Recenzja Hot Wheels: Unleashed - mały świat wielkich wyścigów

Kultowe resoraki, dobre wyścigi i dość zróżnicowany poziom trudności – Hot Wheels: Unleashed to dobra zabawa nie tylko dla najmłodszych!

Recenzja Hot Wheels: Unleashed - mały świat wielkich wyścigów

Czasami jest tak, że dany tytuł pozornie jawi się jako tytuł skierowany do młodszych odbiorców. Zwłaszcza, gdy mowa o samochodzikach Hot Wheels oraz marzeniach o budowaniu powykręcanych do granic możliwości torów wyścigowych rozłożonych po całym mieszkaniu. Dlatego też nie zdziwi mnie fakt, jeśli większość starych stażem miłośników wirtualnej rozrywki pominie Hot Wheels: Unleashed

… zupełnie niesłusznie. Mimo zabawkowej tematyki najnowsza gra Milestone Studio świetnie wpasowuje się w zasadę „easy to learn, hard to master”, a momentami zaskakuje tym, jak wiele zależy od umiejętności kontrolowania prowadzonego resoraka. Przypomina również stare, dobre czasy spędzone przy zabawie w takich grach jak Micro Machines, Re-Volt czy momentami Stunt GP. A to już całkiem solidne argumenty ku temu, aby tym tytułem się zainteresować, choć trzeba na pewne problemy tej produkcji przymknąć oko.

Wielki świat małych wyścigów.

Hot Wheels: Unleashed jest niesamowicie prosto skonstruowane – jest mapa Hot Wheels City Rumble, po którym rozsiane są wyścigi, próby czasowe, walki z „bossami” oraz inne sekrety i zadaniem gracza jest zdobyć je wszystkie. Nie doświadczamy tutaj wymyślnej fabuły, która ma pchać gracza dalej… no chyba, że mówimy o zebraniu wszystkich dostępnych resoraków w grze. O ile sprawa na samym początku wydaje się prosta, tak z czasem okazuje się, że jest w tym wszystkim nieco więcej zabawy.

Głównie dlatego, że idąc wyścig po wyścigu ścieżka może poprowadzić gracza w wiele różnych miejsc i nawet, jeśli uda się trafić na ślepy zaułek, to na jego końcu znajduje się nagroda w postaci czy to Blind Boxa (losowego samochodu z dostępnych), czy to unikalnego resoraka oraz dodatkowych monet do kupienia nowych. Jedyna rzecz, która mi do tego całego obrazka natomiast średnio pasowała to… sekrety, a dokładniej zagadki do rozwiązania, które czasami stoją na drodze do dalszych postępów. O ile rozumiem założenie oraz chęć postawienia wyzwania, tak konieczność np. wygrania niektórych wyścigów konkretnymi pojazdami potrafiła zadziałać na nerwy. Gdyby jeszcze były one kompletnie opcjonalne lub uzależnione od pokonania konkretnych „bossów”, to pewnie byłoby nieco przyjemniej.

GramTV przedstawia:

Mówiąc o „bossfightach” specjalnie umieszczam je w cudzysłowie, ponieważ nie są to starcia z bossami jako takimi. Zazwyczaj są to dość skomplikowane wyścigi, w których wykorzystywane są specjalne przystawki z pułapkami. Przykładowo – w trakcie walki ze Skorpionem na trasie pojawiają się plamy kwasu, który redukuje pasek turbodoładowania. Każdy pokonany przeciwnik odblokowuje specjalną przystawkę do wykorzystania w trybie budowy tras (o czym będzie za chwilę), a kolejne etapy po nim już stawiają o wiele trudniejsze warunki. Do tego stopnia, że zacząłem się zastanawiać czy poziom trudności nie jest zbyt wysoki jak na grę skierowaną głównie do młodszych odbiorców.

Z drugiej strony jednak dochodzę do wniosku, że całość świetnie wpisuje się w klimat takich serii jak Micro Machines czy Re-Volt. Głównie ze względu na wykorzystanie przeróżnych elementów otoczenia lokacji obok tradycyjnych rynien wyścigowych Hot Wheels. Tempo jest ogromne, dużo zależy od umiejętności kontrolowania nie tylko prędkości, ale również ustawienia resoraka (nawet w powietrzu), a zwracając uwagę na statystyki okazuje się, że nie zawsze ten najszybszy może być najlepszym wyborem.

To jednak, do czego można się przyczepić to fakt, że momentami miałem wrażenie, iż w na tej wielkiej mapie zdarzają się powtórki wyścigów (nie chodzi o czasówki, a po prostu te same trasy w innych miejscach). Teoretycznie, gdyby chodziło o wyższe klasy wyścigowe, to problemu by nie było – szybsze samochody, inne podejście do zakrętów i kontroli w trakcie wyścigu. Tu jednak tego nie ma, a przydałoby się podzielenie na wyścigi dla legendarnych resoraków czy też ścigania na zasadach „one make”, gdzie wszyscy jadą tym samym typem pojazdu. Innym problemem jest również balans między zdobywanymi funduszami na nowe samochody i ulepszenia a cenami. Dodając do równania fakt, iż mogą się trafiać powtórki (również te lepszej jakości), a ceny w sklepiku ze specjalnymi ofertami również są wysokie (nawet 3000 złotych monet… czyli jakieś 6 Blind Boxów) można dojść do wniosku, że skupienie się na jednym ulubionym pojeździe i ulepszaniu go jest najlepszym możliwym wyborem. Niestety, przy okazji trochę zabija zabawę z chęci skompletowania wszystkich samochodzików w grze, bo grind jako taki sprawia wrażenie bardzo mozolnego.

Czas spełnić swoje marzenia.

To, co dopełnia Hot Wheels: Unleashed to możliwość zbudowania własnych tras w grze z wykorzystaniem zdobytych wcześniej elementów. Dla fanów zabawy w stylu Trackmanii będzie jak znalazł, choć prawdę mówiąc – do korzystania z edytora na padzie trzeba się dość mocno przyzwyczaić, aby nie popełniać głupich błędów. Nie mniej jednak fajnym dodatkiem jest to, że wykorzystując piwnicę (którą gracz może również dekorować wedle własnego uznania) oraz inne areny zmagań samochodów Hot Wheels można wykorzystywać elementy otoczenia. Jedyne co ogranicza to tak właściwie wyobraźnia oraz to, ile elementów można wykorzystać do stworzenia jednej trasy. Ewentualnie to, że czasami trzeba niektóre z dodatków odblokować w ramach rozgrywki.

Jest też możliwość stworzenia własnych malowań samochodów oraz dzielenia się nimi z innymi graczami, choć w momencie pisania tej recenzji znalezienie innych projektów nie było możliwe. Nie mniej jednak ci, którzy lubią się wyróżniać np. w trakcie ścigania się w sieci będą mieli czym się pobawić.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!