Zelda znowu w akcji - recenzja Hyrule Warriors: Age of Imprisonment

Jakub Zagalski
2025/11/05 11:00
0
0

Zamiast nowych przygód Linka jest podróż w czasie i waleczna księżniczka w świetnie pomyślanym prequelu The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom.

Zelda znowu w akcji - recenzja Hyrule Warriors: Age of Imprisonment

Wzorowe połączenie "bezmyślnej sieczki" z bogactwem odziedziczonym po The Legend of Zelda: Breath of the Wild – tak pięć lat temu podsumowałem wydaną wówczas grę Hyrule Warriors: Age of Calamity. Po zagraniu w Hyrule Warriors: Age of Imprisonment mogę nie tylko powtórzyć to zdanie, zamieniając podtytuł Breath... na Tears of the Kingdom, ale podkreślić, że nowa gra przerosła moje oczekiwania. Tak dobrego “musou na licencji” jeszcze nie było.

Jeżeli przespaliście ostatnie 11 lat (sic!) i nie wiecie, czym jest Hyrule Warriora, to spieszę z wyjaśnieniem, że chodzi o mariaż serii The Legend of Zelda z konwencją gier ...Warriors, zapoczątkowaną w 1997 roku przez Dynasty Warriors. Dziś Warriors lub Musou (od oryginalnego japońskiego tytułu) stanowi nie tyle serię gier, co cały podgatunek, charakteryzujący się pokonywaniem setek wrogów na minutę na otwartych arenach. W tej konwencji powstały już dziesiątki gier, z których wiele korzysta z popularnych licencji typu Gundam, One Piece czy Fire Emblem. W 2014 roku do tego grona dołączyli bohaterowie i realia The Legend of Zelda.

Po Hyrule Warriors i Hyrule Warriors: Age of Calamity, które miałem przyjemność recenzować, przyszła pora na Hyrule Warriors: Age of Imprisonment, która fabularnie odnosi się bezpośrednio do The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom. Nie jest to jednak spin-off na wzór Age of Calamity, który budował w pewnym sensie alternatywną historię na bazie wydarzeń z Breath of the Wild. Hyrule Warriors: Age of Imprisonment jest bowiem kanonicznym prequelem Łez Królestwa, co zdecydowanie zmienia postać rzeczy.

Fabuła Hyrule Warriors: Age of Imprisonment rozgrywa się wiele wieków przed tym, co mogliśmy obserwować w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom. Nie wchodząc za bardzo w szczegóły mogę jedynie napisać, że Zelda przenosi się w czasie do epoki króla Rauru i królowej Sonii – pierwszych monarchów Hyrule i przez kilkadziesiąt godzin przeżywa historie, które dotychczas znała tylko z dawnych podań, mitów i legend. Przeżywa to mało powiedziane - księżniczka kształtuje rzeczywistość, angażując się w bezlitosny konflikt z Ganondorfem i jego sługusami. Innymi słowy to, co w Tears of the Kingdom było tłem przygód Linka, w Age of Imprisonment stanowi główną oś fabularną.

Oznacza to oczywiście, że pierwsze skrzypce odgrywa tutaj Zelda, a nie długouchy niemowa z ikonicznym mieczem i tarczą. Księżniczka z przyszłości jest przy tym jedną z wielu grywalnych postaci, między którymi możemy się przełączać na polu bitwy. Wśród nich jest król Rauru i jego starsza siostra Mineru czy chociażby waleczny Korok Calamo. Lista grywalnych bohaterów jest całkiem pokaźna i co najważniejsze - mocno zróżnicowana. Nie ma się wrażenia, że ktoś został dodany na siłę, każdy ma swój styl, broń i specjalne umiejętności. Co prawda gracze pamiętający Age of Calamity mogą miejscami poczuć deja vu (wcześniej byli operującymi żywiołami Champions, teraz są Sages), ale nie ma tu miejsca na proste powielanie schematów.

GramTV przedstawia:

Najważniejsze, że każdym bohaterem gra się nieco inaczej i fajnie jest odkrywać ich możliwości. A przy tym testować drużynowe zagrania (Sync Strike), które różnią się efektem w zależności od składu duetu. Twórcy Hyrule Warriors: Age of Calamity przenieśli też jeden z najciekawszych motywów z Tears of the Kingdom, czyli urządzenia Zonai. Co prawda nie będziemy z nich konstruować fantazyjnych (lub absurdalnych) maszyn jak to miał w zwyczaju Link. Można z nich jednak zrobić dobry użytek w starciu z hordami wroga, np. generując trąbę powietrzną lub wypuszczając zabójczy strumień wody. Do tego dochodzą momenty, w którym nawalanka w zwarciu zmienia się w strzelankę, ale to tylko ciekawy przerywnik i poza tymi nowościami walka niewiele się zmieniła od czasu poprzedniego Hyrule Warriors.

Powrót do przeszłości

To w dalszym ciągu przede wszystkim “bezmyślna młócka”, w której tworzymy proste combosy z mocnych i słabych ciosów, robimy uniki i bloki, rzucając się do walki z setkami jednakowo wyglądających wrogów. Co jakiś czas przyjdzie nam się zmierzyć z mocniejszym adwersarzem lub bossem, wówczas trzeba się trochę bardziej skupić na zachowaniu przeciwnika i dostrzegać słabe strony. Konieczne bywa też przełączanie się między postaciami, by w pełni wykorzystać ich potencjał w danej sytuacji. Hyrule Warriors: Age of Imprisonment to jednak w dalszym ciągu gra musou, w której hurtowe nawalanie w przyciski liczy się bardziej od skilla. Nie twierdzę przy tym, że przypadkowe wyprowadzanie ciosów i bieganie po mapie bez zastanowienia przełoży się na sukces. Czasami sporo zależy od poziomu doświadczenia naszej postaci i ulepszonej broni. Nie zmienia to jednak faktu, że Hyrule Warriors: Age of Imprisonment jest przede wszystkim dobrym “rozluźniaczem”, a nie angażującą zręcznościówką z wyśrubowanym poziomem trudności.

Technicznie Hyrule Warriors: Age of Imprisonment nie jest ósmym cudem świata, ale przeskok na Switch 2 był bardzo korzystny. Umówmy się - Dynasty Warriors i pokrewne tytuły nigdy nie grzeszyły urodą i nie było to postrzegane jako wada. Tutaj zawsze liczyła się ilość, a nie jakość prezentowanych treści (czytaj: mordowanych wrogów). Dzięki bebechom Switch 2 gra śmiga w 60 FPS-ach i nie zalicza drastycznych spowolnień. Wreszcie można również grać bez bólu w trybie kooperacji na podzielonym ekranie. Co prawda akcja jest wtedy wolniejsza (ok. 30 FPS), ale nawet przy spadkach płynności zabawa jest dużo przyjemniejsza niż na splitscreenie w Age of Calamity na pierwszym Switchu. Dobrze pamiętam, że w tamtej grze kooperacja przypominała kąpiel w melasie i za nic nie zmusiłbym się do ukończenia wszystkich misji w takim wariancie. Na szczęście na Switch 2 sprawa wygląda o niebo lepiej. Dodatkowo Hyrule Warriors: Age of Imprisonment wspiera też model Gameshare, czyli wystarczy jedna kopia, żeby móc lokalnie grać z drugim posiadaczem Switcha.

Hyrule Warriors: Age of Imprisonment było dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo oczekując kolejnego spin-offa, dostałem coś znacznie więcej. Fabularnie jest to prawdziwa perełka dla fanów Zeldy (a zwłaszcza Tears of the Kingdom), która pozwala stać się częścią mitów i legend o starożytnych dziejach Hyrule. Co znamienne, historia nie jest tu podana w formie “suchych” przerywników. Każda scenka jest świetnie wyreżyserowana i odegrana, pozwala odkryć i lepiej zrozumieć świat, mieszkańców i bohaterów z przeszłości TotK. W praktyce oznacza to, że osoby nieznające tamtej gry mogą poczuć się zagubione. Chociaż jest to prequel i teoretycznie można po niego sięgnąć bez kontekstu, to zdecydowanie odradzam takie rozwiązanie. Hyrule Warriors: Age of Imprisonment formalnie jest zupełnie różne od The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom, ale oba tytuły świetnie się uzupełniają i tworzą jeden z ciekawszych “duetów”, z jakimi miałem styczność w ostatnich latach.

Jeżeli lubicie musou, ale nie przepadacie za światem Zeldy i Linka, nowe Hyrule Warriors raczej was nie nawróci. Tutaj jednak fabuła i osadzenie w konkretnych realiach robi swoje. Rozgrywka jest wtórna, nowych mechanizmów niewiele, ale fani musou i Zeldy będą w siódmym niebie.

8,1
Lektura obowiązkowa dla fanów The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom
Plusy
  • Świetne rozwinięcie fabuły The Legend of Zelda: TotK
  • Zróżnicowane postacie
  • Przyjemna młócka w ładnej oprawie
  • Da się grać na podzielonym ekranie bez zgrzytania zębami
Minusy
  • Niewiele nowości względem poprzedniej części
  • Mało ciekawych miejscówek
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!