From Software zabawiło się formułą i stworzyło kooperacyjną grę, która ma na celu spełnić fantazje o wspólnym przeżywaniu bólu po przegranej z bossem i poszło całkiem dobrze, ale...
Recenzja Elden Ring Nightreign
Rzadko kiedy rozpoczyna się pisanie recenzji gry na długo przed spadnięciem embargo. Dla Elden Ring Nightreign zrobiłem jednak wyjątek, ponieważ świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie tutaj bardzo dużo elementów do rozgryzienia oraz poukładania w jakąś całość tak, abyście mogli w jak najlepszy sposób dowiedzieć się czym tak naprawdę jest najnowsza gra od From Software.
Jest to bowiem o tyle ciekawe, że biorąc pod uwagę fakt, iż wcześniej we Frankfurcie oraz w trakcie otwartych testów serwerowych gra w formule kooperacyjnego slashera z daleka przypominającego coś na kształt Battle Royale miała bardzo duży potencjał. Nawet, jeśli tak naprawdę wkład Miyazakiego w ten cały obrazek był znikomy, George R.R. Martin nie maczał w tym swoich spracowanych pisaniem “Wichrów zimy” palców, a pod względem wielkości również można byłoby to nazwać kameralnym Elden Ring na o wiele mniejszą skalę.
Ostateczny wniosek po przegraniu kilkudziesięciu godzin nasunął mi się taki – gdyby była jakaś zupełnie losowa marka, która zaczyna raczkować nawet pod dużym wydawcą, to prawdopodobnie miałaby niewiarygodnie trudno się przebić dalej. A tak zagrać można, nawet momentami dobrze się bawić, ale jest w Elden Ring Nightreign kilka elementów, które wymagają dodatkowych szlifów.
Raiders on the Storm…
Recenzja Elden Ring Nightreign
Założenia fabularne Elden Ring Nightreign są bardzo proste – gracze lądują w Limveld (tak, powiązanie z Limgrave jest nieprzypadkowe) i mają trzy dni na znalezienie oraz pokonanie tak zwanych Night Lordów, a ślady pozostałe po nich pomogą w odnalezieniu tropu ostatecznego zła zamieszkującego te ziemie. Dodatkowo każdy z ośmiu bohaterów ma osobną historię, która wyjaśnia co sprawiło, że trafili do Roundtable Hold w tym nieco pokręconym świecie.
Dobra wiadomość jest taka, że nadal w tym wszystkim jest pewna nuta opowiadanych przez From Software historii pod względem stylu. Bowiem fakt poznawania lore tego świata, rozgrywki czy nawet odblokowania postaci to nadal ten sam rdzeń zabawy, który gracze polubili przez te wszystkie lata. Gdzie jest więc haczyk… a może bardziej haczyki?
Głównie w tym, jaką formułę zabawy przyjęło From Software tym razem, bowiem postanowili oni pomieszać mechaniki przypominające gry z gatunku Battle Royale z tym, co jest solą gier z gatunku Soulslike i zaskakująco to połączenie jest całkiem uzależniające. Być może dlatego, że przez te wszystkie lata gracze zabiegali o to, aby tryb kooperacyjny w grach od japońskiego studia. I ta formuła wspólnego pokonywania przeróżnych stworów oraz bossów każdego dnia połączona ze zdobywaniem losowego sprzętu z każdego złola sprawia, że z czasem myśl o tym, aby zrobić jeszcze jeden przebieg i sprawdzić coś nowego potrafi być niewiarygodnie silna.
Recenzja Elden Ring Nightreign
Najbardziej jednak zaskakuje w tym wszystkim fakt, że tempo rozgrywki jest rozłożone w dużej mierze na dwa etapy.
Pierwszy z nich jest związany z polowaniem na poziomy, przedmioty oraz dodatkowe atuty pomagające w późniejszej walce z bossem (jednym z ośmiu do wyboru, z czego ósmy pojawia się po pokonaniu czterech wcześniejszych) jest najbardziej dynamiczny głównie ze względu na zmniejszającą się strefą powoli kierującą graczy w miejsce ostatecznego starcia danego dnia. I tutaj ciekawostka jest taka, że pula przeciwników, z których gra losuje tego odpowiedniego zależy delikatnie od tego, z kim mierzymy się na końcu. Jest bowiem spora szansa, że w niektórych przypadkach będziemy trafiać raz po raz na tego samego bossa, aby zaskoczyć kimś innym w kolejnym przebiegu.
Z drugiej strony mamy również przeciwników w otwartym świecie, którzy czasami są o wiele słabszymi wersjami tych, z którymi walczymy w ostatecznej strefie… ale równie dobrze możemy trafić na tych spotykanych w ostatnim dniu walki. Za dobry przykład może posłużyć chociażby Fell Omen znany z testów sieciowych potrafiący zaatakować znikąd graczy w trakcie jednego z dwóch dni. Plusy? Duża zaliczka dusz do podbicia poziomu oraz pasywna umiejętność. Minusy? Jeśli nie pokonamy go zanim ucieknie… dostajemy pasywne osłabienie w postaci zwiększonych obrażeń. Ach, From Software – nigdy się nie zmieniaj!
Koniec końców wszystko w trakcie dwóch pierwszych dni w Limveld sprowadza się do sprawnego zbierania przedmiotów oraz umiejętności losowo rzucanych nam przez twórców. Jednakże z każdym kolejnym przebiegiem coraz częściej widać, iż wkrada się w to wszystko pewnego rodzaju powtarzalność, bez której właściwie trudno jest walczyć o późniejsze zwycięstwo. Do tego stopnia, że sprawdzając swoje ruchy na mapie po zakończeniu danego przebiegu narysowanej trasy nie powstydził się legendarny piłkarz oraz trener Jacek Gmoch rozrysowując strategię „Laga na Robercika”.
To co natomiast co tutaj można nagiąć to to jakie relikty będziemy ze sobą zabierać na wyprawę. Jest to o tyle dobra opcja, że otwiera ona również inną ścieżkę postępów w grze – dobrze zestrojone relikty z podstawową bronią bohatera to dobra podstawa po to, aby później za pomocą kuźni oraz Smithing Stone ulepszyć ten podstawowy ekwipunek. Inną opcją jest po prostu tradycyjne szukanie lootu po przeciwnikach lub innych graczach, choć tutaj trzeba się przygotować na to, iż los będzie z nas często drwił dając przykładowo Łucznikowi ciężkie miecze dwuręczne.
Recenzja Elden Ring Nightreign
Niezbyt ratuje również fakt wprowadzenia zmieniającej się mapy, która wprowadza dodatkowe miejscówki z nowymi przeciwnikami oraz lootem do zdobycia czy lądowania w kilku miejscach na mapie. W ostatecznym rozrachunku pewne działania na polu walki wręcz muszą się sprowadzać wykonywania tej samej formułki niczym na maturze z matematyki biorąc pod uwagę jedną z dwóch, może trzech zmiennych. Podsumowując mamy trzy opcje:
Możemy szukać przedmiotów losowo i wtedy pokonywanie bossów oraz przeszukiwanie skrzynek ma jak najwięcej sensu, bo może trafić się coś, co od razu będzie nam pasowało do zestawu.
Możemy również olać szukanie przedmiotów (może poza amuletami, które się przydają), ale skupić się na rozwoju tego, co już mamy przygotowując wiele elementów z pomocą reliktów i wbijaniu doświadczenia. Przykładowo – rozwijać miecz Wilczana wzmocniony odpowiednimi obrażeniami tak, aby na koniec drogi być przygotowanym na walkę z bossem.
Delta jest ujemna, wszystko się sypie, inwazje wpadają jak złe, dodatkowe dziwne efekty nakładają się na siebie… a na koniec dnia i tak losujemy Nameless Kinga jako jednego z bossów.
O ile trzecia opcja, czyli totalny kataklizm potrafi się tutaj przydarzyć, to koniec końców i tak najważniejszą decyzją poza zbieraniem doświadczenia oraz ładunków mikstur będzie pójście w jedną ze ścieżek. Tym bardziej, że w odróżnieniu od buildu z testów sieciowych udało się znajdować Smithing Stone wyższego poziomu. Gdzie? Szukajcie, a znajdziecie.
Wracając jednak do tempa to drugie tempo wchodzi w przypadku walki z końcowym bossem w dniu trzecim.
Tutaj trzeba mieć z tyłu głowy to, że w odróżnieniu od starć w innych grach From Software trzeba momentami przygotować się na długie starcia na dość dużej powierzchni. Oznacza to również, że trzeba się dość mocno nabiegać za przeciwnikiem lub unikaniem konkretnych ataków obszarowych. Obrażeń również mimo grania w trzy osoby (lub solo, ale o tym za chwilę) są dość mocno rozłożone na pulę punktów życia danego przeciwnika i nawet będąc przygotowanym na zadawanie konkretnych obrażeń… nadal trzeba będzie się trochę nagimnastykować, odpowiednio używać mocy podstawowych i ostatecznych, jak również mieć (jak zwykle) odrobinę szczęścia.
I ta pewna dysproporcja związana z tempem rozgrywki w Elden Ring Nightreign sprawia, iż momentami dosłownie można się zastanawiać czy tak powinno być. Między innymi wtedy, gdy muzyka w trakcie walki z bossem, choć piękna, bardziej przypomina kołysankę i wpisuje się w samo starcie.
GramTV przedstawia:
Czasowo również trzeba się przygotować bardziej na maraton niż sprint. Da się co prawda złożyć wszystko tak, aby te starcia szły sprawniej, gdy zebrane przedmioty oraz umiejętności na to pozwalają, ale momentami siła spokoju daje o wiele więcej niż chęć pokonania przeciwnika za wszelką cenę rzucając wszystko co tylko można.
Elden Ring Nightreign tylko dla hardkorowców? Nie do końca, ale…
Recenzja Elden Ring Nightreign
Najtrudniej jednak w przypadku Elden Ring Nightreign określić poziom trudności gry w momencie, gdy przedpremierowo pula dostępnych graczy to głównie soulsowi zapaleńcy, którzy w tym gatunku zżarli zęby. Dlatego również w trakcie przedpremierowego dostępu do gry starałem się jak najwięcej grać z losowymi graczami z matchmakingu. Wnioski?
Tym głównym może być fakt, iż rozbicie zabawy na różnych bossów oraz zmieniającą się mapę może sprawić, że czas dobierania graczy będzie nieco dłuższy. Inną sprawą jest natomiast sama rozgrywka – zakładając bowiem, że przynajmniej jeden gracz będzie dość dobrze rozumiał mechaniki gry, a cała reszta będzie za nim podążać, to szansa na powodzenie zawsze jest. Gorzej, gdy trafimy na kogoś, kto będzie próbował eksperymentować lub też dopiero zaczyna swoją przygodę z Nightreign (choć tutaj prawda jest taka, że w dużej mierze po to istnieje pierwszy boss – aby był polem treningowym dla nowych graczy), ponieważ w tym przypadku ta losowość będzie zdecydowanie większa, a niestety w przypadku grania w kooperacji jedna wyraźnie odstająca od ekipy osoba staje się problemem. Mówię o tym „niestety”, ponieważ na papierze dwie dobrze ogarnięte postacie powinny tę trzecią w pewnym stopniu przeciągnąć czy to lepszymi reliktami, czy nawet możliwością podniesienia w trakcie walki.
Również problematyczny jest fakt, gdy kogoś rozłączy w trakcie rozgrywki i pozostaje na polu walki dwóch graczy. O ile walka z bossami po każdym dniu jest możliwa, to jest ona niestety mocno nierówna podobnie jak możliwość ogrywania gry w trybie solo. Tutaj jednak wszystko zależy od samozaparcia oraz umiejętności i na pewno znajdą się tacy, którzy będą próbowali przejść grę podstawowym zestawem broni, bez zbierania poziomów i to jeszcze bez przyjęcia niczego na twarz.
Dlatego też warto mieć na uwadze to, że ta różnorodność umiejętności oraz możliwości będzie stale się różniła, a prawdopodobnie najlepszą opcją na ten moment byłoby granie w dobrze zgranym zespole ucząc się kolejnych sposobów na pokonywanie przeszkód.
Limveld oczarowuje, choć ta sama sztuczka stosowana dwa razy działa słabiej…
Recenzja Elden Ring Nightreign
Dobra wiadomość jest taka, że Elden Ring: Nightreign przezentuje się całkiem dobrze, choć tutaj można byłoby z powodzeniem mówić o mocnym poczuciu deja vu związanym ze swoim „dużym bratem”. Jednakże to, co zdecydowanie warte jest poprawienia to częste spadki płynności rozgrywki na PlayStation 5 niekoniecznie w trybie jakościowym, ale wydajności w trakcie gry w kooperacji. Podczas gry singlowej problem praktycznie nie występuje, więc szansa na optymalizację pod tym względem jest. Pytanie kiedy zostanie ona wprowadzona – czy w pierwszym patchu po premierze, czy dopiero za jakiś czas.
Ale trzeba przyznać, że te stracia z bossami mimo wykorzystywania tej samej areny w różnych kolorach prezentują się świetnie z ogromnym rozmachem.
Z kolei pod kątem dźwiękowym tutaj poziom został zachowany – jest klimatycznie jak na gry od From Software, a zmieniająca się muzyka w trakcie walk również idealnie sugeruje, że coś się będzie zmieniało w podejściu przeciwnika. Tym bardziej, iż nie jest to tak wyraźnie zaznaczone momentami poza pewnymi wyjątkami.
Elden Ring: Nightreign to zdecydowanie wciągająca, ale spełnienie marzeń fanów?
Recenzja Elden Ring Nightreign
Powiedzmy to sobie wprost – gdyby nie cena, rdzeń w postaci uwielbianych mechanik z gier From Software oraz łączenie uniwersów… to Elden Ring: Nightreign miałby niezwykle trudno. Głównie dlatego, że dla wielu graczy z szerszej perspektywy może się on nie różnić praktycznie niczym od pierwszego lepszego Battle Royale, a to ogromny błąd biorąc pod uwagę założenia, jakimi gra się kieruje.
Ostatecznie Elden Ring: Nightreign to pewne spełnienie marzeń tych graczy, którzy marzyli o pełnej kooperacji w grach From Softu. Co prawda nie jest to wymarzony w pełni prezent do takiego Dark Souls, Bloodborne czy Elden Ring, ale to „nadal coś”, co potrafi wciągnąć na długie godziny i wyciągnąć z gracza syndrom „jeszcze jednego przebiegu”. Trochę na kształt tego, jak w grach soulslike cały czas chcemy jeszcze jednej próby starcia się z danym bossem przed pójściem do spania.
W teorii część rzeczy możemy sobie w pewien sposób nagiąć i modyfikować reliktami, które pomagają w późniejszym budowaniu postaci w trakcie przebiegów, ale z drugiej strony nadal jesteśmy rzuceni w objęcia losowości – każdy pokonany przeciwnik czy otworzona skrzynia to sztuka układania się pod dyktowane warunki. Dokładając do tego przeciwników, którzy pojawiają się po każdym dniu oraz wydarzeń, które mogą mieć miejsce w trakcie zabawy, to cała idea „git gudowania” nie tyle co znika, co raczej sprowadza się do tego jednego, perfekcyjnego przebiegu, w którym udaje się zebrać właściwie wszystko co najważniejsze.
Oczywiście mówię tutaj tylko i wyłącznie o sytuacji, w której gramy bardzo zróżnicowanym składem pod względem umiejętności. Zawodowcy zdecydowanie nie powinni mieć z tym wszystkim problemu (bo lubią takie randomizery), a jeszcze więksi hardkorowcy pokuszą się na pokonywanie Nightreign solo. Wszystko to w akompaniamencie dobrze znanych klimatów z Elden Ring z odrobinami lore towarzyszącym graczom oraz wybieranym przez nich bohaterom w tej podróży.
Recenzja Elden Ring Nightreign
Największe minusy? Mimo możliwości zmiany wyglądu mapy potrafi się wkraść pewnego rodzaju monotonia, ponieważ sama mapa nie jest taka ogromna, a konieczność wykonywania pewnych rzeczy w trybie ekspresowym niejako zamyka drogę na eksperymentowanie innymi klasami postaci oraz ich wyposażeniem w imię świętego spokoju oraz komfortu podczas rozgrywki.
Z drugiej strony mimo możliwości włączenia trybu wydajności, to w trakcie zabawy z innymi graczami oraz przy większej liczbie efektów na ekranie obraz potrafi mocno chrupnąć. Reszta to już kwestia tego jak bardzo podoba się wam idea losowości oraz wielokrotnych przebiegów. Jednym będzie to niesamowicie przeszkadzało (biorąc pod uwagę warunki zakończenia ekspedycji oraz to, że w przypadku ewentualnej porażki przerwać jej się nie powinno), a inni znajdą w tym kolejne wyzwanie spod szyldu From Software.
Dlatego też ciekawy jestem dalszych planów From Software przypadku Elden Ring: Nightreign. Jak będą wyglądały dodatki oraz inne ewentualne opcje monetyzacji tego tytułu. Przeciwnicy z innych gier już się pojawiają, inne nawiązania również… więc wszystko zależy tak naprawdę od tego jaki plan na to wszystko ma Bandai Namco.
Chciałoby się Elden Ring: Nightreign podsumować tak, że dla hardkorowców będzie on zbyt casualowy, a dla casuali może być zbyt hardkorowy. Nawet, jeśli przyjdzie im grać w trójkę. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to tytuł nie tyle co zmieniający krajobraz gier, a raczej eksperyment z marką, który ma solidne podstawy do czegoś więcej niż tylko tytułu z Elden Ring nazwie. Zagrać więc można, ale bądźcie pewni, że przed wyruszeniem w drogę zbierzecie odpowiednią drużynę.
7,5
Pomysł dobry, eksperymentalny, choć nie bez wad - Elden Ring Nightreign to częściowe spełnienie marzeń o kooperacyjynch Soulsach w trybie Turbo
Plusy
Formuła gier od From Software, która pasuje do klimatów znanych gier sieciowych.
Wreszcie kooperacja na pełnym (prawie) dystansie!
Wiele elementów zapożyczonych z innych gier From Softu - od przeciwników po skórki czy ekwipunek.
Przeciwnicy, którzy mimo grania w większym gronie potrafią postawić trudne warunki i zaskoczyć.
Mimo zmiany formuły rozgrywki nadal zapodaje fragmenty lore w dobrze znanym dla From Software stylu.
Osiem różnych klas postaci... ośmiu różnych bossów, do których można w jakimś stopniu się przygotować.
Muzyka jak zwykle na dość wysokim poziomie.
Po kilku przebiegach łatwo się połapać w tym, jak grać w Nightreign...
Minusy
... ale mimo kilku różnych zmiennych potrafi się w to wszystko wkraść schematyczność.
Dość wysokie tempo rozgrywki w pierwszej fazie po to, aby walka z bossem zajęła trochę więcej czasu.
Spadki FPS w trakcie grania w kooperacji (co można wyeliminować łatkami).
Granie solo mija się z celem, a duo (jeszcze) nie istnieje, aby móc ratować sytuację w razie problemów z połączeniem.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Dzięki za odpowiedź. Może nie teraz, ale na jakiejś promoce chyba zaryzykuję :)
Imo tak, to jest dobra ściezka. Niby cena jest stosunkowo niska, ale jeszcze lepsza byłaby tak 120 zł może. Wtedy zdecydowanie można byłoby wiele z tych minusów oraz problemów pominąć.
Inna sprawa, że podobno weszła aktualizacja do gry i From Software zbytnio nie chce pisać co sie zmieniło. Jesli poziom spadnie/niebotycznie poszybuje w górę lub też coś innego się zmieni, co będzie wpływało na wrażenia... to będzie problem.
Sosna88
Gramowicz
29/05/2025 14:59
Muradin_07 napisał:
W teorii tak, bo jednak ta formuła trochę zdejmuje presję z gracza - można kogoś podnieść, w trójkę zawsze raźniej i jedyne co pozostaje to przyjęcie warunków pola walki odnośnie mechanik rozgrywki, bo tutaj wiele rzeczy jest wyjętych z Elden Ring i nie różni się od tego jakoś wielce.
Także tutaj jeśli się trafi na doświadczoną ekipę to wystarczy robić to, co robią inni i nie dać się zabić. Łucznik z mojej perspektywy to klasa, która zasadniczo powinna w tym pomóc - trzyma się na dystans, jedyne co robi to naznacza miejsca krytyczne. Powinno się udać.
Sosna88 napisał:
Czy istnieje szansa, że jak gry typu soulslike mnie przerastają to tutaj w trzy osoby będzie nieci łatwiej? Te gry są bardzo interesujące, mają coś przyciągającego, ale jednak nie będę ukrywał, nie jestem w nich dobry.
Dzięki za odpowiedź. Może nie teraz, ale na jakiejś promoce chyba zaryzykuję :)
Czy istnieje szansa, że jak gry typu soulslike mnie przerastają to tutaj w trzy osoby będzie nieci łatwiej? Te gry są bardzo interesujące, mają coś przyciągającego, ale jednak nie będę ukrywał, nie jestem w nich dobry.
W teorii tak, bo jednak ta formuła trochę zdejmuje presję z gracza - można kogoś podnieść, w trójkę zawsze raźniej i jedyne co pozostaje to przyjęcie warunków pola walki odnośnie mechanik rozgrywki, bo tutaj wiele rzeczy jest wyjętych z Elden Ring i nie różni się od tego jakoś wielce.
Także tutaj jeśli się trafi na doświadczoną ekipę to wystarczy robić to, co robią inni i nie dać się zabić. Łucznik z mojej perspektywy to klasa, która zasadniczo powinna w tym pomóc - trzyma się na dystans, jedyne co robi to naznacza miejsca krytyczne. Powinno się udać.