Obawy były duże, ale jednak się udało – Hideo Kojima i jego ekipa udowadniają, że czasami najważniejsza w branży gier jest swoboda twórcza i pomysł na siebie
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Mógłbym tutaj zacząć recenzję Death Stranding 2: On The Beach tekstami w stylu, że jest to dla mnie najważniejsza premiera tego roku, a Hideo Kojima to mój lubiony gamingowy twórca… ale przyznam, że przed rozpoczęciem zabawy miałem całą masę obaw. Głównie o to czy uda się Kojima Productions wykonać drugi, równie dobry (a może nawet i lepszy) skok nie tylko od strony fabularnej, ale i ogólnie jakościowej na wielu płaszczyznach.
Po spędzeniu ponad 52 godzin stwierdzam, że tak – to się niewątpliwie udało, a Death Stranding 2 zdecydowanie będzie w gronie tych gier, które w takim „Top 10” na rok 2025 wylądują. Problem jednak w tym, że zdaję sobie sprawę z dwóch rzeczy.
Pierwszą jest fakt, że ten tekst dojeżdża na imprezę zdecydowanie za późno, co również wpływa na wrażenia z tego tytułu na wielu płaszczyznach, a wyjaśnienie dlaczego tak się stało znajdziecie poniżej. Z drugiej strony z kolei ta pewna aura, którą obdarzona była pierwsza część gry niejako uszła w drugiej. Czy to dobrze? Niekoniecznie, ale nie wpływa to w żaden sposób na doświadczenie, które serwuje nam Hideo Kojima w Death Stranding 2.
Dlaczego dopiero teraz?
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Z jednego, prostego powodu – kod do recenzji gry Death Stranding 2 pojawił się wraz z premierą wersji deluxe, który pozwalał wielu graczom na rozpoczęcie zabawy kilka dni wcześniej.
O tym dlaczego tak się stało wyjaśnienia otrzymaliśmy i je przyjmuję, ponieważ biorąc pod uwagę pewne zawiłości związane z przedpremierowym dostępem oraz faktem, jak momentami mocno gra opiera się na łączności między graczami, różne problemy mogły się pojawiać. Inną kwestią jest również to, że wraz z otrzymaniem kodu zgodziliśmy się również na to, że recenzja najnowszej produkcji Hideo Kojimy wraz z oceną pojawi się dopiero po tym, jak przejdę grę i zobaczę napisy końcowe. Biorąc pod uwagę fakt, że Death Stranding 2 jako gra jest dość obszernym tytułem, a wielu recenzentów miało sporo czasu na zapoznanie się z tytułem przed premierą doszedłem do wniosku, że byłoby bardzo nie fair, gdybym z maratonu zrobił sprint. Inną kwestią również jest to, że wraz z podpisaniem dokumentów wydawca ma prawo sprawdzić czy rzeczywiście grę przeszedłem odchodząc zupełnie od tego, że żeby wypowiedzieć się w ten sposób o grze jej przejście jest tak jakby… wymagane.
Mimo iż wiele ocen w przestrzeni sieciowej już się pojawiło i dla wielu pojawienie się obszernej recenzji Death Stranding 2 może jawić się jako spóźnione, to nadal mam jednak nadzieję, że będzie to dość ważny tekst. Głównie ze względu na to, iż został on już spisany w warunkach, w których wielu graczy zabrało się za dodawanie swoich budowli oraz ułatwień na mapie (strand game do czegoś zobowiązuje, prawda?). Niekoniecznie od strony fabularnej, ale tego jak rozgrywka sama w sobie wygląda po tym, jak tysiące graczy zaczęło pracować „dla tych, którzy przyjdą po nas”. O tym jednak nieco więcej w dalszej części tej recenzji.
Tak czy inaczej po prostu uważam, że dla przejrzystości całego procesu oraz zwykłej uczciwości z mojej strony wolałem tych kilka słów wyjaśnienia napisać.
„Norman Reedus and the Funky Fetus 2: Electric Boogaloo”
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Specjalnie nie będę zbyt wiele pisał o głównych elementach fabularnych Death Stranding 2 z bardzo powodu – zakładam, że dla niektórych każdy strzępek informacji ich temat od razu będzie krzyczało „spoiler”.
Dlatego też najlepiej podsumowałbym całość w bardzo prosty sposób, że prawdopodobnie Hideo Kojima zrozumiał momentami aż za bardzo, że pierwsza część Death Stranding rzucała gracza na zbyt głęboką wodę z całym mnóstwem różnych definicji, nowych teorii oraz tajemnic do rozgryzienia. Death Stranding 2 natomiast pod tym względem jest nieco inne – o ile nadal niektórzy mogą czuć się przytłoczeni pewnymi definicjami, to wiele z nich jest tłumaczonych na bieżąco (nie mówiąc już o tym, że Corpus wyjaśnia wiele elementów). Do tego stopnia, że nawet w trakcie walki dostajemy monolog o tym co się tak naprawdę dzieje, co mimo pewnej nuty sarkazmu pasuje idealnie do tonów granych przez Death Stranding 2.
Ponieważ czego by nie mówić o tej grze, to Hideo Kojima stworzył dzieło o wiele bardziej świadome bez porzucania charakterystycznego dla siebie stylu z przeróżnymi nawiązaniami do popkultury i swojej własnej twórczości. Z łamaniem czwartej ściany tak subtelnym, jakim mogłoby być otrzymanie sztachetą w twarz podczas awantury podczas wiejskiej potańcówy. Ale żeby nie było – jest to nadal bardzo sympatyczne i przez graczy chyba nawet oczekiwane. Gdyby bowiem Death Stranding 2 było grane w kinie, to podczas kilku momentów popcorn poleciałby w górę, a cała sala by biła brawo widząc konkretne sekwencje.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Nadal jednak idąc krok po kroku z tym, co serwuje Death Stranding 2 można mieć wrażenie, że każdy kolejny klocek fabularny dawany nam przez Kojimę pasuje i jest zrozumiały. Również wtedy, gdy te największe twisty są prezentowane – po prostu dochodzisz do wniosku, że „no tak, przecież to i to się ze sobą łączy”. Trzeba jednak przebić się przez fragmenty, gdy tych wątków może być zbyt wiele i mogą być one dla niektórych zbyt losowe biorąc pod uwagę fakt, iż rolą Sama Bridgesa jest głównie przenoszenie paczek oraz łączenie kolejnych miejsc do sieci.
I najciekawsze w tym wszystkim jest to, że wiedząc pewne fabularne kwestie „dwójki” mam ochotę usiąść i teraz świadomie przejść „jedynkę”, która nabiera trochę innego znaczenia. Może nie dosłownie, ponieważ trzeba brać poprawkę na to, iż zwyczajnie Sam o wielu rzeczach zwyczajnie nie wie, ale mając tę świadomość jest spora szansa, że ogrywanie ponowne Death Stranding będzie innym doświadczeniem.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
To, o czym warto również porozmawiać to gra aktorska, ponieważ o ile można uważać Kojimę za nieco odklejonego od rzeczywistości pod względem tego ile gwiazd wprowadził do swojej gry… to efekt jest piorunujący i podobnie jak w przypadku pierwszej części Death Stranding udało się udowodnić, że tak – można wykorzystywać aktorów światowego formatu w grach komputerowych i stworzyć bardzo dobre doświadczenie nie tylko growe, ale również filmowe. Widać było bowiem, że Norman Reedus miał nieco więcej pola do popisu odgrywając rolę Sama, podobnie jak Lea Seydoux jako Fragile, a i nowe postacie takie jak Rainy (Shioli Kutsuna) czy Tomorrow (Ella Fanning) pasują tutaj świetnie. Zresztą Dollman (Jonathan Roumie) jako towarzysz podróży nie tylko rzuci kilkoma linijkami dialogowymi, ale również służy za tego, który podpowie co zrobić w trudniejszych momentach np. kiedy się uleczyć czy w które części przeciwnika powinniśmy strzelać.
Dlatego też o ile pierwsza część to była opowieść drogi okraszona samotnością głównego bohatera, tak Death Stranding 2: On The Beach jest… próbą zrozumienia w którym kierunku zmierza ten świat. Może również wyjaśnienia jak ważne są więzi międzyludzkie. Choć prawda jest taka, że cała ta historia jest o czymś jeszcze innym, ale to już byłby gigantyczny spoiler, którego do tekstu wrzucać nie chcę.
Ten fantomowy ból…
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Nie bez powodu wspominam o Phantom Pain, ponieważ od strony czystej rozgrywki Death Stranding 2 jest tylko (albo i aż) lepsze pod wieloma względami od pierwszej części nawet, jeśli tych zmian na pierwszy rzut oka nie widać.
Zaczynając jednak od samego początku – duża rola w tym chociażby systemu APAS, który wraz z kolejnymi łączonymi posterunkami oraz zdobywanymi gwiazdkami za zlecenia poszerza swoje możliwości korzystania z przeróżnych pasywnych umiejętności jak m.in. wspomaganie przy celowaniu, wykorzystywanie energii z urządzeń Sama do awaryjnego ładowania samochodu czy efektywności leczenia. Z drugiej strony koordynacja w trakcie walki oraz wymiany ognia (co najlepiej widać przy walce z wieloma przeciwnikami) również pod względem rozgrywki jest bliżej ideałowi, który można było dostrzec w… właśnie Phantom Pain. Gunplay nie jest bowiem tak sztywny jak w przypadku pierwszej części Death Stranding, a i fakt, że w dużej mierze wykorzystujemy karabiny na specjalne gumowe czy wspomagane krwią kule zachęca do używania siły w odróżnieniu od tego, co miało miejsce poprzednio.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Ponieważ tak – w Death Stranding 2 tej broni, która ma rzeczywiście zabijać jest stosunkowo niewiele lub pojawia się w odpowiednich momentach (co też można uzasadnić fabularnie). Można oczywiście próbować wywoływać tzw. Voidouty, ale… po co? No chyba, że przez przypadek jednym ruchem nie ma miejsca, w którym zazwyczaj były BT. Można to uznać za moralne zwycięstwo.
Nadal również warto spędzić trochę czasu na zwiedzaniu i dostarczaniu przesyłek do posterunków po to, aby zdobyć wyposażenie wyższego poziomu, które będzie efektywniejsze, może momentami również lżejsze do przenoszenia. Ewentualnie zebrać barwniki do malowania pojazdów czy kombinezonów Sama. Tak samo jak po to, aby rozwijać umiejętności Sama na podstawie tego, jak gramy w Death Stranding np. z jakiegoś powodu mój bohater miał bardzo wysoki poziom kondycji i korzystania z lekkiego karabinu maszynowego.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Dlatego też zdecydowanie Death Stranding 2 to gra, która wynagradza tych lubujących się w powolnym doświadczaniu danej gry. Tak, można ten tytuł przejść na szybko i w ten sposób bazować tylko na podstawowych przedmiotach, ale jest spora szansa, iż będzie ta wyprawa dość znacznie utrudniona. A jednak surowce, ulepszenia czy nowe zabawki przydadzą się w tej grze zawsze. A przy okazji również poznamy kilka naprawdę fajnych, momentami nawet humorystycznych, historii. Ewentualnie rozwieziemy kilka pudełek pizzy znanym ludziom w nowych rolach albo łapać zwierzątka do schroniska.
„Dla tych, którzy przyjdą po nas”
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
I tutaj pojawia się ten element rozgrywki, który myślę, że mocno zmienia odbiór Death Stranding 2 po kilku tygodniach od premiery gry.
GramTV przedstawia:
Ponieważ mogę śmiało zakładać to, że pula recenzentów jako takich jest mocno ograniczona, więc i osób grających w grę jest również mniej. Oznacza to, że wszelkich budowli oraz elementów, które mocno poprawiają pracę w trudnych warunkach w Death Stranding 2 również jest o wiele więcej po premierze niż w czasie przed embargo. Z jednej strony zbudowane drogi i mosty, z innej cała masa pojazdów, które można wykorzystać do przewożenia towarów. Nawet infrastruktura ładowarek jest rozmieszczona całkiem logicznie, więc wykonywanie jakichkolwiek zadań staje się niemożliwie łatwiejsze niż w momencie, gdy całość jest praktycznie jedną wielką pustynią technologiczną.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Dlatego też to, co zdecydowanie można ocenić na plus to fakt, że ta cała idea „strand game” oraz pewnej współpracy między graczami po to, aby było lepiej (z czym wcześniej już Kojima romansował chociażby w Phantom Pain chcąc zlikwidować wszystkie ładunki atomowe w wirtualnym świecie) sprawdza się całkiem dobrze i tutaj. Głównie dlatego, że wiele elementów rozgrywki jako takiej wynika z naturalnego doszlifowania formuły. Inną kwestią jest to, że w porównaniu do pierwszej części gry, w której wiele elementów było wprowadzanych stopniowo, to w Death Stranding 2 gracz wprowadzany jest w te wszystkie meandry znacznie szybciej. Nie mówiąc o tym, że podsumowanie najważniejszych wydarzeń w formie prezentacji również się sprawdza.
Tak czy inaczej o ile każde nowe miejsce dołączone do Chiral Network ujawnia wszelkie elementy zbudowane przez graczy (czy to naszych znajomych, czy to osoby spoza listy znajomych), tak mimo wszystko wiele z tego potrafi znacznie ułatwić zabawę, a i sam przejazd przez pole „bez zasięgu” również nie jest czymś wyjątkowym.
Magia „łączności” zanika?
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
I tutaj pewna magia tak jakby… znika. Piszę celowo „tak jakby” ponieważ o ile nad pierwszym Death Stranding unosiła się stale pewna aura nie tyle co geniuszu Kojimy co odkrywania czym jest tak naprawdę ten tytuł, to w przypadku Death Stranding 2 jest jej w tym wszystkim tak jakby mniej.
Nie zrozumcie mnie źle – to nadal świetny tytuł na wielu płaszczyznach zdecydowanie lepszy od poprzedniczki, a jak dobrze wiemy rzadko której grze ocenianej bardzo wysoko przez recenzentów i graczy trudno to osiągnąć. Fabularnie również mam wrażenie, że wszystko jest podane w o wiele bardziej zrozumiałej (jak na gry KJP) formie. Zresztą również i w przypadku ewentualnej walki strzelanie jest mniej więcej tak samo atrakcyjne jak we wcześniej wspominanym Phantom Pain. Można byłoby podsumować to doświadczenie jako „kino absolutne”, dzięki któremu również pierwsza część Death Stranding o wiele łatwiej zrozumieć.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Jednakże potężne wrażenie oraz aurę tajemniczości można zbudować tylko raz. W przypadku Death Stranding zasadniczo już to się wydarzyło i raczej w przypadku „dwójki” nie wróciło w tym samym stylu, co wtedy. Nie mówiąc już o tym, że stężenie motywu drogi oraz sposobu narracji w grze również niejako uleciał dzięki Magellanowi. Odległości i skala nie robią takiego wrażenia, chociaż sama zabawa oraz konieczność przewożenia różnych rzeczy w punktu A do B nadal daje ten moment oddechu i spokoju.
Dlatego też takie granie w otwarte karty, nawet mimo kilku niespodzianek, sprawia, że ta wyjątkowość delikatnie mówiąc uszła w powietrze w przypadku Death Stranding 2. Czy to źle? To już prywatne doświadczenie i każdy będzie miał zapewne inne. Po prostu pewne zagrywki już nie robią takiego wrażenia, wiele elementów można zauważyć z daleka będąc fanem twórczości Hideo Kojimy. Co prawda nadal znalazło się miejsce na kilka mocniejszych twistów, ale jeśli znacie jego zagrywki, to będziecie w stanie je wypatrzeć z bardzo daleka.
Majstersztyk audiowizualny
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Powiedzieć, że Death Stranding 2 to jedna z najładniejszych gier tej generacji to trochę jakby nic nie powiedzieć. Decima to prawdopodobnie ta next-genowa jakość, do której wszyscy tak bardzo chcieliśmy dotrzeć w erze PlayStation 5 oraz Xbox Series X/S, ale jednak mało która gra rzeczywiście była w stanie tego dokonać. Począwszy od modeli postaci po niesamowite widoki, efekty specjalne nawet przy zmieniających się warunkach pogodowych – to wszystko zwyczajnie wręcz się chłonie w podobny sposób, jak było to w przypadku pierwszej części gry od Kojima Productions.
I tutaj muszę wtrącić to, że dobrze pamiętam jak Death Stranding wyglądało na dużym ekranie – nawet wspominaliśmy o tym w jednym z odcinków naszego podcastu. Tam jednak mimo wszystko nadal czuć było nawet w wersji Dicrector’s Cut, że można z tego wyciągnąć o wiele więcej dobra i rzeczywiście udało się tego dokonać. Nawet porównując jak prezentują się poszczególne modele postaci ten pewnego rodzaju „glow up” jest nader widoczny, a szczegółowość również zachwyca. Bez względu na to czy będzie to w wersji Quality czy Performance.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Co do dźwięku z kolei to dobrze wiemy jak bardzo Kojima przykłada wagę do muzyki w grach. Tutaj za sterami tradycyjnie Ludvig Forssell we współpracy z Woodkidem, jak również cała masa artystów, którzy dołożyli swoją cegiełkę do tego audiowizualnego pejzażu m.in. Hania Rani, GRIMM GRIMM czy powracające Low Roar i Chvrches. To, co jednak najbardziej jest zauważalne to fakt, że tym razem ze względu na swoją strukturę o wiele łatwiej jest trafić na momenty, w których muzyka ma w pewien sposób dopełniać doświadczenia z rozgrywki. O ile w pierwszej części Death Stranding mogło się zdarzyć, iż pewne utwory w ogóle nie były przez nas słyszane w trakcie podróży, tak tutaj miałem wrażenie, że wejście w obszar niedaleko obiektu docelowego i tak tę melodię włączało, a po wykonaniu zadania zasilała ona naszą kolekcję w specjalnym playerze.
Oznacza to również, że tych filmowych wręcz momentów w grze będzie więcej, chociaż zapewne znalazłbym może z dwa lub trzy takie, które zapadły mi najbardziej w pamięci. Trochę w myśl zasady, że te najbardziej ekstremalne fragmenty w połączeniu z dźwiękiem tworzą obraz idealny. A utwór „Patience” od Low Roar nadal wspominam najlepiej z Death Stranding.
Ostatecznie tak, Death Stranding 2 to audiowizualny majstersztyk. Ponownie, jak w przypadku poprzednich elementów składowych – skrojony o wiele lepiej niż w dwójce i nadal potrafi momentami chwycić za serce dopasowaniem obrazu do dźwięku.
Hideo Kojima jest jedyny w swoim rodzaju – niech tworzy to, co czuje że powinien tworzyć
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Kończąc już i tak dość długi wywód trzeba powiedzieć sobie jasno, że takich projektów jak Death Stranding 2 delikatnie mówiąc brakuje w naszej przestrzeni growej.
Ponieważ widząc nazwisko Hideo Kojimy otrzymujemy również pewnego rodzaju znak jakości konkretnej formy doświadczenia, którego przyjdzie nam zaznać przez kolejne kilkadziesiąt godzin. Tak było w wielu jego projektach, a i sam uważam, że wcale nie powinno mu się zakładać korporacyjnego „chomąta” w imię bezdusznego Excela oraz gier rąbanych wprost z tabelki. Widać bowiem jak na dłoni w dzisiejszych czasach, że nie służy to ani twórcom, ani graczom, a tak dostajemy coś, co artystycznie jest dość swobodne i (co zaskakujące tym razem) również o wiele bardziej zrozumiałe.
Death Stranding 2 bowiem stosuje tutaj prostą możliwość – więcej i lepiej, a przy okazji nadal nie traci ducha gry od Hideo Kojimy, które wylewają się tu i ówdzie. Japończyk zrozumiał również, że opowiadana historia, jakkolwiek nie tajemnicza z dość skomplikowanymi elementami świata przedstawionego, nadal może być przystępna do skonsumowania przez gracza. Powiedziałbym nawet, że obok artystycznych wizji ma ona rozmach kinowego blockbustera ze względu na przerywniki filmowe, grę aktorską i świetną żonglerkę audiowizualną. A przecież to tak właściwie gra o kurierze, prawda?
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
Nadal znalazłbym kilka rzeczy, do których można się przyczepić i głównie z tego względu mam problem, aby Death Stranding 2: On The Beach dać 10/10. Chyba głównie przez to, iż będąc zbyt uważnym pewne wydarzenia odczytałem szybciej niż rzeczywiście powinienem. Dziwnie jest jednak mówić, że dopiero teraz poczułem, iż ta „nowa generacja” w przypadku PlayStation 5 dojechała na odpowiednią stację wprowadzając nową jakość, co widać w bezpośrednim porównaniu między obiema częściami Death Stranding.
Dlatego też więcej już mówił nie będę, ponieważ albo już gracie (tutaj zachęcam do dzielenia się swoimi wrażeniami w komentarzach), albo czekacie na odpowiedni moment (napiszcie dlaczego czekacie, również chętnie się dowiem).
Nawet jeśli pewna aura tajemniczości w Death Stranding 2 ulatuje, to jednak nadal warto tej podróży doświadczyć – tak na spokojnie, bez pośpiechu, bo ten jest najgorszym doradcą. To jest ten świat, który warto zwiedzać, poznawać, eksplorować trochę w podobnym stylu, w którym wiele osób uwielbia grać w symulatory transportowe. Z tą różnicą, ze mamy mocno wywrócony do góry dnem świat, dość charakterystyczny dla Kojimy sposób opowiadania historii oraz bohaterów, których zapamiętacie na długo. To tylko lub aż o wiele lepiej skrojony, poprawiony sequel, co dla wielu graczy da sporo ulgi. Zwłaszcza podróżując po Meksyku czy Australii.
Recenzja Death Stranding 2: On The Beach
A na koniec jeszcze powiem tak od siebie, że chwilę zastanawiałem się… czy potrzebujemy Death Stranding 3? Powiedziałbym, że nie, ale zapewne Hideo Kojima coś tam wymyśli, aby te wszystkie kropki ze sobą połączyć ponownie i w tak samo dobrym stylu.
9,0
Hideo Kojima ponownie sprawił, że praca kuriera może być ekscytującym, blockbusterowym doświadczeniem kinowym i growym jednocześnie
Plusy
O wiele przystępniej wyłożona fabuła, która nadal nie traci na swojej unikalnej formie.
Bohaterowie (i aktorzy), których trudno nie polubić po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w grze.
Audiowizualnie jedna z najlepszych gier tej generacji.
Mocne doszlifowanie wielu dobrze znanych elementów rozgrywki...
... i dołożenie kilku dodatkowych elementów, które świetnie dopełniają całości doświadczenia.
Zabawa pogodą - kto nie zginął pod lawiną ten niech pierwszy rzuci... śnieżką.
Idea Strand Game sprawuje się o wiele lepiej, dzięki czemu łatwiej pracować wspólnie ku łatwiejszym dostawom.
Minusy
Walki z bossami nadal ukazują niedoskonałości całego systemu.
Jest spora szasna, że jeśli znacie twórczość Kojimy, to pewne twisty fabularne zauważycie szybciej.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Zależy czemu Ci nie podeszła. To dalej symulator chodzenia ale jest dużo więcej narzędzi i metod walki. W zasadzie gra się jak w TPS-a włącznie z uwalnianiem lawiny pocisków z karabinu na duże i małe cele.
Ale jeżeli wkurzał Cię transport z punktu A do B to całkowicie rozumiem.
Dokładnie jest tak, jak mówisz: symulator Fedex'a mnie mierził,
Podchodziłem do jedynki chyba z cztery razy, aż w końcu coś mi się przestawiło w głowie i za ostatnim wsiąknąłem. Po tym co tu przeczytałem, już wiem, że jak tylko czas pozwoli to sięgnę po drugą część. No i Low Roar <3
Zależy czemu Ci nie podeszła. To dalej symulator chodzenia ale jest dużo więcej narzędzi i metod walki. W zasadzie gra się jak w TPS-a włącznie z uwalnianiem lawiny pocisków z karabinu na duże i małe cele.
Ale jeżeli wkurzał Cię transport z punktu A do B to całkowicie rozumiem.
Silverburg napisał:
Jedynka mi zupełnie nie podeszła, także logiczne, że dwójkę też odpuszczam, ale dobrze, że gra ma pozytywne recenzje. Im więcej dobrych gier, tym lepiej :)
Z drugiej strony mam wrażenie, że ten transport tutaj denerwuje mniej głównie przez graczy, którzy wiedzą co i jak budować, aby później było łatwiej.
Bo nawet widok logicznie stworzonych dróg, tyrolek czy stacji ładowania pojazdów cieszy duszę.