Recenzja Lost Judgment - więcej, lepiej i w szkolnym mundurku

Mimo pewnych problemów Lost Judgment to bez wątpienia udany sequel – trudne tematy, momentami ciężki klimat i to wszystko przekładane świetnie napisanymi postaciami oraz humorem.

Recenzja Lost Judgment - więcej, lepiej i w szkolnym mundurku

Gdy seria Yakuza idzie swoją, jRPGową drogą… seria Judgment wytacza zupełnie nową ścieżkę. Po raz pierwszy wydana globalnie, bez większych opóźnień względem japońskiego rynku, co dla wielu fanów gier RGG Studio jest prawdopodobnie największą nagrodą po wielu latach wspierania ukochanej serii. Dobra wiadomość dla wszystkich fanów jest taka – Lost Judgment to dwa razy więcej tego, co było w poprzedniczce dobre z niesamowitą fabularnie detektywistyczną szaradą w tle.

Złych wiadomości nie ma, to znaczy… teoretycznie nie ma, bo kilka problemów się pojawiło. Nie zmienia to jednak faktu, że z Lost Judgment warto się zapoznać w najbliższej przyszłości.

Ruszyła maszyna…

Dwa wydarzenia, które wstrząsnęły Japonią – odnalezienie zwłok jednego z nauczycieli szkoły w Ichinjo oraz sprawa byłego policjanta o molestowanie w jednym z pociągów. Do tego trudny temat szkolnych chuliganów oraz nękania młodzieży, a także tytułowego „zgubienia sprawiedliwości” oraz konsekwencje rozbicia klanu Tojo w serii Yakuza. Lost Judgment od samego początku skacze w różne strony i to, co pierwotnie może się zupełnie nie łączyć z głównym motywem okazuje się świetnie pasować do tej misternie zaplanowanej układanki. Wraca detektyw Takayuki Yagami, wracają dobrze znani wcześniej znajomi oraz miejsca, które odwiedzaliśmy wielokrotnie. Mimo, że to nadal ten sam świat to klimat opowieści jest zupełnie inny, o wiele bardziej brutalny i ciężki. Podobnie jak to, że nie ma tutaj zbyt wiele charakterystycznych dla RGG Studio plot twistów, których w Judgment mam wrażenie było zdecydowanie więcej. Tu natomiast całość jest rozprowadzana równomiernie. Oczywiście, są momenty humorystyczne lub te, które mają szokować czy grać na smutnych tonach, ale gra nie prowadzi gracza „od uderzenia do uderzenia”, a raczej dozuje emocje.

Z drugiej strony jednak największym problemem Lost Judgment jest to, że fabularnie cała historia zaczyna być naprawdę interesująca dopiero po pokonaniu całej serii samouczków. O ile wcześniejsze gry od RGG Studio mogły do tego przyzwyczaić, tak mam wrażenie, że w tym przypadku jednak trochę przesadzono. Głównie dlatego, że przez te kilka godzin twórcy próbują pokazać wszystkie mechaniki w rozgrywce – nowe i stare. Ostatecznie wychodzi z tego ogromny tutorial, który wpisany jest w fabułę i trzeba się przez niego przemęczyć. Plusem jest jednak to, że jak już wyjdziemy poza strefę samouczkową to wydarzenia nabierają rozpędu i nie sposób jest oderwać się od ekranu.

GramTV przedstawia:

Dodatkowo do gry wchodzi cała masa zadań pobocznych – od standardowych spraw, które znajdujemy „na ulicy” po te zlecane przez szkolny klub detektywistyczny czy odnajdowane w trakcie spacerów z detektywistycznym psem. O minigrach również nie zapomniano… jest nawet tańczący Yagami. Chciałoby się powiedzieć, że standard w grach RGG Studio i na brak rzeczy do robienia w Kamurocho czy Ichinjo nie można narzekać.

Wściekłe pięści węża

Inną z rzeczy, która trochę zbiła mnie z tropu w Lost Judgment to nadal problemy z precyzyjnym namierzaniem przeciwników w trakcie walki… co trochę mnie zaskakuje.

Głównie dlatego, że Yakuza pod tym względem była naprawdę świetnie skrojona, a Yakuza Kiwami 2 oraz Yakuza 6 korzystające z silnika graficznego Dragon również wzniosły ten element zabawy na zupełnie nowy poziom. Z kolei Lost Judgment w trakcie starć, podobnie jak poprzedniczka, potrafi w tym chaotycznym stylu walki Takayuki Yagamiego bardzo często gubić cel lub przestrzelać ataki nawet korzystając z trybu skupienia się na jednym przeciwniku. Pod tym względem tradycyjny lock-on byłby chyba lepszym rozwiązaniem. Problemem jest również to, że czasami pomieszczenia są zbyt ciasne, a przeciwników zdecydowanie za dużo. Ostatecznie nie raz dochodziło do momentów, w których towarzysz potrafił oszołomić głównego bohatera… po czym boss postanowił mnie wykończyć.

Natomiast nowy styl walki węża jest w pewnym stopniu wytrychem do większości starć, przez co bardzo sporadycznie przełączałem się na żurawia czy tygrysa. Możliwość szybkiego wytrącania broni czy też płynnego kontrowania uzależnia, a rzucanie przeciwnikami po podłodze potrafi zdziałać czasami o wiele więcej niż efektowny kopniak z półobrotu z niebieską aurą. Mam wrażenie, że w tym aspekcie jest sporo do dopracowania, a jeśli poziom trudności jest tutaj poniekąd odpowiedzią… to chyba nie tędy droga. Ale jest nadzieja, bo mimo wszystko liczę, że kiedyś uda się znaleźć idealną recepturę na to, aby połączyć efektowne i szybkie ruchy z płynnym przechodzeniem między przeciwnikami.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!