Recenzja MindsEye - zagrałem, abyście wy grać nie musieli...

Grając w MindsEye przez te prawie 12 godzin zadawałem sobie jedno pytanie – kto w ogóle uznał ten tytuł za na tyle dokończony, aby jednak go wydać?

Ta okładka po to, aby było tak jakby luksusowo…
Ta okładka po to, aby było tak jakby luksusowo…

Zacznę może od tego, że jak dla mnie MindsEye to pewnego rodzaju doświadczenie, którego bardzo dawno nie miałem okazji eksplorować pisząc o wirtualnej rozrywce jako takiej. Niewiele jest bowiem gier, o których jest bardzo głośno na starcie, wyglądają jakby miały całkiem spore zaplecze (oraz porządny budżet) za sobą i wypadają tak jednoznacznie źle, jak żadna inna gra nie wypadała.

Tak, wiem, ktoś zaraz powie, że Cyberpunk 2077 był w bardzo złym stanie, ale delikatnie parafrazując słowa bohatera kultowego filmu „Sami Swoi” Kazimierza Pawlaka – nie był on wcale taki najgorszy. W ostatecznym rozrachunku bowiem historia była jak zawsze w przypadku CD Projekt RED na najwyższym poziomie, bohaterowie wyraziści, a świat… Night City właściwie z marszu stało się jedną z najbardziej kultowych miejscówek w grach. Nawet mimo problemów na premierę ta gra po prostu potrafiła się lepiej lub gorzej bronić w zależności od platformy.

W przypadku MindsEye niestety mamy totalne tego przeciwieństwo, a nawet nazwisko Benziesa potężnie szkodzi. Tak czy inaczej szanowni państwo – mamy prawdopodobnie pierwszego kandydata do tytułu najgorszej gry roku 2025.

Mamy Cyberpunk w domu

MindsEye – recenzja
MindsEye – recenzja

Jacob Diaz, jeden z żołnierzy badających dziwny obelisk na środku pustyni obok miasta Redrock zostaje zaatakowany dziwną energią. Nagle przechodzimy kilka miesięcy później, gdy główny bohater wraz ze swoim przyjacielem wyruszają do nowej pracy Jacoba w Silva Corporation i krok po kroku dowiadujemy się… no właśnie – wszystkiego po trochu i trudno jest to w dobry sposób oraz syntetycznie przedstawić graczowi poza tym, że korporacje mają swoje problemy, wojsko również dołącza się do walki technologicznej, w międzyczasie jeszcze pojawiają się problemy z AI. I wcale nie mam problemu ze sposobem opowiadanej fabuły w momencie, gdy jest to robione po prostu umiejętnie. Sam pomysł na to, aby bohater w pewien sposób przypominał sobie wydarzenia z przeszłości z czasem, a przy okazji zbierał kolejne umiejętności do wykorzystania nie jest niczym nowym. Wszystko tak naprawdę rozchodzi się o to jak opowiedzieć tę historię, aby wszystko kleiło się w całość i gracz sam w sobie nie czuł, że coś go stale omija.

Nie ma tu bowiem żadnego większego wprowadzenia poza tajemniczym intro, dziwnym zigguratem oraz późniejszym kolejnym intro przypominającym GTA w przyszłości. Każdy kolejny dialog, cutscenka czy cokolwiek to przebijanie się przez pewnego rodzaju ból, którego nie chcesz doświadczać, ale musisz, bo chcesz dowiedzieć się o co chodzi.

MindsEye – recenzja
MindsEye – recenzja

I tak to się kręci. Z misji na misję niby coś się rozjaśnia, ale nadal nie ma to właściwie należytego smaku. Być może nawet podlane jest to odrobiną „krindżu”, bowiem ktoś ewidentnie chciał, aby ten element humorystyczny rodem z GTA jednak się pojawiał w tej grze co chwilę… ale jest to tak samo super efektywne jak atak Pikachu na Onixa – praktycznie wcale. Chociaż jeden konkretny fragment złapał mnie totalnie z przyczajki i tę salwę śmiechu z siebie wydusiłem. Reszta to była raczej reakcja na absurdy rozgrywki oraz przedziwne zjawiska gameplayowo-atmosferyczne. Niewzruszony nadal przebijałem się przez kolejne etapy tej gry. Nie bez powodu używam słowa „przebijałem”, ponieważ granie samo w sobie nie było tutaj przyjemnością, a chaos informacyjny był tak wielki, że nawet nie zauważyłem powolnego znikania niektórych bohaterów.

Tym bardziej szkoda, że Alex Hernandez użyczający głosu oraz wyglądu postaci Jacobowi Diazowi ponownie miał zwyczajnie pecha po tym, jak wypadła Mafia III, w której to wcielił się w rolę Lincolna Claya… i trafił zasadniczo do jeszcze gorszej gry niż wspomniana wcześniej produkcja Hangarów. Mówię to szczerze, ponieważ aktorzy starali się jak mogli, aby ten dość słaby scenariusz ratować swoimi umiejętnościami, bo te pewne oznaki chęci przez te kilkanaście godzin się niejako pojawiały.

W tej misji bohater jadący czarnym samochodem ma śledzić białe auto… latamy dronem. Zgadnijcie co jest nie tak.
W tej misji bohater jadący czarnym samochodem ma śledzić białe auto… latamy dronem. Zgadnijcie co jest nie tak.

Tutaj muszę jednak oddać twórcom to, co powinienem – jakieś ostatnie 10% gry, które coraz lepiej wyjaśniało pewne niuanse fabularne (choć klisza goniła kliszę) nawet było zjadliwe. Czy oznacza to, że gra się w to nadal dobrze? Niekoniecznie, ponieważ nawet te odrobiny ciekawego wątku fabularnego w MindsEye zabiera mocno skopane AI, problemy z płynnością rozgrywki i wszelkie dodatkowe atrakcje w postaci bugów oraz glitchy, które pojawiają się praktycznie znikąd. I właśnie dlatego, o ile po pewnym czasie te misje padały dość szybko, to jednak musiałem do tego wszystkiego podchodzić wielokrotnie i krótkimi seriami. Wszystko po to, aby nie popaść w jakieś odmęty szaleństwa, bo i słyszane co chwilę głosy w głowie bohatera mogły to sugerować.

MindsEye – recenzja
MindsEye – recenzja

Najgorsze jest jednak to, że ktoś tam w Build a Rocket Boy pomyślał, ze najlepiej byłoby historię zamknąć… cliffhangerem oraz sceną po napisach. Tak, jakby ktoś nieironicznie wierzył, że ktoś tam na szczycie IO Partners zamówi drugą część tej gry.

Ale tutaj trzeba również pokazać szerszy kontekst w temacie, ponieważ pierwotnie MindsEye miało być grą epizodyczną, a sama gra ma wbudowany moduł tworzenia zawartości przez graczy, ale i sami twórcy mieli dodawać swoją własną. Pytanie brzmi – w którym miejscu rozjechała się pierwotna koncepcja, a z drugiej… czy w ogóle ktokolwiek będzie robił cokolwiek dodatkowego w tej grze. Całość można byłoby nawet nazwać pewnego rodzaju “braindance” wyjętym mocno z CP 2077, ale koniec końców potrzeby powrotu do tych misji zwyczajnie nie czułem. Nawet, jeśli na koniec gry zostajemy przeniesieni do modułu gry swobodnej.

Mamy GTA w domu

MindsEye – recenzja
MindsEye – recenzja

Od czego by tu zacząć… może od tego, że tak tych porównań MindsEye do GTA może być tutaj tak naprawdę sporo. Znalazłoby się również kilka innych gier dodatkowo, ale najważniejsza informacją jest to, iż mało którą z tych rzeczy ten tytuł robi na tyle umiejętnie, aby był on odebrany pozytywnie.

Ale dobrze, jest jeden element, który mi się nawet spodobał – to, w jaki sposób woda potrafi się wydobywać spod kół. I mówię to całkiem serio, bez żartów, ponieważ w jednej z misji wyglądało to naprawdę dobrze i realistycznie. Cała reszta była zwyczajnie albo niedopracowana, albo mocno popsuta, albo działała wybiórczo. Można byłoby tutaj zrobić w tym miejscu listy zaczynając od takiej drobnostki jak działanie systemu osłon przechodząc do AI przeciwników wszelkiej maści, a kończąc na świadomym chodzeniu po sznureczku po drodze zaproponowanej przez twórców, ponieważ każde zboczenie z kursu (nawet logiczne) automatycznie może popsuć misję. Jest co wymieniać, a lista byłaby zapewne jedną stroną maszynopisu tej recenzji. Zwyczajnie można było mieć wrażenie, że Benzies dostając pytania od osób odpowiedzialnych za poszczególne elementy rozgrywki odpowiedział na wszystkie wiadomości “tak” i dlatego MindsEye to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem. A jak również dobrze wiemy jeśli chcemy, aby było coś do wszystkiego, to jest do niczego.

Być może również stąd pojawiły się te zagadki rodem z Tomb Raidera w grobowcu? Nie wiem, jest na to spora szansa.

Tak – w MindsEye zagracie w minigrę z kopaniem sobie grobu… samoświadomość bardzo na plus
Tak – w MindsEye zagracie w minigrę z kopaniem sobie grobu… samoświadomość bardzo na plus

GramTV przedstawia:

I jest to poniekąd przykre, ponieważ gdyby MindsEye było grą dopracowaną, to zasadniczo mógłby się tą formą rozgrywki jakoś obronić. Nie byłaby to co prawda najwyższa możliwa półka, ale z dobrą historią i lubianą formą gameplayu przez wielu graczy. Ostatecznie festiwal frustracji z każdą kolejną godziną bolał coraz mocniej zwłaszcza przy końcówce, w trakcie której wrogów do niszczenia jest wręcz horda, a główny bohater ma za zadanie przebić się przez wszystkich siłą.

Tutaj również kilka słów o grafice, gdzie można byłoby tutaj powiedzieć zdecydowanie o jednym z najsłabszych sposobów wykorzystania Unreal Engine 5 w tej generacji. O ile niektóre cutscenki delikatnie potrafią się bronić, tak w trakcie rozgrywki, strzelania, pościgów całość potrafi spaść tak nisko płynnością, że zwyczajnie granie na Xbox Series X wymagało potężnych pokładów cierpliwości i tak już przy bardzo skopanym gameplayu. Na plus jednak udźwiękowienie, ponieważ jeśli chodzi o muzykę to tutaj mimo wszystko jest dynamicznie i w klimacie. Trochę tak, jakby budżet poszedł na dźwięki, a w pozostałych aspektach gry tych pieniędzy po prostu zabrakło.

Kończąc ten fragment recenzji mogę powiedzieć to, że mówienie o grach z dawnych generacji w kontekście MindsEye to duży potwarz dla wielu kultowych tytułów z tamtych lat. O ile rozumiem jeszcze chęć wskazania, że coś jest sprzed wielu epok (a może nawet i nie), to porównywanie gry Build a Rocket Boy do innych gier zwyczajnie nie przystoi.

Mamy MindsEye w domu

Maindsajowy odpowiednik “przeszedłem grę, a jedyne co dostałem po tym to ten t-shirt”
Maindsajowy odpowiednik “przeszedłem grę, a jedyne co dostałem po tym to ten t-shirt”

Najlepsze w przypadku MindsEye jest to, że jest to gra stosunkowo krótka. Jeśli nie będziecie się zbyt długo ociągali i będziecie działać od punktu A do punktu B misja po misji, to jest spora szansa, że zamknięcie się w góra 10-12 godzinach rozgrywki.

Pytanie trzeba sobie zadać jednak jedno – czy w ogóle jest sens?

Bo prawda jest taka, że historia z pewnej odległości brzmi jak fanfic napisany fana klimatów a’la science-fiction, który kilka książek przeczytał, może nawet i filmów w podobnym klimacie obejrzał. Ewentualnie jest fanem GTA San Andreas oraz spodobały mu się pustkowia z Cyberpunk 2077 (oraz jakieś odrobiny wątków z Dead Space), więc pod względem rozgrywki gra pisze się sama, prawda? Otóż nie. I cały ten zabieg związany z tym, że właściwie przez długi czas niewiele wiemy o tym, jaka jest przeszłość głównego bohatera oraz jakie powiązania w tym wszystkim tkwią bardziej wygląda jakby twórcy przeskoczyli jedną cześć gry albo sążnisty prolog, w którym poznajemy pewne szczegóły tego świata. Jest to wszystko zdecydowanie niepoukładanym chaosem, który na czele z bardzo słabymi technicznymi aspektami produkcji sprawia, że każdy polecający MindsEye (lub dający ocenę powyżej 4-5) powinien oddać legitymację pozwalającą na jakiekolwiek mówienie o grach publicznie. Pewien przerost formy nad treścią oraz niekonwencjonalne sposoby opowiadania historii powinno się zostawiać tym, którzy zwyczajnie potrafią to robić.

MindsEye – recenzja
MindsEye – recenzja

O ile widziałem w przeszłości o wiele więcej jednoznacznie złych gier, tak tutaj w przypadku MindsEye jest po prostu… żal twórców. Bowiem jest spora szansa, iż jest to produkt zwyczajnie wypchnięty za drzwi. Co prawda nie jest on porzucony, ponieważ twórcy zapowiadają poprawki, ale prawdę mówiąc im dłużej o tym myślałem, tym bardziej wątpię w to, aby gra była w stanie „przeciętnym” w okolicach oceny 5/10 za jakieś pół roku, może rok. Tym bardziej, iż jest to właściwie debiut ekipy Build a Rocket Boy, jak i debiut IO Interactive Partners w roli wydawcy takich projektów. Zasadniczo nie powinno się w takich sytuacjach nikogo skreślać mówiąc, że „pierwsze śliwki robaczywki”, ale nie w przypadku, gdy mówimy o ekipie IOI tak zaprawionej w bojach na różnych polach. Nie tylko związanych z grami z Łysym.

Koniec końców od kompletnej tragedii chroni MindsEye tylko to, że naprawdę – są gorsze gry, których wiele redakcji nawet nie ocenia, ponieważ siła marketingowa takich projektów jest właściwie zerowa. W przypadku tego tytułu gdyby nie huczna zapowiedź na State of Play, sporo mówienia o grze w kontekście GTA i udziału Leslie Benziesa oraz wsparcie IO Interactive, to prawdopodobnie może nie byłoby o tej grze tak głośno. Ewentualnie nie mówiono by o opłaconych grupach hejterskich. Mógłbym powiedzieć, że widząc fragmenty rozgrywki z PC ten tytuł potrafi na maksymalnych detalach wyglądać zdecydowanie lepiej niż na konsolach… ale tam natomiast pojawiały się inne problemy. A tak zabrakło pomysłu, warsztatu, lepiej napisanego scenariusza oraz ogólnego wykończenia. Trochę tak, jakby w pudełku z napisem „diament” znaleźć worek eko groszku naiwnie licząc, że po kilku dniach pracy będzie z tego trochę kamieni szlachetnych.

Wniosek jest tutaj bardzo prosty – nie zawsze mocne nazwiska przekładają się na projekty z sukcesami, a i łapanie wielu srok za ogony również może wypaść marnie, jeśli nie ma na to pewnej spójnej koncepcji.

MindsEye – recenzja
MindsEye – recenzja

A tak na sam koniec jeszcze mogę powiedzieć jedno, że dotarła do mojej głowy pewna myśl.

Właściwie dobrze byłoby, aby każdy w MindsEye zagrał z jednego powodu - po to, aby zacząć doceniać te tytuły od 6-7/10 w górę. Bo okazuje się, że jest o wiele więcej słabych gier, tylko o wielu z nich zwyczajnie nie wiecie, bo mało kto o nich wspomina. Nagle „kontrowersyjne” tytuły ostatnich miesięcy okazują się zdecydowanie lepsze niż mogłoby się wydawać, a i sam fakt tytanicznej pracy przy Cyberpunk 2077 przez te lata również doceniam dwukrotnie. Chociaż nadal będę uważał, że nawet z wieloma problemami gra broniła się na wielu innych płaszczyznach m.in. historią, światem oraz charyzmatycznymi postaciami.

Co nie zmienia faktu, że powinniśmy na tym przejść do porządku dziennego – nie, nie powinniśmy. Ponieważ zbyt dużo ostatnio wychodzi gier, które „z czasem może da się wyklepać”.

2,0
Ten tytuł dałoby się uratować gdyby nie... prawie wszystko, co Mindseye ma sobą do zaoferowania
Plusy
  • Ostatnie 30 minut gry, które jest nawet ciekawe oraz JEDEN moment, który potrafił rozbawić do łez.
  • Woda spod kół samochodów... serio!
  • Aktorzy głosowi, którzy próbowali ratować dość słaby i mocno pomieszany scenariusz.
Minusy
  • Rozgrywka, która chciałaby być GTA, ale nie jest.
  • Scenariusz, który chciał być Cyberpunkiem, Terminatorem i Dead Space w jednym, ale nie jest.
  • Pomysły na tworzenie zawartości, które próbowały być czymś innowacyjnym... a są niewypałem.
  • Graficznie i optymalizacyjnie miała być pierwsza liga, a jest wręcz samo dno ligi okręgowej.
  • Zakończenie gry, które jakimś cudem mogłoby sugerować coś więcej niż jedną grę.
  • Bugi, glitche i przeróżne inne problemy, których na pustyni być nie powinno, a jest ich mnóstwo.
  • Wszystko inne, czego może nie wymieniłem, ale zapewne by się znalazło np. przeciwnicy mający problem z wychodzeniem z aut... po czym umierają.
Komentarze
2
Yarod napisał:

Jedna uwaga drogi autorze, nie w kontekście tego crapu (widziałem na yt te "rozgrywke"), ale w kontekście mafii: trójka ma świetny klimat, i jest cholernie dobrze zagrana (donovan IMHO to najwyższej półka jeżeli chodzi o "przyjaznych psychopatów", ale i Hernandez robi robotę). Wszystko to pod tona grindu, który da się wyłączyć (albo zmniejszyć o 90%) jednym modem. Wtedy to zupełnie inna gra. A są też i fajne misje jak ta z Ensaglante ktora jest mega klimatyczna.

Nah, spokojnie - Mafia to tylko ciekawostka i zasadniczo pewien "pech" Hernandeza co do gier, bo jak już coś mu się trafia, to albo jest to głos "dodany", albo gra ma problemy większe lub mniejsze. W obu przypadkach robił co mógł, aby wyszło jak najlepiej i w przypadku Mafii już przebolałbym ten durny grind, bo fabularne misje były bardzo spoko i tym się gra broniła. Poza tym - nah, nie jestem fanem zabawy modami.

Tutaj mało co jest bronić niestety.

Yarod
Gramowicz
21/06/2025 20:44

Jedna uwaga drogi autorze, nie w kontekście tego crapu (widziałem na yt te "rozgrywke"), ale w kontekście mafii: trójka ma świetny klimat, i jest cholernie dobrze zagrana (donovan IMHO to najwyższej półka jeżeli chodzi o "przyjaznych psychopatów", ale i Hernandez robi robotę). Wszystko to pod tona grindu, który da się wyłączyć (albo zmniejszyć o 90%) jednym modem. Wtedy to zupełnie inna gra. A są też i fajne misje jak ta z Ensaglante ktora jest mega klimatyczna.