“Od ściany do ściany” to przykład filmu, który zachęca zwiastunami, ale ostatecznie potrafi rozczarować po bardzo obiecującym początku...
“Wall to Wall” – recenzja filmu Netflix
Okazuje się, że problem patodeweloperki istnieje nie tylko w Polsce – „Od ściany do ściany” od Netflix (tak, będę używał dalej „Wall to Wall”, aby łatwiej było znaleźć) to pokazuje, choć prawdę mówiąc cała intryga z tym związana nie jest mocno angażująca. Nawet można byłoby założyć, że zwiastun specjalnie pewne rzeczy układa tak, abyśmy mieli bardzo mylne pojęcie o tym, co ostatecznie na nas czeka w tym obrazie.
Problematyczny bowiem jest tutaj pewnego rodzaju chaos oraz fakt, że budowane na starcie napięcie oraz tajemniczość nagle pryska. A szansa na naprawdę mocny, sąsiedzki thriller psychologiczny poruszający wiele tematów była i to niewątpliwie. Ot po prostu żeby łapać tyle srok za ogony czasami trzeba mieć talent i lepiej
Ściany mają uszy – „Wall to Wall” próbuje ukazać pewien problem, ale…
Cały zaś film „Wall to Wall” to historia pracownika korporacji Woo Seonga (Kang Ha Neul), który to wreszcie po wielu latach dostaje kredyt i jest w stanie kupić swoje własne mieszkanie kończąc tym samym swoje marzenia o mieszkaniu w Seulu. Od tego momentu właściwie zdaje sobie sprawę z tego, że praca w korpo nie przyniesie mu wystarczających funduszy, aby ten kredyt spłacić… dlatego też oszczędza ile tylko może, ale również dorabia na wszelkie możliwe sposoby. Rozważa nawet wejście w kryptowaluty.
“Wall to Wall” – recenzja filmu Netflix
Od pewnego momentu jednak w bloku przeszkadzają mu… hałasy generowane przez sąsiadów. Od tuptania dzieci i spadających ciężarów po odgłosy wiertarki udarowej, bo, jak dobrze wiemy, ten z piętra wyżej to lubi sobie remoncik w nocy rąbnąć. Problem w tym, że to właśnie Woo Seong dostaje od sąsiadów przeróżne uwagi odnośnie „jego zachowania”. Dlaczego? Tego nie zdradzę.
Jedno jest natomiast pewne – o ile na wstępie historia jawi się jako tajemnicza i dość mroczna tak, jak na zwiastunach w miarę poznawania kolejnych sąsiadów, tak główna intryga związana z mieszkańcami jest niewiarygodnie naciągana, a motywacje tego „głównego złego” również praktycznie nie ekscytują. Również trudno tutaj mówić o grze poszczególnych aktorów, ponieważ wielu z nich pojawia się albo na chwilę, albo jak już są dłużej, to poza głównym bohaterem wypadają średnio. Najzabawniejsze jest to, że mając na podorędziu jednego z lepszych aktorów w ostatnich latach, czyli Jung Sung Ila, który grał m.in. w “The Glory” i pojawia się właściwie na chwilę. Podobnie jak Kang Ae Shim znana ze “Squid Game” ponownie wcielająca się w rolę matki. To trochę przypadek, w którym ktoś wynająłby Lee Byung Huna do roli mało znaczącego cameo na piętnaście sekund przed napisami.
“Wall to Wall” – recenzja filmu Netflix
A szkoda, ponieważ pewna klaustrofobia oraz klimat koreańskiej, nowoczesnej „sypialni” jest świetnym podkładem pod mrożący krew w żyłach thriller o sąsiedzkich animozjach, który nadal mógłby wykorzystywać motywy założone przez scenariusz.
GramTV przedstawia:
I tak - nadal mógłby również wykorzystywać pewne sztuczki, które również wykorzystuje główny sprawca tego zamieszania. Powiem nawet, że wstęp mocno symulujący propagandę sukcesu rodem z Korei Północnej, gdy to główny bohater dostaje kredyt i wykupuje swoje upragnione mieszkanie, było niesamowicie dobrze skrojoną, mocno ironiczną przystawką zapowiadającą coś intrygującego. Ostatecznie „truskawką na torcie” jest jeden, konkretny fragment wykorzystujący CGI, który zwyczajnie był niepotrzebny oraz zamykający kadr – niby podsumowujący to i owo, ale miałem wrażenie, że jest raczej objawem przerostu formy nad treścią.
Dlatego też po zakończeniu oglądania filmu zwyczajnie wzruszyłem ramionami, bo o ile wiele różnych ciekawych motywów zauważyłem, tak koniec końców wkomponowanie ich w strukturę filmu oraz nadanie temu wszystkiemu formy oraz klimatu można podsumować słowami “task failed successully”.
„Wall to Wall” niczym współczesny rynek nowych mieszkań – dużo obiecuje za duże pieniądze, ale ostatecznie wychodzą braki
“Wall to Wall” – recenzja filmu Netflix
Podsumowując „Wall to Wall” to koronny przykład tego, że zwiastuny to jedno, a film to drugie. Ponieważ oglądając go miałem nadzieję na o wiele mocniejszy thriller niż ostatecznie to wyszło. Co prawda są w nim może z dwa lub trzy momenty, w których rzeczywiście trochę mroku jest, ale w ostatecznym rozrachunku nawet bardzo dobry wstęp nie ratuje całości.
To trochę tak, jakby w pewnym momencie ostateczna koncepcja filmu zmieniła się w locie i zamiast czegoś idącego bardziej w stronę thrillera psychologicznego (nawet jedna sekwencja taka się w „Wall to Wall” odnalazła), tak reszta to już pójście po linii najmniejszego oporu próbując łączyć przeróżne kropki w bardzo pokrętny sposób, aby pokazać „o, działa!”.
Dlatego też myślę, że „Wall to Wall” obejrzeć można, ale nie jest to dobre, koreańskie kino. Dwie godziny szybko miną, może nawet uśmiechniecie się na wieść o pewnych twistach. Tym bardziej szkoda, że się nie udało – mogła to być bowiem, kolejna historia w trafny sposób komentująca sytuację nie tylko w Korei Południowej, ale również i na świecie z mrocznym motywem w tle. A tak obejrzycie, zapomnicie.
Ale jedno wiadomo na bank – sprawdzajcie grubość ścian w swoich mieszkaniach przed zakupem. Z różnych powodów.
4,5
Gdyby film był bliższy klimatem zwiastunowi, to mielibyśmy jeden z mroczniejszych thrillerów psychologicznych rodem z Korei Południowej
Plusy
Całkiem niezły początek, który dawał spore nadzieje.
Główny bohater, z którym niejako można się utożsamiać pod względem "snów o życiu w wielkim mieście".
Jak to w kinie koreańskim - poruszanie wielu różnych społecznych problemów...
Minusy
... ale koniec końców łapanie wszystkiego po macoszemu.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!