Sony wiąże duże nadzieje z chińską branżą gier wideo. Po kilku mniejszych ruchach przyszedł czas na pierwszy, poważny krok. Czy obyło się bez potknięcia?
Słyszeliście o China Hero Project? To duży, chociaż w naszym kraju mało znany program Sony, którego celem jest wspieranie chińskich deweloperów. Słowo “wspieranie” powinniśmy być może napisać w cudzysłowie, bo oczywistym jest, że nie chodzi o dobroczynność, a biznes. Producent PlayStation dostrzegł ogromny potencjał w twórcach z Państwa Środka, a także w samym, ogromnym wewnętrznym rynku, który z przyjemnością sprawdza produkcje swoich rodaków. China Hero Project jest więc po to, aby znaleźć kolejne Black Myth: Wukong. Kilka pierwszych tytułów, globalnie, przeszło bez większego oddechu. Teraz jednak przyszła kolej na coś znacznie większego i ambitniejszego.
Lost Soul Aside, pierwsza duża produkcja z inicjatywy China Hero Project, to w największym uproszczeniu gra mocno inspirowana Final Fantasy. W szczególności dużo punktów wspólnych da się znaleźć w kontekście siódemki. Tutaj również mamy motyw złego państwa (w produkcji Square Enix jest to korporacja) i małej grupy rebeliantów. Nawet wizja świata, przede wszystkim głównego miasta, jest podobna. Największą różnicą jest fakt, że w Lost Soul Aside pierwsze skrzypce grają tajemnicze siły, które znienacka atakują, odbierając ludziom dusze. To zresztą spotyka nawet siostrę głównego bohatera, która w alternatywnej rzeczywistości łączącej Lost Soul Aside z Final Fantasy VII w jedno uniwersum byłaby pewnie siostrą, a przynajmniej kuzynką Aerith. Inspiracje są więc aż nadto widoczne.
Mimo tych wszystkich podobieństw jedno znacząco odróżnia Final Fantasy VII od Lost Soul Aside. To pierwsze to gra wybitna, pełna niezapomnianych momentów, fantastycznych postaci, zwrotów akcji, jednego z najbardziej kultowych w grach antagonistów oraz, mówiąc najbardziej ogólnie, bardzo wysokiego poziomu fabuły i reżyserii. Nasza chińska “podróbka” jest tego przeciwieństwem. Postacie są płytkie, schematyczne i bezbarwne. Opowieść z kolei szybko nudzi, brakuje jej też odpowiedniego tempa i ciekawych rozwiązań. Nie potrafię ukryć tego, że bardzo szybko straciłem nią zainteresowanie, nie mówiąc już o tym, że łatwo się pogubić w tym, co dokładnie dzieje się na ekranie.
Nieumiejętne poprowadzenie historii powoduje też, że cała kampania traci odpowiednie tempo. Poszczególne misje są zbyt długie, w ich trakcie brakuje też przerw na historię. Najczęściej trafiamy do jakiejś lokacji z konkretnym celem (np. ratowanie lub zabicie kogoś) i on nie zmienia się do samego końca. Wiele razy sprowadza się to do szeregu lokacji z wrogami do zabicia. Brakowało tam narracji, zwrotów akcji czy dialogów. Prolog jeszcze jest w miarę dobrze poprowadzony, oferując różnorodność miejscówek i rozgrywki. Później jakby twórcy o tym zapomnieli i woleli rzucać w nas falami wrogów, przeplatanych kolejnymi bossami. Do tego stopnia że wszystko zlewało się w jedną całość. Siedziałem więc z padem w rękach i czułem się jak pracownik na linii produkcyjnej, który przez cały czas robi to samo. W moim przypadku tymi obowiązkami było właśnie czyszczenie lokacji z wrogów. Lost Soul Aside jest więc jRPG, ma nawet rozbudowany system rozwoju postaci, ale w wielu momentach akcja nadmiernie przeważa nad opowieścią.
Może w takim razie chociaż ta walka jest ciekawa? Jest i nie jest jednocześnie. Mechaniki są w miarę ciekawe, chociaż pozbawione unikatowego pomysłu na siebie. Mamy więc kilka rodzajów mieczy, specjalne zdolności, parowanie ataków czy uniki. Rozbudowane drzewko umiejętności pozwala też zdobyć wiele nowych, bardzo dynamicznych ciosów. To sprawia, że na ekranie wiele się dzieje i wszystko jest szybkie oraz ostre jak żyletka. Muszę więc docenić dużą kontrolę nad bohaterem, responsywność sterowania czy efekciarstwo pojedynków. Z drugiej strony sporo jest w tym chaosu, a najmniej strategii. Tutaj dochodzimy do dość sporego i skomplikowanego problemu. Lost Soul Aside ma pewne elementy zaczerpnięte z gatunku soulslike, chociaż są one subtelne i sprowadzają się do “ognisk”, a więc miejsc, w których możemy zregenerować zdrowie i zapas mikstur leczniczych (w tym przypadku jest to infantylna nastolatka pełniąca rolę wędrownego handlarza). Ich częstotliwość jest bardzo nierównomierna. W jednym etapie dziewczyna pojawia się po każdej walce, w innym widzimy ją rzadko. Brakuje tutaj logiki.
Teoretycznie powinno to wpływać na poziom trudności, ale w praktyce nie ma większego znaczenia. Powodem jest fakt, że Lost Soul Aside jest wyjątkowo prostą grą. Nawet walki z bossami to często wciskanie jednego przycisku odpowiedzialnego za atak tak długo, aż naładuje się specjalna moc pozwalająca zadać większe obrażenia. Gra pozwala unikać czy parować ciosy, ale nie trzeba też na siłę z tego korzystać. Po co też zmieniać broń z lekkiego na ciężki miecz, skoro na końcu nie ma to większego wpływu na gameplay? Początkowo bałem się, że będzie wręcz odwrotnie, bo Lost Soul Aside nie ma możliwości wyboru poziomu trudności. Finalnie okazało się jednak, że od pewnego momentu nawet przestałem korzystać z opcji rozwoju postaci czy ekwipunku, bo i tak przechodziłem przez kampanię z dużą prędkością. Nie uważam, że gry powinny być wymagające, ale to ewidentny problem z balansem. Przede wszystkim jednak taka produkcja powinna mieć możliwość wybrania poziomu trudności, aby każdy cieszył się taką rozgrywką, jaka mu odpowiada. Tak wyszła z tego gra, która jest wyraźnie łatwiejsza niż Final Fantasy VII na niskim poziomie trudności (mowa oczywiście o remejku).
GramTV przedstawia:
Inspiracje Final Fantasy VII widać na screenach. Oprócz motywu z miastem mamy też wiele stosunkowo podobnych zielonych przestrzeni. Wizualnie wygląda to przyzwoicie, chociaż ciężko mówić o elemencie zachwytu. To wszystko poziom minimum dla gry z nieco większymi aspiracjami. Oczywiście działa to sprawnie, bez problemów z klatkami nawet przy intensywniejszej akcji. Niektóre sekwencje próbują też robić na graczu większe wrażenie efekciarstwem i widowiskowymi scenami. Nie da się też ukryć, że znaczących potyczek, głównie z bossami, jest całkiem sporo. Gorzej wypada muzyka, mocno oddalona poziomem od Final Fantasy, a także głosy aktorów, którzy wybitnymi specjalistami w swojej dziedzinie nie są. Na początku gry są nawet sceny, które brzmią dosyć groteskowo, jak chociażby jęki spadającego w przepaść protagonisty. Już wtedy można wyczuć czym tak naprawdę jest Lost Soul Aside.
Przy dosyć dużych grach, do przejścia w mniej więcej 15-20 godzin, zawsze jest sporo tematów do poruszenia. Nie wiem jednak, czy tutaj jest to konieczne. Podstawowy problem tej gry jest taki, że widać że robili to ludzie z konkretnym budżetem, technologią i umiejętnościami. Tego nie da się deweloperowi odmówić. Gry wideo to jednak nie tylko rzemieślnicza praca. To momentami sztuka i emocje. Dobrego twórcę cechuje umiejętność grania na nich, zaskakiwanie i robienie rzeczy odważnych, niecodziennych i spektakularnych. Final Fantasy VII nie osiągnęło sukcesu dlatego, że jest solidnie wykonaną pracą. To kulturowy fenomen przez ogromną dawkę geniuszu, który odróżnia tę produkcję od konkurencji. Lost Soul Aside to z kolei typowy, zdolny uczeń. Pracowity, z zawsze odrobionym zadaniem domowym i powtórzonym materiałem z wcześniejszej lekcji. Nauczyciele go uwielbiają, bo jest przewidywalny. Taki uczeń trafia później na rynek pracy i okazuje się, że tam oczekuje się czegoś więcej – tego błysku w oku, nieszablonowego myślenia i kreatywności. No i tego w Lost Soul Aside brakuje.
To jest więc dobra gra. Ma przemyślane i dobrze wykonane mechaniki. Na papierze wszystko jest na swoim miejscu. Oczywiście możemy przyczepić się do kilku rozwiązań, o czym zresztą wcześniej pisałem. To nie sprawia jednak, że nie można podejść do Lost Soul Aside jak do action jRPG, w którym można przyjemnie i relaksująco rozwalić kilku wrogów. Jeśli jednak chcemy w tym dostrzec coś więcej to niestety brakuje tej grze charyzmy. Zdecydowaną przesadą byłoby nazwanie tego “Final Fantasy VII z AliExpress”. To byłoby wręcz obraźliwe dla całkiem solidnego tytułu. Nie zmienia to faktu, że nie będzie to nowy, chiński hit i potwierdzenie wielkiego potencjału drzemiącego w branży z Państwa Środka. To druga tegoroczna produkcja z tego kraju, którą mam okazję recenzować. Pierwszą była Karma: The Dark World. To zupełnie inny gameplay, ale obie produkcje łączy bardzo duża dawka solidnej, rzemieślniczej pracy przy jednoczesnym braku błysku geniuszu, czy chociaż niewielkiego przejawu talentu.
W naszym kraju, w którym jRPG nie są szczególnie popularne, Lost Soul Aside kariery nie zrobi. Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby sięgnąć po tę grę zamiast po którąkolwiek z ostatnich odsłon Final Fantasy. Brakuje chociażby jednego, autorskiego pomysłu, który mógłby wyróżnić bohatera tej recenzji. Inicjatywa China Hero Project nadal może być dla Sony strzałem w dziesiątkę, ale na pewno przy Lost Soul Aside nie będzie sukcesu. Jeśli więc ktoś zdecyduje się na zakup, czeka go kilkanaście godzin przyzwoitej, solidnie wykonanej przygody, z niezłym system walki, ładną grafiką i sporą dawką pełnych emocji scen. Trzeba się tylko nastawić na to, że w pamięci żaden szczególnie ważny ślad nie zostanie.
7,3
Solidny jRPG, ale zbyt mocno inspirowany Final Fantasy VII, w dodatku pozbawiony unikatowych pomysłów na siebie
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!