oraz PC.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.