Te dwie premiery fantasy z 2001 dokonały gatunkowego przełomu.
Listopad 2001 roku okazał się przełomowy dla kina fantasy. 16 listopada do amerykańskich kin wszedł Harry Potter i Kamień Filozoficzny autorstwa Chrisa Columbusa, przenosząc książkowy fenomen na wielki ekran. Film okazał się gigantycznym sukcesem – zarobił blisko 974 mln dolarów, a z czasem przekroczył miliard. To otworzyło drogę nie tylko do siedmiu kolejnych części, ale i do całej fali nowych adaptacji fantasy.
Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Harry Potter wielkim sukcesem w kinach
Hollywood natychmiast ruszyło do konkurencji o uwagę widzów. W kolejnych latach mogliśmy zobaczyć wiele prób powtórzenia sukcesu Pottera — od Opowieści z Narnii, przez Eragona, po Złoty Kompas czy Percy’ego Jacksona. Jednak żadna z tych produkcji nie zbliżyła się do popularności młodego czarodzieja. Książki J.K. Rowling już wcześniej sprzedawały się znakomicie, ale to filmowa adaptacja przypieczętowała ich kultowy status i sprawiła, że fenomen Pottera eksplodował na skalę globalną. Ekranizacje uczyniły z tej marki nie tylko bestsellerowy cykl, ale i zjawisko popkulturowe, z którym trudno było konkurować.
To właśnie ten sukces pokazał Hollywood, jak ogromny potencjał tkwi w budowaniu wieloczęściowych sag fantasy i jak opłacalne mogą być długoletnie filmowe serie. Nic dziwnego, że dziś — ponad dwie dekady później — świat czarodziejów wraca w formie telewizyjnego rebootu, który ma odświeżyć historię dla nowego pokolenia i ponownie wykorzystać siłę marki, zapoczątkowaną właśnie w 2001 roku.
Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia
A potem przyszedł grudzień 2001…
Zaledwie miesiąc po premierze Pottera na ekrany trafił Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia. Film zarobił 887 mln dolarów, ale co ważniejsze – okazał się lepszy, ambitniejszy i bardziej przełomowy niż ekranizacje przygód młodego czarodzieja. Trylogia Petera Jacksona do dziś uchodzi za jedną z największych epopei w historii kina, a jej ogrom produkcyjny trudno było i wciąż jest trudno powtórzyć.
GramTV przedstawia:
Mimo sukcesu Jacksona, to właśnie Potter stał się wzorem dla późniejszych filmowych franczyz fantasy. Produkcje w stylu MCU, realizowane głównie w studiu i oparte na powtarzalnym modelu, okazały się znacznie łatwiejsze do skalowania niż monumentalna wizja Śródziemia.
Sukces Jacksona zaowocował jednak czymś innym: Grą o tron, której twórcy inspirowali się epickim podejściem Władcy Pierścieni i przenieśli je na mały ekran, rozpoczynając nową erę telewizyjnego fantasy. A w kinie? Najbliżej do Jacksonowego rozmachem projektu wydaje się dziś Diuna Denisa Villeneuve’a – film, który podobnie jak Władca Pierścieni stawia na światotwórstwo, monumentalność i realizację z absolutnym pietyzmem. Tak czy inaczej, to właśnie 2001 rok był dla gatunku fantasy ze wszech miar przełomowy. Wcześniej, w latach 90., czy 80., żaden film (może poza Conanem), nie miał takiego rozmachu i wpływu na kino. Zarówno Harry Potter, jak i Władca Pierścieni to marki Warner Bros. i są dostępne na HBO Max.
No nie. To jest zaklinanie rzeczywistości. Harry Potter to był wtedy kompletny pewniak. Pottermania za sprawą książek trwała w najlepsze, premiera każdej części to było wydarzenie na skalę medialną transmitowane wszędzie, nawet w Polsce były nocne premiery. A o prawa do sfilmowania książek wytwornie się licytowały. Sukces Pottera niczego nie zmieniał w postrzeganiu fantasy, bo wszyscy wiedzieli, że tu będzie kasa. Nakręcenie wszystkich książek zostało zagwarantowane kontraktem zanim w ogóle padł pierwszy klaps na jakimkolwiek planie. A sam film w weekend otwarcia zrobił rekord wszechczasów 90 mln.
Ciężko było znaleźć większego pewniaka w tamtym czasie niż Potter.
Za to Władca Pierścieni to rzeczywiście była inna sprawa. Sukcesu nikt niebył pewien, ale kampanię prowadzono dość umiejętnie (np. pól roku wcześniej pokazano fragment z Morii w Cannes). Sukces był na tyle niepewny że New Line Cinema podzieliła się prawami do dystrybucji poza rynkiem amerykańskim. Sprzedała je różnym zagranicznym (w stosunku do Ameryki) firmom.
Otwarcie było przyzwoite 38 mln ale nic rewelacyjnego. Dopiero po premierze jak się okazało film został przyjęty rewelacyjnie zarówno przez krytyków jak i publiczność, bo długo utrzymywał się w pierwszej 10-tce amerykańskiego Box Office. Pomagały kolejne nagrody, czy 13 nominacji do Oscara.
Ostatecznie WP:DP zarobił 312 mln dolarów vs 316 mln Pottera w Ameryce. I to dopiero przekonało decydentów, że fantasy które nie jest Potterem może się sprzedać (wbrew pozorom dla Hollywood przede wszystkim liczy się ile film zarobił w Stanach w kontekście utrzymania franczyzy).
W kolejnym roku Potter nie był już nawet za wielką konkurencją dla Dwóch Wież. Bo Dwie Wieże zarobiły przeszło 50 mln wiecęj.
Władca Pierścieni zrobił jeszcze coś, przekonał Hollywood że grudniowy termin premiery może być super lukratywny niczym premiery majowe, czy właśnie w Święto Dziekczynienia (co wykorzystał Potter).
Nie, WP nie był pierwszym filmem który zarobił ogromną kasę z premiery grudniowej, przed nim był przecież Titanic, chociaż jego premiera była spowodowana po prostu opóźnieniami i problemami ze skończeniem filmu i nikt się nie spodziewał co się później stanie, a nie celowo wybranym terminem.
Dla WP to był celowo wybrany termin i co roku dokładnie tuż przed gwiazdką były premiery które przynosiły niesamowitą kasę. I Hollywood się nauczyło, że można wtedy wypuszczać też blockbustery, a nie tylko latem i listopadem.