Recenzja Keeper – uroczy i przepiękny krok wstecz w rozwoju

Mateusz Mucharzewski
2025/10/17 17:00
0
0

Jeśli tak dobre studio jak Double Fine zapowiada grę, ale wydawca jej nie promuje, musi być w tym jakaś większa tajemnica.

Recenzja Keeper – uroczy i przepiękny krok wstecz w rozwoju

Nie zdradzę Wam mojej dziesiątki najlepszych gier ostatniej dekady. Przynajmniej nie teraz. Mogę za to uchylić rąbka tajemnicy i napisać, że jest tam Psychonauts 2. Uwielbiam tę produkcję za kreatywność, emocje oraz niesamowitą radość z rozgrywki – geniusz Double Fine w całej okazałości. Po takim hicie spodziewałem się kolejnych, genialnych produkcji. Nijak ma się do tego to, co finalnie otrzymaliśmy. Keeper został ogłoszony jakby przy okazji, na czerwcowym pokazie Microsoftu. Pomysł na grę z chodzącą latarnią morską nie okazał się czymś, co od razu rozbudziło wyobraźnię graczy. Słusznie? A może to przejaw geniuszu Double Fine?

Zanim przejdziemy do latarni morskiej, krótkie wprowadzenie fabularne. Nie dlatego, że historia jest na poziomie Psychonauts 2. Wręcz przeciwnie, nie ma tutaj nawet dialogów, a wszystkiego musimy domyślać się z kontekstu. Ten jest jednak dosyć prosty i opiera się na znanym z gier pomyśle z rośliną zatruwającą piękną wyspę z jej jakże cudowną fauną i florą. Naszym celem jest pozbycie się szkodnika. W tym celu, z dużym udziałem jednego z ptaków, ożywiona zostaje latarnia morska, której wyrastają nogi. To właśnie nią będziemy sterować w dalszej części rozgrywki. Jeśli nie wierzycie, że może być w tym jakiś zwrot akcji… nie uprzedzajmy faktów.

Moja największa obawa dotycząca Keepera dotyczyła właśnie kwestii protagonisty. Latarnia może świecić światłem, ale na tym koniec jej możliwości. Nie ma rąk, nie skacze, nie posiada broni, a mobilność jest mocno ograniczona. Jak z tego zrobić sensowny i angażujący gameplay? Moim zdaniem nie da się. Nie podołał nawet zespół Double Fine. Niestety pierwsze godziny gry są dosyć mało widowiskowe. Nie powiem, że były nudne, ale też nie czułem się niczym zachwycony. Większość mechanik jest kontekstowa, związana z przemieszczaniem się czy świeceniem lampą. Czasami też musimy coś podnieść – wtedy z pomocą przychodzi wspomniany wcześniej ptak, który łapie przedmiot, który należy na przykład wyrwać z drzewa, używając do tego analoga. Nie ma w tym żadnej, wiodącej mechaniki. Może i co chwilę zmieniają się okoliczności, ale zawsze rozgrywka sprowadza się do chodzenia i wciśnięcia przycisku w jakimś momencie. Nawet jeśli zdarzają się drobne zagadki logiczne (np. związane z wykorzystaniem światła czy manipulacją czasem), nie są one ani liczne, ani wymagające.

GramTV przedstawia:

Jest w tym wszystkim zwrot akcji. W zasadzie nie jeden, ale nie uprzedzajmy faktów. Widać go spoglądając na trailer czy screeny. Otóż Keeper potwierdza, że Double Fine nie tylko zna się na projektowaniu gier, ale też na tym, aby uczynić je pięknymi. Ich najnowsza produkcja jest cudowna, nie tylko na statycznych obrazkach, ale też w ruchu. Liczne animacje wyglądają genialnie. Zespół Double Fine zadbał też o to, aby pokazać wiele fantastycznych widoczków, z szerokimi i przepięknymi horyzontami. Są nawet scenki przerywnikowe, gdzie oprawa wizualna łączy się z bardzo dobrą reżyserią sprawiając, że na Keepera patrzy się z ogromną przyjemnością. Momentami to poziom całkiem niezłego filmu animowanego.

Gra w tym momencie okazała się przepiękną, ale jednak nieco pozbawioną głębi produkcją. Oglądało się ją wspaniale, ale zdecydowanie brakowało atrakcji w warstwie rozgrywki. To jednak należy odbierać w kategorii rozczarowania. Wtedy przyszedł kolejny zwrot akcji. Okazuje się, że Keeper wcale nie jest grą o latarni morskiej.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!