Animacja, która okazała się globalnym fenomenem, w końcu trafiła też do polskich kin. A my zastanawiamy się, czy film jest chińską podróbką, czy może dowodem na to, że kto jak kto, ale Azjaci potrafią celnie trafiać w nasze konsumenckie potrzeby.
Jeśli chińska mitologia brzmi dla was obco, Ne Zha 2 powinno przemówić choćby samymi liczbami. A te robią ogromne wrażenie i stanowią powód do wstydu dla decydentów z Hollywood. Mówimy o filmie, który kosztował zaledwie 80 milionów dolarów, a globalnie zarobił około 2 miliardy dolarów. Tak, dwa miliardy – wynik, który już dziś przechodzi do historii.
Produkcja uplasowała się na piątym miejscu w rankingu wszech czasów światowego box office, ustępując jedynie dwóm częściom Avatara, Avengers: Koniec gry i wiecznie żywemu Titanicowi. Jeszcze bardziej imponuje jednak w kategorii animacji: Ne Zha 2 to nie tylko najbardziej kasowa animacja w dziejach, ale też pierwsza, która przekroczyła barierę 2 miliardów dolarów. Nie dokonały tego ani W głowie się nie mieści 2, ani Król Lew, ani Frozen 2, ani nawet Super Mario Bros. A przypomnijmy – to film azjatycki i nieanglojęzyczny, co czyni sukces jeszcze bardziej niezwykłym. Zapewne o nazwisku Yu Yang, twórcy pierwszego i drugiego filmu, usłyszymy jeszcze nie raz, bo facet dokonał cudu.
Ne Zha 2
Fenomen na skalę globalną
Słowo „fenomen” bywa dziś nadużywane, ale w tym przypadku wydaje się jak najbardziej na miejscu. Kontynuacja hitu z 2019 roku miała premierę w styczniu 2025, w samym środku chińskiego nowego roku, i od tamtej pory triumfalnie podbija kina świata. 29 sierpnia dociera także do Polski. Moim zadaniem jest więc spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy mamy do czynienia z dziełem absolutnie wyjątkowym, czy może z globalną iluzją. Po seansie mam wrażenie, że prawidłowa odpowiedź nie mieści się ani w jednej, ani w drugiej skrajności. To raczej osobna kategoria.
Ale po kolei. Jak wiadomo, mamy do czynienia z kontynuacją, ta dwójka w tytule nie jest przypadkowa. Pierwszy Ne Zha z 2019 opowiadał historię chłopca, który rodzi się obciążony złą energią i od początku traktowany jest jak zagrożenie. Film koncentrował się na jego walce o prawo do samodzielnych wyborów i własnej drogi. Ne Zha 2 rozwija ten wątek. Bohater, opryskliwy, niepokorny, ale odważny i oddany sprawie, jest tu świadomy swojej siły i konfrontuje się nie tylko z opinią otoczenia, ale także z konsekwencjami, jakie jego istnienie niesie dla świata bogów i demonów. Jeśli w jedynce dostaliśmy historię o dorastaniu, to dwójka jest już pełną jazdą bez trzymanki w kierunku bycia legendą.
Ne Zha wyrasta z jednego z najsłynniejszych chińskich mitów. To opowieść o młodym wojowniku, który urodził się wbrew woli bogów i od początku musiał walczyć o swoje miejsce w świecie. W legendzie buntuje się przeciw porządkowi, stawia czoła demonom i smokom, a nawet poświęca własne życie, by później odrodzić się w nowym ciele. Dla chińskiej kultury Ne Zha to symbol buntu i niezależności – postać, która nie godzi się na narzucone role i próbuje pisać własną historię. Ile jest w tym skutecznej paraleli do społeczeństwa, które czuje się ciemiężone, mogę tylko przypuszczać.
Ne Zha 2
Mitologia w nowoczesnym wydaniu
Chyba mogę zdradzić, że w kulminacyjnym momencie filmu bohater przeistacza się w nową, dojrzalszą formę, zrzucając kostium dziecięcego ciała. To nie tylko wydarzenie fabularne, ale też uniwersalna metafora – także dla samego filmu i jego fenomenu. Ne Zha 2 sprawia bowiem wrażenie animacji, która świadomie odrzuca dawne schematy i wchodzi na wyższy poziom, oferując coś świeżego i poważniejszego. Owszem, można dostrzec w nim echo Kung Fu Pandy, ale równocześnie pojawia się wiele elementów, które oddzielają go od infantylnej tonacji hollywoodzkich produkcji.
GramTV przedstawia:
Dla widza wychowanego na estetyce Pixara i DreamWorks seans Ne Zha 2 może być nie tyle zaskoczeniem, co wręcz szokiem. Wszystko można o tym filmie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest subtelny. Dominują tu dosłowność, efektowność i przerysowanie bohaterów, dobrze znane z japońskich gier RPG, w których miecz bywa większy od samego herosa, choć trudno sobie wyobrazić, by mógł go unieść. A jednak Ne Zha 2 nadrabia realizmem w innych aspektach i właśnie dzięki temu działa. To obraz gęsty od wydarzeń, który nie patyczkuje się z widzem – trwa ponad dwie godziny, a oferuje rozbudowaną, pełną kontekstów fabułę i intensywne, widowiskowe sceny akcji. To kino stworzone do oglądania na dużym ekranie, idealne dla tych, którzy szukają w nim eskapizmu.
Niuanse wpływają na realizm tej, skądinąd, baśniowej, nierzeczywistej historii. Oglądając film, omal nie poplułem się herbatą, gdy w scenie po niepozornej walce jedna z postaci zaczęła… krwawić z nosa. Pokazano to z przymrużeniem oka, nawet z humorem, ale owszem - to była krew. Wtedy dotarło do mnie, że przewaga azjatyckiego kina nad hollywoodzkim polega na tym, że realizm osiąga prostymi gestami, zamiast chować się za kostiumem, efektami i inscenizacją. Wystarczy jeden drobiazg, by zmienić atmosferę i sprawić, że świat staje się bardziej wiarygodny, bliski człowiekowi, nawet jeśli dzieją się w nim rzeczy iście magiczne.
Hollywood ma się czego uczyć
Takich momentów jest w Ne Zha 2 więcej. Właśnie one budują jego dojrzałość: film od pierwszych minut serwuje monumentalne bitwy, ale równocześnie znajduje miejsce na mniejsze starcia, humor, a w odpowiednich chwilach – dramatyzm i podniosłość. Co ważne, nigdy nie są to puste gesty, lecz wynik fabularnych konsekwencji, z których wyrasta historia. Jak wtedy, gdy bohater rzuca się w ramiona matki, przepraszając, że był dla rodziców kulą u nogi – zaskakujący komizm ustępuje tu miejsca emocjonalnej szczerości. Nawet obecny w historii mrok podawany jest nieceremonialnie, jak coś naturalnego, wpisanego w świat bohaterów.
Przez lata Hollywood traktowało Azję przede wszystkim jako rynek zbytu. To tam ratowały się filmy balansujące na granicy porażki – jak Warcraft, który przetrwał tylko dzięki azjatyckiej publiczności. Nawet Marvel ze swoim Shang-Chi bardziej niż nowego bohatera tworzył uprzejmy ukłon w stronę widowni, która miała zapewnić kolejne wpływy.
Dziś sytuacja zaczyna wyglądać inaczej. Produkcje takie jak chińskie Ne Zha 2 czy japońska Godzilla Minus One (nakręcona, przypomnijmy, za 15 mln dolarów) pokazują, że rozrywkowe kino z Azji nie musi już jedynie wspierać zachodnich marek. Może samo zdobywać świat, i to z ogromnym powodzeniem. Co więcej – zawstydza hollywoodzkie widowiska kręcone za setki milionów. To nie plastik, ale coś znacznie trwalszego – kino, które łączy widowiskowość z autentycznością, zakorzenione w narodowej tożsamości i odważnych decyzjach twórców. I przyznam, że to krzepiące zjawisko, które, mam nadzieję, będzie dla Hollywood zimnym prysznicem.
Warto dodać, że dystrybucją filmu na zachodni rynek zajmuje się studio A24, które jeszcze niedawno było kojarzone przede wszystkim z niskobudżetowym kinem arthouse. Najwyraźniej i oni ulegli czarowi. Sięgnięcie po tę błyskotkę okazało się zbyt kuszące.
8,0
Ne Zha 2 to filmowy fenomen, który nie tylko podbił światowe box office, ale też udowadnia, że chińska animacja potrafi łączyć widowiskowość z autentycznością, zawstydzając hollywoodzkie superprodukcje.
Plusy
Brak nudy – film od początku do końca trzyma w napięciu.
Ciekawie napisane postacie, których emocje nie gubią się w natłoku efektów.
Kreatywne przetworzenie chińskiej mitologii, które nadaje opowieści oryginalności.
Dojrzały charakter historii i niuanse realizmu, przełamujące kreskówkową konwencję.
Minusy
Ponad dwugodzinny czas trwania może zmęczyć mniej wytrwałych widzów.
Krzykliwa dynamika i przerysowanie mogą przytłoczyć osoby przyzwyczajone do subtelniejszej estetyki.