Film Marty Supreme właśnie rozpoczął swoją niecodzienną kampanię promocyjną.
Film Marty Supreme, opowiadający o pewnym przebojowym graczu ping-ponga, właśnie zaczyna swoją kampanię oscarową. I już teraz budzi sporo emocji – nie tylko z powodu fabuły, ale też za sprawą wypowiedzi aktorów. Produkcja, w której występują m.in. Timothée Chalamet, Gwyneth Paltrow i Kevin O’Leary, stała się głośnym tematem po komentarzach tego ostatniego na temat kosztów realizacji filmu. Okazuje się, że wymyślił łatwy sposób, by zaoszczędzić miliony dolarów.
Marty Supreme
Aktor z filmu Marty Supreme twierdzi, że AI może zastąpić statystów
O’Leary, grający w filmie męża bohaterki granej przez Paltrow, w rozmowie z World of Travel skrytykował decyzję twórców o wykorzystaniu setek statystów. Jego zdaniem miliony dolarów zostały zmarnowane, ponieważ ich obecność można było zastąpić postaciami generowanymi przez sztuczną inteligencję.
W prawie każdej scenie brało udział nawet 150 statystów – powiedział O’Leary. – Ci ludzie musieli czuwać przez 18 godzin, w pełni ubrani, poruszając się w tle – często nawet niewidoczni na ekranie. To kosztowało miliony dolarów.
Aktor i inwestor argumentował, że technologia AI mogłaby znacznie obniżyć koszty produkcji.
Dlaczego nie można było po prostu użyć agentów AI w ich miejsce? Ten sam reżyser, zamiast wydawać 90 milionów dolarów, mógłby wydać 35 milionów i nakręcić dwa filmy – stwierdził.
O’Leary powołał się też na przykład cyfrowej aktorki Tilly Norwood, stworzonej w całości przez sztuczną inteligencję. Jej ujawnienie odbiło się szerokim echem w branży, pomysł z oczywistych względów skrytykowali głównie aktorzy, widząc w cyfrowych aktorach zagrożenie dla swojego zawodu.
GramTV przedstawia:
To aktorka, która nie istnieje, ale gra znakomicie. Nie musi jeść, nie śpi, może występować w każdym wieku. Związek zawodowy traci rozum. Uważam, że w pewnych przypadkach – jak przy statystach – AI to przyszłość.
Marty Supreme wskazywany jest jako jeden z liderów oscarowego wyścigu. Jego kampania dopiero się zaczęła, ale na pewno jeszcze o filmie usłyszymy.
To swietny pomysl. Ten aktor peenie inkasuje co najmniej polowe tego co wszyscy statysci. Po co likwidowac tyle miejsc pracy, zastapmy tego aktora AI i wtedy tylko in straci orace, a oszczednosc bedzie oodobna.
wolff01
Gramowicz
22/10/2025 12:38
Słyszałem plotki że wytwórnie inwestują już po cichu duże pieniadze w te technologie. I nie chodzi tu tylko o zastępowanie "statystów" ale całych zawodów. Więc to kwestia czasu gdy wytną kolejne miejsca pracy. Nikt tego już nie zatrzyma. Bowiem zawody takie jak scenarzyści mogą bronić się przed AI jedynie jakością swojej pracy - a tej im ostatnio wyraźnie brakuje patrząc na filmy i seriale jakie dostajemy.
Strajk scenarzystów był ruchem który w mocnym stopniu przyczynił się do upadku branży. Nie mówiąc już o związkach zawodowych które wymyślają coraz to nowe "opłaty" i wymogi, które utrudniają i zwiększają koszta produkcji filmów (np. zgody środowiskowe, różnego rodzaju "konsultanci" i "pośrednicy" jak np. "intimacy coordinatorzy" itp. - przykłady można mnożyć). Wywalczyli krótkoterminowe korzyści które w ostatecznym rachunku wyszły im na niekorzyść. Pensje wzrosły, ale zmniejszono zatrudnienie. Wytwórnie ich wykiwały, bo nie dość że przenoszą produkcje gdzie indziej, to mogą wymyślać różne "optymalizacje" kosztów. Kiedy mieli najlepszą koniunkturę post-covidową, oni zaczęli bawić się w strajki i tym samym opóźnili prace nad wieloma projektami, dając wytwórniom mnóstwo wymówek "bo ciężko" i "ludzie nie chodzą już do kin" (bo nie ma na co xD). Nie zyskali przy tym sympati społeczeństwa, bo kiedy oni mogli pracować, wiele branż i prywatnych biznesów musiało mierzyć się z restrykcjami. Nie można też tłumaczyć wszystkiego covidem, serwisami streamingowymi i "zmianom w tym jak konsumuje się dziś rozrywkę". Jeżeli rynek sie zmieniał Hollywood po prostu przespało te zmiany trwając w starych modelach marketingu czy rozpoznania potrzeb "współczesnej widowni" (która nie istnieje, jest po prostu "widownia"). Problem strajków i ich przyszłych negatywnych efektów komentowano szeroko już parę lat temu (mówiono m. in. o złym momencie na strajk, choć fakt faktem że zostali oni podpuszczeni przez związki zawodowe). Ale wtedy takie komentarze krytykowano. A teraz mamy takie a nie inne realia i artykuły https://nofilmschool.com/entertainment-industry-crisis.
Nie pomogły też władze Kaliforni - zmianami w lokalnym prawodastwie mogli obniżyć koszta produkcji filmów, ale wtedy nie było takiej chęci więc zaczęło sie przenoszenie do UK czy innych stanów. Kalifornia i Hollywood zrobiły to same sobie więc nie ma co nad nimi płakać. Uparcie trwają w swoich przekonaniach i mieszają się w politykę (ile razy można powtarzać że 50+% wyborców "wrogiej parti" to wciąż potencjalni widzowie, i to na bardzo konkurencyjnym rynku czyli rozrywkowym). Hollywood zginie jak MTV.