Recenzja filmu Dzień matki od Netflixa. Mamy Johna Wicka w domu

Radosław Krajewski
2023/05/25 18:00
0
0

Polskie kino akcji nie jest często widywanym połączeniem. Oceniamy, czy nowy film Netflixa ma szansę stanąć w szranki z ostatnimi hollywoodzkimi produkcjami z tego gatunku.

Odblokowano nową broń: marchewka

USA stoi akcyjniakami, ale nietrudno jest również natrafić na tego typu filmy przeglądając katalog niemieckich, francuskich, czy koreańskich produkcji. W naszym kraju kino gatunkowe wciąż stanowi niewielką niszę, po którą boją się sięgnąć zarówno doświadczeni reżyserzy, młodzi twórcy, ale przede wszystkim producenci, nie widząc w nich potencjału na wielkie zyski. Na szczęście otwartą furtkę na ciekawe i nietuzinkowe pomysły zostawiają platformy streamingowe, więc nie dziwi, że najnowszy przedstawiciel polskiego kina akcji zadebiutował nie w kinach, ale na Netflixie. Dzień matki z pozoru ma wszystko, aby stać się naszym rodzimym Johnem Wickiem, czy Atomic Blonde, ale to film, któremu jednocześnie dużo trzeba wybaczać, aby dobrze się przy nim bawić.

Odblokowano nową broń: marchewka, Recenzja filmu Dzień matki od Netflixa. Mamy Johna Wicka w domu

Nina Nowak (Agnieszka Grochowska) to emerytowana agentka, która dnie spędza na pogłębianiu swojego alkoholizmu, przerywając go odgrzewaniem gotowego żarcia w mikrofalówce i sporadycznego ratowania dam w opresji przed dresiarzami pod lokalnym sklepem. Kobieta ma jednak jeszcze jedno zajęcie – z ukrycia opiekowanie się nastoletnim synem Maksem (Adrian Delikta), który obecnie mieszka z zastępczymi rodzicami. Gdy chłopak zostaje porwany przez gangsterów, Nina rusza w kolejną misję, aby dokonać krwawej zemsty i uratować swoje dziecko. Pomaga jej Igor (Dariusz Chojnacki), stary przyjaciel i członek agencji, do którego Nina niegdyś należała.

GramTV przedstawia:

Dzień matki od samego początku ma w sobie coś z pierwszej części Johna Wicka. Zanim popularny zabójca grany przez Keanu Reevesa rozsmakował się w neonowych barwach i antycznych scenografiach, działając zarówno w świetle wschodzącego słońca, jak i nocnego mroku rozświetlanego wyłącznie przez uliczne latarnie, był bohaterem surowej, sterylnej, wręcz nudnej z perspektywy kolejnych części, pozbawionej kolorów stylistyki, w której na pierwszym miejscu stawiano nie atrakcyjne dla oka, kontrastujące ze sobą kolory, ale mroczną, poważną stylistykę. Podobnie jest w filmie Mateusza Rakowicza, który nadaje swojemu filmowi charakterystyczny, przestylizowany filtr wizualny. Reżyser już w „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” udowodnił, że ma talent do wizualnego wyróżnienia swojego filmu na tle innych polskich produkcji. Nie inaczej jest w Dniu matki, choć ciągły mrok, depresyjna atmosfera i wszędobylski, otaczający bohaterów brud podziemnego półświatka nie każdemu przypadnie do gustu.

Kwestią sporną zdecydowanie nie są sceny walk między Niną i jej oponentami. Rakowicz zdaje się rozumieć, dlaczego John Wick, Nikt, Raid, czy Atomic Blonde odniosły taki sukces i stara się to zrealizować na polskim gruncie. Nie zawsze wychodzi zachwycająco, ale wyraźnie inspirowane serią Chada Stahelskiego sceny akcji sprawiają, ze Dzień matki chce się oglądać do końca. Co prawda nie ma tu tej efektowności, dynamiki i pomysłowości, jak w Johnie Wicku, ale Rakowicz naprawdę nie ma się czego wstydzić. Już pierwsza scena akcji jest bardzo obiecująca, a niedługo później przychodzi kolejna, absolutnie fenomenalna, rozgrywająca się w kuchni, w której twórcy nie szczędzą długich ujęć, wymagających dla aktorów choreografii i iście zaskakującego wykorzystania marchewek. Dla takich scen ogląda się kino akcji, a ten aspekt jest więcej, niż tylko zadowalający.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!