„Gwiezdne wojny potrzebują wstrząsu” – mówi reżyser odstawiony przez Disneya od kolejnych filmów

Jakub Piwoński
2025/12/15 20:40
1
0

Czy to dlatego nie pozwolono mu stworzyć kolejnych filmów z serii? Disney bał się rewolucji?

Rian Johnson, reżyser kontrowersyjnego Gwiezdnych wojen: Ostatniego Jedi, wciąż broni swojej wizji i podkreśla, że seria wymaga odważnych zmian. Reżyser udziela ostatnio wywiadów przy okazji premiery nowego filmu z serii Na Noże.

Gwiezdne wojny
Gwiezdne wojny

Rian Johnson o tym, że Gwiezdne wojny nie powinny bać się zmian

Twórca przyznaje, że zmiany i odwaga w ich wprowadzania były od zawsze elementem tej serii. „Najgorszym grzechem jest bać się zrobienia czegokolwiek, co mogłoby wstrząsnąć serią. Każdy film z serii, od Imperium, wstrząsał światem i wstrząsał fanami” – mówi Johnson, dodając, że dokładnie takie ryzyko podjął przy Ostatnim Jedi.

GramTV przedstawia:

Pomimo początkowych planów, reżyser najpewniej nie poprowadzi nowej trylogii Gwiezdnych wojen. Niedawno przyznał w wywiadzie dla THR, że projekt „praktycznie umarł”. Decyzja nie dziwi fanów, którzy wciąż wspominają kontrowersyjne decyzje Johnsona w Ostatnim Jedi, jak reinterpretacja Luke’a Skywalkera czy pochodzenia Rey.

Dziś jednak Johnson jest na językach dzięki premierze nowej odsłony serii Na Noże – to tej serii poświęcił się w całości, po zakończeniu prac przy Gwiezdnych wojnach. Jego film Żywy czy martwy: Film z serii „Na Noże” trafił w piątek na Netflixa i od razu wskoczył na pierwsze miejsce list przebojów platformy, zbierając znakomite recenzje. Mówi się, że to najlepsza odsłona detektywistycznej serii i dowód na to, że reżyser obrał właściwą drogę twórczą.

Komentarze
1
dariuszp
Gramowicz
Wczoraj 23:01

Rian Johnson powinien po prostu robić swoje filmy i trzymać się z dala od... w zasadzie wszystkiego co jest cokolwiek warte.

Już pokazał, co potrafi. Nakręcił jeden z najgłupszych filmów w całej serii Star Wars. A Star Wars ma parę śmierdzieli. 

Johnson ubił każdy istotny wątek nowej trylogii. Bez sensownej alternatywy, bez payoffu, bez planu na ciąg dalszy.

Dorzucił do tego kompletnie sztuczny i nikomu niepotrzebny "romans" Finn-Rose oraz oparł cały film na jednym idiotycznym pomyśle polegającym na powolnym pościgu w kosmosie. Najwolniejszym i najnudniejszym pościgu w historii sci-fi.

Do tego dochodzą decyzje, które rozwalają logikę całego uniwersum:

  • Holdo DEI maneuver, czyli używanie statków jako pocisków nadprzestrzennych. Jeśli to działa, to cała historia Star Wars przestaje mieć sens. Nie potrzebujesz flot, bitew ani strategii - wystarczy przycisk
  • hyperspace tracking, który również wywraca całe uniwersum, ale istnieje tylko na potrzeby jednego filmu

Bombowce na początku to kolejny absurd. Wolne, nieopancerzone maszyny zrzucające bomby "w dół" w kosmosie, jak podczas II wojny światowej. Bez eskorty. Bez sensu. A wszystko po to, żeby Poe dostał sztuczną "lekcję pokory". Konflikt Poe vs Holdo jest kretyński od początku do końca.

Wątek code breakera to strata czasu. Bohaterowie trafiają na planetę bogaczy, widzą niewolnictwo dzieci, ale zamiast je uwolnić - uwalniają zwierzęta i ogłaszają sukces. Absurd goni absurd. Code breaker istnieje tylko po to, żeby zdradzić szajkę. Jego wątek nie wnosi nic.

Rey bez treningu pokonuje Kylo i eliternych gwardzistów. Tak po prostu.

Całą projekcja Luka jest tylko po to by go zabić. Nie wnosi nic. 

Najgorsze jest jednak to, że cały ten film nie ma znaczenia. Usuń go z trylogii, a fabularnie nie tracisz nic. Przy premierze wszyscy bronili tego filmu hasłem "subwersja oczekiwań". Tylko że jeśli odbierasz ludziom to, czego oczekiwali, musisz w zamian dać coś równie wartościowego albo lepszego. Ten głupi film nie daje nic.

PYTANIE: dlaczego mamy słuchać opinii faceta, który napisał i wyreżyserował taką katastrofę?