Wyprawa na Northrend - wrażenia świeżaka z WoW: Wrath of the Lich King Classic

Powroty bywają bolesne, ale w przypadku Wrath of the Lich King Classic to powrót nie tylko do najpiękniejszych czasów World of Warcraft, ale i również przeszłości MMORPG.

Wyprawa na Northrend - wrażenia świeżaka z WoW: Wrath of the Lich King Classic

Za każdym razem, gdy ktoś mi mówi Northrend lub Wrath of the Lich King, to przeszywa mnie dreszcz po plecach i jakieś dziwne zimno uderza w środku… Tak, pamiętam co tam się wydarzyło. Tak właściwie to powinienem być martwy – Muradin, 2022 r…. jednak żywy.

No dobra, żarty na bok. Moich prób wejścia do świata World of Warcraft było przez ostatnie lata kilka i każda z nich wypadała lepiej lub gorzej. Wiele razy próbowałem zaczynać grę na kontach starterowych, nawet po zakupie Battlechest lata temu udało m się pograć te 30 dni dostępne w pakece, ale koniec końców za każdym razem, gdy możliwości się kończyły, to i ja kończyłem zabawę. Tym bardziej, że wraz z każdym kolejnym dodatkiem do głównego World of Warcraft wiele innych elementów również zaliczało zmianę, a ja wewnętrznie czułem, że pewne wydarzenia bezpowrotnie mnie omijają.

Dlatego też pojawiła się opcja zagrania w World of Warcraft: Wrath of the Lich King Classic odebrałem ją raczej jako wyprawę do skansenu oraz możliwość sprawdzenia tego, ile się ogólnie pozmieniało w sieciowych masówkach na przestrzeni bagatela 14 lat. Jakby nie patrzeć wiele MMORPGów zastąpiły gry usługi, a na rynku w wielu przypadkach przetrwali najsilniejsi przedstawiciele gatunku. Dlatego tym bardziej zaskakuje fakt, że WoW nadal jest silny mimo różnych perypetii oraz faktu, że mimo wszystko dla wielu największą barierą wejścia w ten świat jest… abonament. Nawet, jeśli w ostatnim czasie dużą popularnością cieszy się chociażby Final Fantasy XIV stawiające na podobny model finansowania.

Mała adnotacja przed rozpoczęciem mojego wywodu:

Jeśli spodziewacie się w tym miejscu fachowej recenzji World of Warcraft: Wrath of the Lich King Classic, to musicie szukać gdzieś indziej. To raczej mój zbiór przemyśleń na temat tego, co zobaczyłem w ciągu niecałych 30 dni spędzonych z prawdopodobnie (tak mówią fani) najlepszym dodatkiem do kultowego World of Warcraft. Trochę porównań z tym, co w międzyczasie widziałem również w głównym WoWie, ale także do przyzwyczajeń gamingowych kogoś, kto oprócz gier do recenzji gra również w wiele innych tytułów. Również tych będących grami usługami.

Co prawda będę starał się odpowiedzieć na pytanie czy warto dzisiaj wrócić do Classica i co najważniejsze – czy nowi gracze w World of Warcraft mogą sięgnąć po niego bez obaw, że nie będą w stanie okiełznać legendarnej gry MMO. Jednakże nie będzie to analiza z prawdziwego zdarzenia, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że jest cała masa osób, zarówno po stronie Hordy jak i Przymierza, które zrobiłyby to zdecydowanie lepiej i rzetelniej.

GramTV przedstawia:

No to co, gotowi? To wchodzimy na statek i płyniemy… tylko jakąś kurtkę załóżcie, bo tam zimno jest!

Ale najpierw… próbowałem od początku.

Ale najpierw… próbowałem od początku., Wyprawa na Northrend - wrażenia świeżaka z WoW: Wrath of the Lich King Classic

Nie wiem czy czasem to nie był najlepszy pomysł, ponieważ mimo wszystko czasami w niektóre tytuły lepiej grać od samego początku – zdecydowanie lepiej wtedy przychodzi określić w jakim kierunku chciałoby się rozwijać swoją postać. Nie mówiąc już o szukaniu pasujących pod dany build przedmiotów w questach i lochach. Dlatego też swoją przygodę zacząłem krasnoludem wojownikiem. Wcześniej w World of Warcraft próbowałem grać również Taurenem paladynem lub wojownikiem, ale doszedłem do wniosku, że ponowne zaczynanie przygody w Thunder Bluff byłoby już nudne. Przyszedł czas na zmiany.

Tu już zaczęły się pojawiać pierwsze różnice między nie tylko World of Warcraft w aktualnym stanie na kilka chwil przed dodatkiem Dragonflight, ale również i innymi grami MMO – trzeba obserwować, trzeba czytać, trzeba kojarzyć sobie fakty, aby się nie pogubić. O ile dziś standardem w grach jest podążanie za wskaźnikami i odhaczanie kolejnych zadań u NPC (ewentualnie oznaczanie terenu, na którym znajdziemy danych przeciwników do zabicia), tak w klasycznym WoWie zdecydowanie więcej trzeba dłubać. Nawet po włączeniu wszystkich wskaźników na minimapie trzeba było przyzwyczaić do nieco innego nawigowania oraz podróżowania po miejscówkach.

Tak samo jak do grindu, który na starcie nie daje tak mocno w kość, ale z czasem już zaczyna dawać się we znaki. I tak naprawdę to chyba jest element, który niektórych może odrzucić na starcie najszybciej. Nie dziwi mnie więc fakt, że wraz z premierą Wrath of the Lich King Classic w internecie zaroiło się od poradników jak efektywnie zdobywać doświadczenie i kolejne poziomy bohatera.

Dla porównania – tak wygląda mniej więcej aktualnie World of Warcraft

Nawet jeśli spojrzymy sobie na kilka gier oferujących podobne doznania to jednak pewne profity widać zdecydowanie szybciej. Natomiast w WoWie mamy pełen old school, gdzie wersja Classic podnosi go do potęgi – trzeba tłuc ile wlezie, korzystać z rest XP i robić zadania/lochy w miarę regularnie, aby te efekty zobaczyć. Najlepiej oddawał to moment, w którym przeskoczyłem na drugą postać – Draenei, również wojowniczka i po przejściu do miejscówek z Wrath of the Lich King kompletnie się pogubiłem zarówno w tym, jak powinien wyglądać mój ekwipunek oraz build pod kątem umiejętności. Nie mówiąc już o tym, że przeskok również sprawił, że tak właściwie zamiast mieć już jakiś konkretny grosz na start oraz możliwość korzystania z wierzchowców sprawdzających się na Northrendzie trzeba było również mocno dorabiać. Porównując z możliwościami mojego bohatera w głównym WoWie, w którym grałem od początku przechodząc od dodatku do dodatku stwierdzam, że lepszym pomysłem było spokojne dryfowanie krok po kroku z lokacji do lokacji. Tym bardziej, że niektóre miejscówki w Northrend potrafią zaskoczyć dość wysokim poziomem trudności, gdzie trzeba mimo wszystko już mieć jakieś pojęcie o konkretnych kombinacjach nie mówiąc już o porządnym sprzęcie. Dlatego też takie błyskawiczne przeskakiwanie na wyższy poziom z możliwością eksploracji dodatku jest kuszące, ale mimo wszystko wprowadza dużo chaosu, jeśli ktoś grał mało lub wcale. A poza tym traci się to, co jest dostępne zarówno w podstawce jak i dodatku The Burning Crusade. Trochę bez sensu, prawda?

Skok również jest zauważalny w przypadku tego, jak World of Warcraft Classic różni się graficznie od tego głównego. Akurat to mnie nie zaskoczyło, ponieważ kilka dodatków temu Blizzard zapowiadał duży upgrade silnika graficznego, ale mimo wszystko nie zmienia to odbioru gry na gorsze. Może nawet ten starszy, nieco podrasowany silnik z Wrath of the Lich King ma swój niesamowity urok. I co najważniejsze chodzi na starszych laptopach, choć paradoksalnie ta sama konfiguracja, która była w stanie odpalić na wysokich ustawieniach sprzętowych World of Warcraft: Legion dziś… no nawet ma problemy z podrasowanym Classiciem. Mimo wszystko jednak gra się tak samo dobrze, choć trzeba było pójść na pewne ustępstwa względem ustawień graficznych.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!