Po niespełna dwóch latach od premiery we wczesnym dostępie na Steamie, polska gra Forever Skies ukazała się w końcu w pełnej wersji. Czy warto było czekać?
Kraków, jakiego nigdy nie poznacie
Jako że Forever Skies jest survivalem z perspektywy pierwszej osoby, nadrzędnym celem gracza podczas rozgrywki jest oczywiście przetrwanie. Utrzymanie przy życiu głównego bohatera nie będzie wcale proste (chyba że zdecydujemy się grać na najniższym poziomie trudności, by poznać fabułę, która nota bene jest całkiem intrygująca), tym bardziej że akcja toczy się w postapokaliptycznym świecie. Wcielamy się w samotnego naukowca powracającego na zniszczoną Ziemię setki lat po globalnej katastrofie klimatycznej, która pokryła planetę toksyczną warstwą chmur. Kierowana przez nas postać musi zrobić wszystko, aby znaleźć sposób na uratowanie ludzkości. A skąd ten Kraków? Ano stąd, że polskie studio Far From Home, tworząc swoje debiutanckie dzieło, inspirowało się właśnie krakowskim smogiem. Po prostu.
Forever Skies
W przestworzach, ale nie tylko…
Forever Skies oddaje do dyspozycji graczy całkiem sensowny tutorial, dzięki któremu łatwo i szybko opanujemy podstawowe zasady gry zanim wzbijemy się po raz pierwszy w powietrze. Początkowo dysponujemy niewielkim sterowcem z możliwością latania na jednym określonym pułapie, ale wraz z postępami w kampanii otrzymujemy możliwość rozbudowywania maszyny o nowe kładki, dodatkowe pomieszczenia i - co ważniejsze - turbiny umożliwiające wzniesienie się znacznie wyżej niż jest to początkowo możliwe. Ten moment, w którym widzimy świat z nieco innej perspektywy, a także sytuacje, podczas których schodzimy na powierzchnię Ziemi (musimy wówczas umiejętnie zarządzać dostępnym tlenem), szczególnie zapadają w pamięć. Choć w takich momentach rozgrywka nie zmienia się diametralnie, sam sposób eksplorowania nowych lokacji sprawia, że w pewnym sensie autorzy w umiejętny sposób przerywają tzw. gameplay loop.
Niewielka kawalerka w centrum świata postapo
Jak zatem widać, sterowiec w Forever Skies pełni w zasadzie dwie zgoła odmienne role - jednocześnie jest bowiem naszym środkiem transportu, jak i domem. I tak, słowo dom jest tu jak najbardziej na miejscu, bo właśnie na pokładzie maszyny znajduje się całkiem sporo (ale nie wszystkie!) elementów pozwalających nam na osiąganie postępów w naszej przygodzie. Choć, jak wspomniałem wcześniej, sterowiec początkowo jest niewielkich rozmiarów, z czasem odpowiednio go rozbudowujemy. Wtedy brak miejsca na podstawowe przedmioty przestaje irytować, bo nie musimy zastanawiać się, jak umieścić obok siebie kuchenkę, stację badawczą czy fabrykator urządzeń oraz skrzynkę do przechowywania przedmiotów, ale możemy nawet postawić szklarnię, w której będziemy hodować rośliny, co w praktyce zlikwiduje konieczność “łowienia” w trakcie latania czegokolwiek, co nadaje się do spożycia po ugotowaniu (choć zjeść niektóre rzeczy da się nawet bez obróbki, lecz trzeba się liczyć z konsekwencjami).
Forever Skies to gra ze wszech miar logiczna i przemyślana. Skoro potrzebujemy D, to najpierw musimy zdobyć A, B i C, ale jeśli mamy już B, to wystarczy oczywiście tylko A i C, lecz może okazać się w trakcie zadania, że pozyskaliśmy również E i F, co przyda nam się w dalszej części zabawy. Przykład? Dochodzimy do zablokowanej szklarni, gdzie okazuje się, że pnącza da się obciąć za pomocą noża. Zaraz, jakiego noża? To w tej grze można mieć nóż? Otóż można, więc dysponując odpowiednimi surowcami wykonujemy badania, następnie pozyskujemy materiały, dzięki którym wykonamy wspomniany element wyposażenia, a potem, po kilkunastu minutach rozgrywki, odblokowujemy niedostępne wcześniej pomieszczenia. Takie urządzenia, jak ekstraktor, skaner, narzędzie budowy sterowca czy wspomniany już nóż są w zasadzie niezbędne, a z czasem dochodzą do nich kolejne, bez których zwyczajnie nie da się iść dalej - jak chociażby kusza z różnymi bełtami pozwalająca m.in. na rozprawianie się z przeciwnikami. Nie ma ich jednak zbyt wielu, bo walka to jedynie dodatek, a nie esencja rozgrywki.
W świecie gry Forever Skies oczywiście nie brakuje odpowiednich surowców. Te podstawowe mamy cały czas na wyciągnięcie ręki. Mowa między innymi o materiałach syntetycznych czy metalu, ale już miedź, a potem krzem, biomasę, itp. zdobędziemy w określonych miejscach, więc nie obejdzie się bez błądzenia, czytania informacji czy też… posiłkowania się internetem, gdzie znajdziemy liczne wskazówki. Choć taka porada w recenzji może wydawać się niepotrzebna, w istocie nie brakuje wątków, gdzie opisywane są niektóre problemy. Jak chociażby ten ze zlokalizowaniem latarki w początkowej fazie kampanii (była to niewielka czołówka umieszczona w kapturze zwłok pewnego jegomościa), albo z usunięciem blokad w ścianie, która w zasadzie nie jest ścianą. Prawdziwa ściana była nieopodal, ale próbując znaleźć jej słaby punkt wypadłem za tekstury… Niekiedy cele zadań nie są zbyt dobrze opisane, warto mieć to na uwadze.
Forever Skies
Czasami podczas eksploracji w Forever Skies może wkradać się nuda, która wynika z tego, że dostępne lokacje, w tym przypadku mam na myśli głównie wieże, są do siebie niestety bardzo podobne, trochę na zasadzie “kopiuj i wklej”. Doprowadza to do sytuacji, w których czujemy się, jakbyśmy zwiedzali kilkukrotnie to samo, lecz w praktyce inne miejsce, więc trudno zmotywować się do dalszej podróży. Na szczęście takie momenty często przerywane są chwilami, kiedy to osiągamy istotne postępy w kampanii, co pozwala odblokować dostęp do nowych obszarów, gdzie pojawiają się inne surowce, nowe odkrycia czy nawet zmieniona względem poprzedniego terenu kolorystyka. Ale, ale…
GramTV przedstawia:
Forever Skies miejscami wygląda naprawdę kiepsko, ale wynika to z klimatu, jaki panuje na niektórych obszarach i wysokościach. Kiedy jest przesadnie zielono, gra prezentuje się po prostu źle, ale zmieniając porę dnia czy też udając się w inne miejsca niejednokrotnie jest na czym zawiesić oko. Widoczne w tle ruiny budynków, czasem randomowe eventy które doprowadzają do zniszczenia trzymających się w ryzach konstrukcji czy też sytuacje, podczas których obserwujemy zachód słońca, budują tutaj ciekawą atmosferę. Aha, i żeby była jasność, akcja Forever Skies nie rozgrywa się tylko na otwartych przestrzeniach (jeśli nie latamy, to zazwyczaj zwiedzamy dachy budynków czy mniej lub bardziej skomplikowane wieże), ale i w podziemnych lochach, o których zresztą zdążyłem napisać już nieco wcześniej.
Forever Skies
Nasza postać w Forever Skies opisana jest kilkoma statystykami. Musimy uważać na zdrowie, zaspokajać głód i pragnienie, a także zadbać o wytrzymałość i energię protagonisty. Dlatego też konieczne jest dbanie o dostęp do jedzenia i czystej wody (tutaj również mamy cały ciąg produkcyjny, choć czasem znajdziemy napoje butelkowane, które można bezpiecznie spożyć “na miejscu”), a także sen i - oczywiście - paliwo, ale spokojnie, kiedy się skończy nie spadniemy w przepaść, lecz zawiśniemy w powietrzu (bardzo fajne uproszczenie, w końcu to tylko gra). Nie możemy więc, rzecz jasna, płynnie osiągać postępów fabularnych, bo nieodłącznym przerywnikiem pomiędzy kolejnymi misjami lub nawet w ich trakcie będzie picie, jedzenie czy właśnie spanie. Czasem może okazać się, że po kilkugodzinnej drzemce bohater jest nie tylko wypoczęty, ale zmieniła się także kolorystyka, co pozwala gdzieniegdzie dostrzec przedmioty, które początkowo były niewidoczne. Z tym też gra miejscami miewa trochę problemów, co zabija frajdę z zabawy.
Forever Skies oferuje ponad 20 godzin rozgrywki i umożliwia przejście kampanii samemu lub w trybie kooperacji dla maksymalnie czterech graczy (szkoda jednak, że postępy zapisują się jedynie u hosta). Czas ten można jednak wydłużyć, bo przed rozpoczęciem kampanii wybieramy poziom trudności (łatwy, normalny lub trudny), co ma wpływ na szybkość spalania składników odżywczych, utratę przedmiotów po śmierci, poziom trudności walk, a także maksymalną liczbę chorób. Warto również dodać, że próbując swoich sił kolejny raz istnieje możliwość pominięcia samouczka.
Kwestie techniczne
Pod tym względem Forever Skies nie wypada najlepiej. Grę testowałem na zwykłym PlayStation 5, gdzie klasycznie mamy dwa tryby działania do wyboru: wydajność i jakość. Docelowo możemy liczyć odpowiednio na 60 i 30 FPS-ów, lecz w praktyce okazuje się, że czasem dochodzi do spadku płynności animacji, a poza tym w drugim wariancie, zwłaszcza na monitorze 4K, obraz wydaje się znacznie bardziej rozmyty, bo gra działa w jeszcze niższej rozdzielczości. Na uwagę zasługuje natomiast przystępna cena, bo Forever Skies w PlayStation Store można nabyć za 159 złotych, więc całkiem tanio jak na premierowy, udany tytuł.
Czy warto zagrać w Forever Skies?
Odpowiedź na to pytanie musi być twierdząca, bo Forever Skies to survival co się zowie, lecz z pewnymi niedogodnościami, które na szczęście nie wpływają (albo wpływają w minimalnym stopniu i to rzadko) na radość płynącą z rozgrywki. Polskie studio Far From Home (co za adekwatna nazwa, prawda?) oferuje graczom niepozbawiony wad survival oparty na solidnych fundamentach, który - nawet czasem pomimo wkradającej się monotonii - ma absolutnie syndrom “jeszcze jednej wieży”, bo osiąganie postępów w Forever Skies nieustannie sprawia mnóstwo frajdy, a to chyba najlepsza rekomendacja dla tego tytułu. Polecam.
Forever Skies
7,5
Wciągająca gra, która mogłaby być hitem, ale do tego niestety trochę zabrakło. Mimo wszystko jest to pozycja obowiązkowa dla fanów survivali
Plusy
sterowiec jako środek transportu i dom gracza to świetny pomysł (i bardzo dobrze zrealizowany)
osiąganie postępów w kampanii sprawia ogromną frajdę
klimatyczne lokacje
możliwości rozbudowy sterowca robią wrażenie
elementy survivalowe idealnie komponują się z całością
fajnie, że walka jest tylko dodatkiem do całości
trzy poziomy trudności do wyboru
przystępna cena
Minusy
zbyt podobne do siebie lokacje (z czasem wkrada się monotonia)
problemy z opisywaniem celów misji przez co gracz może utknąć na dłużej
miejscami mimo wszystko gra mogłaby być ładniejsza
optymalizacja na PlayStation 5 nie wypada najlepiej (zwłaszcza w trybie jakości)
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Od siebie mogę wspomnieć, że jest to w sumie drugi survival z budową bazy, na którym się mocno zawiodłem względem wersji demo ze Steam Next Fest. Taki Planet Crafter to zbieranie surowców żeby zbudować kolejne budynki, aby zebrać kolejne surowce na kolejne budynki, poprzez zbieranie kolejnych surowców do budowy kolejnych budynków w celu przyszpieszenia procesu terraformacji planety. Z kolei Forever Skies można opisać jakby całość polegała na lataniu od wieży do wieży, żeby zebrać z niej materiały i lecieć do kolejnej wieży, aby odblokować kolejną strefę gdzie lecimy od wieży do wieży.
W sumie to ogólny i wystarczający opis samej rozgrywki bo resztę można wyłapać z recenzji. Fabuła to tu praktycznie nie istnieje i w sumie można uprościć wszystko do dwóch zadań: po pierwsze znajdź lek na zarazę, a po drugie dostarcz lek do bazy. Widać, że twórcy skupili się na zabawie w latający dom, a jeśli to kogoś szczególnie nie interesuje to wystarczą segment 4x7, aby pomieścić wszystkie niezbędne konstrukcje. Balans rozgrywki to tu pratycznie nie istnieje. Jeżeli gra oferuje 20 godzin rozgrywki to najbardziej pożądane ulepszenia odkrywamy około 18 godziny gdzie ich sens praktycznie znika gdy nie zamiezamy latać od wieży do wieży i bawić się w kolekcjonera po zakończeniu fabuły.
Z początku myślałem, że będzie to taka Subnautica gdzie zamiast nurkowania zwiedzamy przestworza, ale jednak nie. Tam mieliśmy cały podwodny świat i kilka zatopionych wraków do zbadania, a tu mamy kilka typów budynków w 3 wariantach dla każdego biomu i kilka "wraków" wieżowców gdzie możemy zejść pod powierzchnie pyłu.
W sumie jeśli miałem jakieś oczekiwania od Forever Skies to głównie możliwości zbadania co się kryje pod powierzchnią wszechobecnej chmury. Niestety twórcy nie wpadli na coś tak prostego, a zamiast tego planują dodanie kolejnych elementów kosmetycznych do rozbudowy statków. Dziękuję, zagrałem, ukończyłem, skasowałem, wracać nie zamierzam.