Nowy rozdział “Gliny” to przede wszystkim przypomnienie starym fanom oraz nowym widzom tego, co oferowały poprzednie kryminalne historie Warszawy z nadkomisarzem Andrzejem Gajewskim
Glina: Nowy rozdział - recenzja serialu
Jak już dobrze z doświadczenia wiemy, powroty do starych i uwielbianych przez widzów w Polsce (i w przypadku tego serialu również na świecie) to bardzo ryzykowny temat. Takich prób stworzenia kolejnych serii było kilka i nie bez powodu przykładowo trzecia część „Ekstradycji” z Markiem Kondratem już nie wywoływała takich emocji (chociaż kultowe „twoooooje miasto” nadal jest kultowe), podobnie jak chociażby „Trzeci oficer” (który odleciał zbyt mocno głównym motywem serialu) czy też serial „Fałszerze: Powrót Sfory”, który nie był już tak dobrą historią o grupie przyjaciół walczących z przestępczością zorganizowaną. Po prostu, zwyczajnie, czas niektórym legendom dać odpocząć.
W przypadku serialu „Glina” w reżyserii Władysława Pasikowskiego problem był nieco inny, bowiem o ile sukces w Polsce i na świecie był duży, tak między pierwszą a drugą serią przerwa była dość długa, bo czteroletnia… a na trzeci sezon musieliśmy czekać szesnaście lat, zastanawiając się, co wydarzyło się dalej i czy nadkomisarz Andrzej Gajewski przeżył.
Niedługo na SkyShowtime wylądują dwa pierwsze odcinki serialu „Glina: Nowy rozdział”, a ja miałem okazję zobaczyć je wszystkie. Wrażenia? Wszystko powoli się rozkręca, klimat został zachowany, ale najwięcej dobrego wyciągną ci, którzy dobrze pamiętają poprzednie dwa sezony serialu.
Ale odpowiedź na najważniejsze pytanie ujawnić możemy…
Glina: Nowy rozdział - recenzja serialu
No dobra, to w takim razie kawa na ławę dla tych, którzy nie mogą się doczekać, a i tajemnicą to już nie jest, biorąc pod uwagę kampanię marketingową SkyShowtime w ostatnich dniach – tak, Jerzy Radziwiłowicz pojawia się w serialu „Glina: Nowy rozdział”, a to oznacza również, że w jakiś sposób nadkomisarz Andrzej Gajewski również powróci. Więcej jednak zdradzał nie będę, ponieważ o tym, co się będzie działo dokładnie z głównym bohaterem „Gliny” dowiecie się na pełnym dystansie serialu.
Natomiast to, co ważne, to fakt, że Banaś (Maciej Stuhr) i Jóźwiak (Jacek Braciak) próbują ustalić, jak doszło do sytuacji, w której wieczorem na warszawskiej Woli postrzelony został pewien policjant. W międzyczasie Pasikowski od samego początku, minuta po minucie, serwuje widzom wiele różnych nawiązań związanych z poprzednimi dwoma sezonami serialu – powracających bohaterów, przypominanych wydarzeń i innych elementów, na które zwrócą uwagę najwięksi fani bez większego namysłu.
Jest to zarazem największy minus, który udało mi się wyłapać oglądając dwa pierwsze odcinki serialu „Glina: Nowy rozdział” – aby w pełni czerpać to, co przygotował Władysław Pasikowski, znajomość tych dwóch poprzednich sezonów jest tak jakby wymagana (i do obejrzenia ich gorąco zachęcam, ponieważ to nadal jest świetny serial kryminalny).
Wtedy zdecydowanie ładniej połączyć wszystkie elementy w całość, aby zrozumieć motyw przewodni sprawy związanej z nadinspektorem Gajewskim. Tym bardziej, że pojawiająca się nowa „Młoda” w Zabójcach, czyli aspirant Tamara Rudnik (Nela Maciejewska, która świetnie wpasowuje się w ten zespół będąc tą, co starym pokazuje nowe sztuczki), również niejako przechodzi podobną drogę jaką lata temu przeszedł Artur Banaś, i to całkiem dosłownie, skrywając dodatkowo jeszcze jeden sekret, który majaczy na horyzoncie i może być związany z jej przeszłością we Francji. Najważniejsze jest jednak to, że tego czasu “antenowego” główni bohaterowie mają na tyle, że ponownie jak w przypadku poprzednich sezonów jesteśmy w stanie ich polubić, ale też niejako poznać to, co działo się z nimi przez te kilkanaście lat. Nie są to co prawda wprost opowiadane historie, a bardziej rzucone luźno kwestie, które ponownie wyłapią najlepiej ci, którzy są na świeżo po odświeżeniu serialu lub pamiętają go aż za dobrze.
Glina: Nowy rozdział - recenzja serialu
Dlatego też poza faktem, że sprawa związana ze strzelaniną na Woli jest priorytetem, zdecydowanie dwa pierwsze odcinki mają na celu wprowadzić widza w charakterystyczny klimat tej historii oraz tempo prowadzenia spraw, które było dość specyficzne w przypadku „Gliny”, a z czasem pojawiają się inne sprawy do rozwikłania dla zespołu prowadzonego przez Artura Banasia. Znajduje się tu miejsce dla o wiele lepiej wyreżyserowanych scen akcji oraz pokazania możliwości, które daje dzisiejsze kino na mniejszym ekranie, choć można byłoby podać przykłady seriali zrealizowanych z większym rozmachem. Sęk w tym, że w “Glinie” nigdy nie był on priorytetem, a pewnego rodzaju swojskość w dialogach oraz umiejętność pomieszania kryminalnych zagadek z charakterystycznym humorem sytuacyjnym również wyróżniała go na tle innych produkcji.
Nawet jeśli na wstępie wiele elementów wydaje się niezwykle przypadkowych, to z czasem powoli te wszystkie poszlaki potrafią się połączyć i stworzyć logiczną całość. Podobnie, znalazło się trochę miejsca na prywatne sprawy głównych bohaterów, chociaż tutaj nie dominują one całego obrazu. Znalazło się również miejsce na poruszanie tematów bieżących, które mogą być pewnym zaczynem do popełnianych zbrodni – tak, jak to bywało w poprzednich sezonach „Gliny”. Dlatego też jeśli będziecie zaskoczeni pewnego rodzaju powolnym tempem oraz faktem, że nie do końca rozumiecie, co, gdzie i dlaczego… to właściwie witamy w serialach kryminalnych początku lat 2000, ponieważ ten klimat „wieczornego serialu z TVP” tutaj chwilami mocno się unosi.
Glina: Nowy rozdział - recenzja serialu
A tak jeszcze w formie komentarza odautorskiego – podoba mi się to, że nadal pewne tradycyjne rzeczy u Pasikowskiego są bardzo tradycyjne, przykładowo… jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to pewnie stoją za tym pewni ludzie ze wschodu z konkretnego kraju na literę R.
GramTV przedstawia:
Innym zadaniem, które postanowiono zrealizować w drugiej połowie sezonu, to wprowadzenie widza w styl prowadzenia spraw w „Glinie” tak, aby każdemu bez względu na staż przypomnieć ten cały proces.
Co prawda w jednej ze spraw można mówić o pewnym zawodzie (bez spoilerów – w porównaniu z poprzednimi można było ją przedstawić o wiele dosadniej), a drugiej o pewnym zaskoczeniu (ze względu na nawiązanie do problemów czasów dzisiejszych). Pod tym względem wielbiciele pierwszych sezonów mogą mieć poczucie niedosytu lub braku cięższego klimatu, ale pod tym względem raczej zakładałbym chęć późniejszego, mocniejszego wejścia w o wiele mroczniejsze zakamarki tak, jak to było w przypadku drugiego sezonu serialu w 2008 roku.
To, co również można dość łatwo zauważyć, to fakt, iż Władysław Pasikowski jak na dzisiejsze standardy starał się powrócić do bardzo podobnego kadrowania czy też kolorystyki (charakterystyczne brązy i żółć), choć pod tym względem w kolejnych odcinkach momentami poniosła fantazja w postprodukcji serwując również inne barwy, co potrafiło lekko zdekoncentrować. Z kolei muzyka autorstwa Michała Lorenca wpasowuje się w ten obraz tak samo dobrze, jak przed laty i ani trochę się nie zestarzała pod względem nieprawdopodobnego klimatu. Można co prawda mówić o tym, że w porównaniu z dzisiejszymi serialami kryminalnymi serwowanymi w serwisach VOD jest to jakość „telewizyjna”, ale jest to efekt zbliżony do tego, który serwowano nam lata temu – ponieważ jak dobrze wiemy najlepsze melodie są te, które znamy i pod tym względem byłoby zwyczajnie dziwnie, gdyby próbowano totalnie unowocześnić “Glinę”, a te zmiany, które widzimy na ekranie, to głównie lekkie dostosowanie do dzisiejszych standardów serialowych.
„Glina: Nowy rozdział” to powrót do starego, lubianego klimatu… ale czy na dłużej?
Nie będę ukrywał, że, będąc na świeżo po kolejnym obejrzeniu poprzednich sezonów „Gliny”, doceniam te wszystkie smaczki, które w pierwszych dwóch odcinkach serialu „Glina: Nowy rozdział” zostały ukryte.
Co prawda przez chwilę można było się zastanawiać, czy rzeczywiście dobrym tropem idzie rozumowanie oraz łączenie faktów po tak długiej przerwie, ale koniec końców wiele z tego wszystkiego skleja się w dość logiczną całość. Cieszy również fakt, że pod kątem formuły serialu niezbyt wiele się zmieniło, choć muszę przyznać, iż miałem nadzieję na poświęcenie „Nowego rozdziału” jednej sprawie, aby później wrócić z większymi sezonami do tradycyjnego rozpatrywania sprawy za sprawą. Wtedy ten sześcioodcinkowy dystans miałby o wiele więcej sensu.
To, co jednak może zastanawiać, to fakt ponownie otwartego zakończenia, które może sugerować, że to dopiero początek powrotu „Gliny”. Z jednej strony cieszę się, ponieważ potencjał na kolejne sezony w tym starym-nowym zespole z Zabójców jest duży i brak konkretnego zakończenia byłby zawodem. Z drugiej strony natomiast, jako rozpoznanie na przyszłość, to może być dobra koncepcja? Wszakże nie zawsze wielkie powroty muszą oznaczać ogromną oglądalność. Można mieć tylko nadzieję, że widzowie to docenią i oglądalność dopisze, głównie dlatego, że, jak dobrze wiemy z doświadczenia, wszystko nabrało w drugim sezonie mocniejszego tempa i zyskało na jakości. W przypadku “Nowego rozdziału” jest bowiem potencjał na to wszystko tym bardziej, że nowe trio bohaterów świetnie ze sobą współgra i tworzy ciekawą mieszankę młodości oraz doświadczenia.
Dlatego też serial “Glina: Nowy rozdział” warto traktować jako rozgrzewkę oraz przypomnienie. Całkiem zgrabnie przygotowane zachowując podobny styl, ale wykorzystując dzisiejsze możliwości i technologie (całkiem dosłownie). Szkoda tylko, że tak krótko.
A tak jeszcze na koniec kilka zdjęć z premiery, która miała miejsce 7 października – dziękujemy SkyShowtime za zaproszenie.
„Glina: Nowy rozdział” zadebiutuje już 16 października 2025 r. na platformie SkyShowtime, gdzie od razu zobaczymy dwa pierwsze odcinki kontynuacji kultowego serialu. Do swoich ról powracają Maciej Stuhr jako komisarz Artur Banaś i Jacek Braciak w roli Bonifacego Jóźwiaka, a na ekranie zobaczymy też Nelę Maciejewską jako aspirantkę Tamarę Rudnik. W obsadzie nie zabraknie również Anny Cieślak i Agnieszki Pilaszewskiej, które ponownie pojawią się w znanych fanom rolach.
7,5
"Glina: Nowy rozdział" to dobry wstęp do powrotu jednego z najlepszych seriali kryminalnych w historii polskiej telewizji... i oby się na tym sezonie nie skończyło.
Plusy
Jerzy Radziwiłowicz jako Andrzej Gajewski powraca... ale resztę to sobie obejrzycie.
Stara ekipa (Banaś i Jóźwiak, ) z nową Młodą tworzą świetne trio w Zabójcach, które można polubić.
Sporo nawiązań do poprzednich serii "Gliny" oraz nowe sprawy, które nie ustępują tym z przeszłości.
Humor, który momentami potrafi zaskoczyć tak, jak bywało dawniej (niezastąpiona Agnieszka Pilaszewska)
Nadal świetnie pasująca do "Gliny" muzyka Michała Lorenca, bez której pewnie klimat by uszedł.
Nowocześniej, na dzisiejsze standardy, ale z zachowaną "telewizyjną swojskością".
Minusy
Tylko sześć odcinków... z otwartym zakończeniem na ewentualną (mam nadzieję) kontynuację.
Jedna sprawa mogła być zdecydowanie głębiej poprowadzona, a historia w niej zawarta o wiele bardziej mroczna i kontrowersyjna.
Od pewnego momentu zbyt mocne żonglowanie kolorystyką.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Przypomniał mi się fragment odcinka “Jeden z Dziesięciu” (jest na YouTube).
Pytanie: Kim z zawodu jest osoba, którą określa się słowem “glina”?
Facet mówi: jest gliniarzem.
:’D
To mi się przypomina ten motyw z wywiadem, gdzie gość mówi do policjanta o "psach" w sensie policjantach i obaj się delikatnie składają ze śmiechu.
Ale ogólnie jeszcze tak nawiązując - podoba mi się to, że w przełożeniu z polskiego na angielski ktoś poszedł prostym "The Cop" zamiast wymyślać coś innego, jak u Netflixa z tym, że "Znachor" w nowej wersji to "Forgotten Love". Niby pasuje, ale jednak nie :D
sc
Gramowicz
16/10/2025 08:27
Przypomniał mi się fragment odcinka “Jeden z Dziesięciu” (jest na YouTube).
Pytanie: Kim z zawodu jest osoba, którą określa się słowem “glina”?