Triangle Strategy - recenzja - Pikselowa Gra o tron

Jakub Zagalski
2022/03/03 17:00
0
0

“Strategia trójkąta” brzmi jak robocza nazwa, którą ktoś zapomniał zmienić w końcowej fazie produkcji. Sama gra na szczęście nie jest niedopracowanym prototypem, tylko jednym z najbardziej wciągających tytułów na wyłączność dla Switcha.

Triangle Strategy - recenzja - Pikselowa Gra o tron

Nintendo zaprezentowało Project Triangle Strategy w lutym 2021 roku jako nowe dziecko producenta Octopath Traveler i Breavely Default. Tym razem Tomoya Asano miał jednak odejść od standardu oldschoolowego jRPG na rzecz taktycznej gry fabularnej kładącej bardzo duży nacisk na narrację i poruszanie poważnych tematów. Uprzejmie donoszę, że cel został osiągnięty, a Triangle Strategy ląduje wysoko na liście gier dostępnych tylko na Nintendo Switch, w które trzeba zagrać.

Akcja Triangle Strategy została osadzona w krainie Norzelia. Typowej scenerii zachodniego fantasy, w której nie uświadczymy "dziwactw" charakterystycznych dla wielu jRPG-ów. Niebieskie gluty, antropomorficzne kaktusy, lolitki z wielkimi mieczami – takich smaczków w tej japońskiej produkcji nie znajdziecie. Gra jest przesiąknięta mangową estetyką, jednak widać to dopiero po wejściu do menu i podejrzeniu statystyk postaci. Lub gdy korzystamy z fajnej i bardzo przydatnej opcji "wizytówki". W wielu tego typu grach przy dialogach pojawia się statyczny obrazek danego rozmówcy. W Triangle Strategy widać tylko imię i dymek, ale po naciśnięciu przycisku wyświetla się ilustracja danej postaci z krótkim biogramem. Jest to świetne rozwiązanie szczególnie na początku, gdy co chwila poznajemy nowych bohaterów dramatu i łatwo jest się pogubić, kto jest kim. Dzięki takiej "wizytówce" można sobie szybko przypomnieć, jaki ród reprezentuje nasz rozmówca, czym się wsławił, z kim ma na pieńku itp.

Triangle Strategy, jak zasugerowałem w tytule recenzji, ma sporo wspólnego z sagą George'a R.R. Martina, która zainspirowała twórców serialu "Gra o tron". Nie chodzi przy tym o sceny kazirodczego seksu, a raczej o epicką opowieść o walce zwaśnionych rodów i całych nacji. O bezwzględnej rywalizacji, nikczemnych zdradach, ale i szlachetnych i bohaterskich czynach. To nie jest lekkie fantasy o rycerzu ratującym księżniczkę z wieży, lecz polityczna, momentami mroczna i niepokojąca opowieść, w której intrygi i nieoczekiwane zwroty akcji to chleb powszedni bohaterów dramatu.

Na samym początku dowiadujemy się, że Norzelia jest podzielona na trzy królestwa: Glenbrook, Aesfrost i Hyzante, które od niedawna łączy kruchy pokój po wyniszczającej wojnie. Konflikt określany mianem "Saltiron War" dotyczył, jak sama nazwa wskazuje, dostępu do złóż soli i rudy żelaza. Mimo zakończenia otwartej wojny sytuacja między królestwami jest cały czas napięta, a losy pokoju niepewne. Sposobem na umocnienie przyjacielskich relacji między Glenbrook i Aesfrost jest zaaranżowane małżeństwo. Na ślubnym kobiercu ma stanąć Serenoa z rodu Wolffort, wierny królowi Regnie Glenbrook (i bliski przyjaciel jego syna) oraz księżniczka Frederica Aesfrost. Jak nie trudno zgadnąć, nie wszystko idzie zgodnie z planem i szybko okazuje się, że sporo ważnych osób w Norzelii ma własne pomysły na przyszłość tego świata.

GramTV przedstawia:

Przedsmak tej epickiej opowieści macie w ogólnodostępnym demo i w niniejszej recenzji nie mogę pisać o wydarzeniach rozgrywających się we wszystkich rozdziałach. Z drugiej strony wcale nie chcę, gdyż Triangle Strategy to gra bardzo mocno nastawiona na narrację i snucie opowieści, a zdradzanie zwrotów akcji czy dalszych losów bohaterów przed premierą gry nie służyłoby niczemu dobremu.

Dość powiedzieć, że historia w Triangle Strategy jest bardzo wciągająca i wcale nie oczywista. Można się przyczepić, że sposób przedstawienia niektórych postaci na ilustracjach (z piklselowych twarzy trudno cokolwiek wyczytać) od razu sugeruje ich złe zamiary. Ale mimo to gwarantuję, że fabuła Triangle Strategy nieraz was zaskoczy i przekona, że w tym świecie nikt nie może czuć się bezpiecznie. I są różne zakończenia.

Twórcy Triangle Strategy szczycą się tym, że gracz sam decyduje o kształcie historii, gdyż podejmowane decyzje mają kluczowe znaczenie w dalszych epizodach. To prawda, choć nie spodziewajcie się bardzo rozbudowanych możliwości w tym aspekcie. W praktyce wygląda to tak, że w niektórych dialogach wybieramy spośród odpowiedzi, które reprezentują jedną z trzech postaw (Utylitaryzm, Moralność, Wolność). Gra zapamiętuje nasze wybory i co jakiś czas stawia przed kluczową decyzją, która zaważy na losach dalszej przygody.

Teoretycznie decyzję podejmujemy jako Serenoa, ale system opiera się na demokracji, gdyż każdy członek drużyny też ma swój głos i skłania się ku jednej z opcji. Na przykład na samym początku musimy zdecydować, do którego królestwa wybierzemy się z oficjalną delegacją. Część ekipy opowiada się za Aesfrost, inni za Hyzante, a ktoś może być niezdecydowany. Przed głosowaniem musimy jako Serenoa porozmawiać z członkami drużyny i ewentualnie przekonać ich do swoich racji, by oddali głos po naszej myśli.

Cała ta zabawa w przekonywanie niespecjalnie przypadła mi do gustu, ale pokazuje, że nasze wybory w Triangle Strategy mają wpływ na dalszą fabułę (powtarzam – do pewnego stopnia), gdyż wybierając A zamyka się przed nami ścieżka B, na naszej drodze pojawiają się różne osoby itp. Innymi słowy, jeżeli obawialiście się braku regrywalności pod kątem fabuły, to już pierwsze godziny w grze pokazują, jak duży drzemie w niej potencjał. Szczególnie, że gra nie ma jednego zakończenia.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!