Pozytywne zaskoczenie to mało powiedziane, ponieważ nie myślałem, że w roku 2025 będę mocno interesował się grą o Digimonach, które interesowały mnie we wczesnych latach 2000
Digimon Story: Time Stranger – wrażenia z rozgrywki
Nie ukrywam, żeDigimon Story: Time Stranger wzięło mnie trochę z zaskoczenia. Głównie dlatego, że był taki moment w życiu „młodego Muradina”, gdy bardziej interesował się właśnie Digimonami niż Pokemonami. Być może ze względu na fakt, iż temat tworzenia więzi między głównymi bohaterami serialu a stworkami był o wiele ważniejszy niż w Pokemonach, a i też rozmowy wychodzące poza coś więcej niż „pika pika” miały swój klimat.
Inną sprawą jest to, żę Digimon Story jako seria gier nie jest wcale czymś nowym. Pierwsza część ukazała się bowiem w 2006 roku, wspomniany wcześniej Time Stranger jest już siódmą grą z cyklu, więc trochę tej wody w rzece przepłynęło przez te prawie około 19 lat. Inną kwestią jest fakt, że Time Stranger powstaje już prawie osiem lat, co może być dla niektórych potężnym zaskoczeniem. Niemniej jednak traktuję możliwość spędzenia około 2,5-3 godzin z dość obszernym buildem pozwalającym na rozegranie początku oraz jednego z późniejszych etapów gry jako rozpoznanie w boju czy tego typu rozgrywka w ogóle będzie mi pasowała w świecie Digimonów i tutaj muszę powiedzieć… że jednak jakaś chemia się wywiązała.
Tym bardziej, że połączenie Digimonów z typowo turowym, jRPGowym sosem po prostu pasuje.
Zbieraj, walcz, ewoluuj – Digimon Story: Time Stranger w skrócie
Digimon Story: Time Stranger – wrażenia z rozgrywki
Fabularnie, jak sama nazwa może zdradzić, wszystko rozchodzi i się o podróże w czasie oraz przestrzeni (czyli skakanie między światem realnym a wirtualnym). Główny bohater należy do specjalnej organizacji zajmującej się rozwiązywaniem problemów właśnie z przeróżnymi anomaliami, które mają miejsce w Tokio – od przedziwnych trzęsień ziemi po pojawiające się stwory z innego świata.
I podczas jednej z takich misji dochodzi do ogromnego wybuchu, który z jednej strony cofa głównego bohatera o kilka lat wstecz, a z drugiej sprawia, że pojawia się w wirtualnym świecie Digimonów. Jak to się wszystko ze sobą łączy, co ma do tego święte jajo i czy Digimon Rekin może być trudnym przeciwnikiem… to już będzie do sprawdzenia w pełnej wersji Digimon Story: Time Stranger.
Digimon Story: Time Stranger– wrażenia z rozgrywki
Teraz przychodzi czas na to, co w tej grze zasadniczo jest najważniejsze, czyli jRPGowanie pełną mordką – wybieramy bowiem jednego z trzech startowych Digimonów (DemiDevimona, Gomamona lub Patamona) i właściwie z marszu walczymy z mniejszymi lub większymi stworkami. W teorii całość wygląda na dość skomplikowaną mieszankę, bo z jednej strony mamy dość tradycyjne podejście do wystawiania swojego rosteru stworków, które łapią to kolejne poziomy, cechy charakteru na bazie rozmów między walkami czy też ewolucji. Z drugiej natomiast każdy pokonany Digimon to również możliwość zebrania odpowiednich danych po to, aby później pewne połączenia wykorzystać do tworzenia coraz to mocniejszych stworków.
Do tego jeszcze twórcy podbijają stawkę możliwością wykręcenia 200% mocy z zebranych danych, możliwość dozbrajania naszych podopiecznych różnymi przedmiotami z ekwipunku – jest tego trochę, ale na szczęście samouczek jest na tyle obszerny, że wcale nie jest tak łatwo się zgubić. Jedyna rzecz, która później wymaga zrozumienia to system mocnych i słabych stron przeciwników. Głównie dlatego, że wbrew pozorom nie ten sam atak u innego Digimona nie musi zadawać tych samych obrażeń… w obie strony. Może się okazać, że mnożnik obrażeń z 1,5 razy większych wzrośnie na 4 razy większe. I tak po prostu warto eksperymentować.
Digimon Story: Time Stranger – wrażenia z rozgrywki
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że w przypadku buildów hands-onowych jest to o wiele łatwiejsze. Zresztą, w drugiej części roster już rozwiniętych Digimonów był bardzo szeroki i zasadniczo wybór odpowiedniej kombinacji do starcia z ostatnim przeciwnikiem wcale nie był taki trudny. Jeśli dodamy do tego wszystkiego przeróżne przedmioty wzmacniające na każdą ewentualność, to wystarczy tylko odpowiednio żonglować wszystkim pędząc na autopilocie do zwycięstwa.
GramTV przedstawia:
Dlatego też trzeba założyć, że grając w pełną wersję Digimon Story: Time Stranger warto będzie już od samego początku myśleć nieco szerzej poza ulubieńców i przekrojowo odnaleźć „broń” na każdą ewentualność. Co do samego poziomu trudności, to w przypadku pierwszego etapu zdecydowanie trzeba było kombinować w przypadku jednego typu Digimona oraz późniejszego starcia z bossem – ten system mnożników trochę jak w przypadku systemu Break z Octopath Travellera jest zwyczajnie wytrychem i bez niego starcia (o ile mamy ewentualnie bardzo mocnego Digimona, który bez względu na wszystko zada te ogromne obrażenia) mogą być trudne nawet, gdy walczymy z pomniejszymi stworkami. Ot po prostu trudne się wylosuje, a przeciwnik zada większe obrażenia naszym podopiecznym.
Digimon Story: Time Stranger – wrażenia z rozgrywki
Do tego dochodzą jeszcze ataki wspólne (gdy już uzbieramy odpowiednią ilość mocy) oraz fakt, że jeśli dobrze ustawimy roster, to wymiana Digimonów odbywa się w tej samej turze i nie musimy czekać pełną kolejkę po to, aby móc nim zagrać. Ot zwyczajnie widać, że nie będzie całość pasowała, wchodzi zmiennik i możemy zaatakować czymś, co będzie lepiej odpowiadało pod mnożniki. I nie przeszkadza tutaj w żadnym wypadku fakt, iż tych efektów jest trochę – zawsze możemy wyposażyć towarzysza w coś niestandardowego.
Dlatego też idąc tak krok po kroku i zagłębiając się w te wszystkie mechaniki jest potencjał na coś ciekawego do głębszego eksplorowania. Pod względem fabularnym natomiast mam problem bardzo podobny w każdym jRPGu – zdaję sobie sprawę z tego, że całość rozkręca się z czasem i ten początek w połączeniu z samouczkiem zawsze wydaje się mocno przeciągnięty. Taki już urok japońskich erpegów, ale ten drugi i bardziej zaawansowany etap to dobre połączenie pewnego dość specyficznego dla Digimonów uroku i klimatu, więc jako gratka dla fanów może się spodobać.
Digimon Story: Time Stranger to taka gra, którą warto będzie zabrać na wyprawę…
Digimon Story: Time Stranger – wrażenia z rozgrywki
Bardzo często grając w tego typu jRPGowe tytuły w głowie mam to, że są to jedne z najlepszych gier do zabrania w podróż. Głównie dlatego, że spokojne zbieranie stworków, przebijanie się przez kolejne zadania główne i poboczne oraz możliwość szybkiego zakończenia rozgrywki są w takich wypadkach niezwykle przydatne.
W przypadku Digimon Story: Time Stranger było mi trochę szkoda, że demo nie było dłuższe, a może inaczej – to ja sprawnie je przeszedłem i chciałem więcej. Być może jest to zasługa faktu, że podczas drugiego etapu hand-onu wybrałem swoich ulubieńców (Garurumon, Kabuterimon i Angemon zawsze mają u mnie status MVP) i mimo różnych zmian w szyku bojowym zwyczajnie bawiłem się świetnie. Myślę, że jeszcze większą frajdę sprawi dochodzenie do tych ulubionych form Digimonów w trakcie rozgrywki. Tym bardziej, że całość zabawy związana z budowaniem charakterów będzie grała dużą rolę.
Dlatego też jak na ten moment jest „okejka” i dość duże nadzieje na to, że pełna wersja gry dostarczy tyle samo zabawy na pełnym dystansie. Ponieważ chyba takiej „Persony” również potrzebowałem w swoim growym ekosystemie. Szkoda tylko, że poza dużymi handheldami gra ominie Nintendo Switcha… bo jednak czego by nie mówić byłoby to idealne uzupełnienie rosteru gier na tę platformę.
Digimon Story: Time Stranger pojawi się na PlayStation 5, Xbox Series X/S oraz PC już 3. Października 2025 roku.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!