Exit 8 to gra, która trwa kilka minut, ale zostawia niepokój na wiele, wiele dłużej. Teraz próbuje tego samego w sali kinowej.
1997 – rok premiery Cube. Pamiętacie? Pomysł tak dobry i tak inny, że wciągał już na etapie zwiastuna. Grupa obcych sobie ludzi trafia do labiryntu pułapek, w którym każdy kolejny krok może oznaczać śmierć. Nie wiadomo dlaczego postacie tkwią w tej sytuacji, ani też do czego ona finalnie ich doprowadzi. I właśnie to poczucie bezcelowego błądzenia było najstraszniejsze. Exit 8 działa na podobnej zasadzie, ale konstrukcję sprowadza do absolutnego minimum – mamy tylko jednego bohatera i jeden korytarz. A mimo to poczucie beznadziei jest równie silne.
Exit 8 – gra
Mała gra, wielkie emocje
Jesteśmy przyzwyczajeni do rozmachu – i w kinie, i w grach. Dzisiejsze produkcje muszą być wielkie i długie, żeby usprawiedliwić swoją cenę i czas, który im poświęcamy. Exit 8 idzie w przeciwną stronę. To gra, którą można ukończyć w piętnaście minut, jeśli tylko ma się szczęście i wystarczająco skupienia. A jednak właśnie ta krótkość okazuje się jej największą siłą. Pokazuje, że o wartości nie decyduje metraż, lecz pomysł i emocje, jakie zostają w nas po wszystkim. Minimalizm, który nagle mówi więcej niż epickie widowiska.
Dowiedziałem się o grze Exit 8 dopiero wtedy, gdy zaczęła się promocja jej filmowej adaptacji. Pisałem newsa o tym dziwnym, niepokojącym projekcie, który debiutował na festiwalu w Cannes. Zwiastun, plakat – to wystarczyło, żebym poczuł się zaintrygowany. Szczególnie dwie rzeczy mnie przyciągnęły: że ta gra jest bardzo krótka i że jednocześnie potrafi być naprawdę straszna. To połączenie wydało mi się obietnicą czegoś wyjątkowego.
Exit 8 – gra
Spacer pełen napięcia
Nie miałem większych problemów z przejściem. Kilkanaście minut wystarczyło, żebym zapamiętał Exit 8 na długo. To coś w rodzaju gry przygodowej, tzw. walking simulator, ale z elementami roguelike’a, w którym każdy błąd cofa nas do początku. Jeden tunel metra, te same plakaty, te same kafelki. A jednak coś się zmienia. Anomalie – subtelne lub groteskowe – sprawiają, że każdy krok rodzi napięcie. Widzimy coś podejrzanego? Zawracamy. Wszystko wygląda normalnie? Idziemy dalej. Proste zasady, a emocje jak w najlepszym horrorze. Gdy obracasz się za siebie, nie wiesz, czy ktoś nie stoi tuż za plecami. Kiedy wracasz, żeby sprawdzić plakat, zastanawiasz się, czy za chwilę nie odezwie się ludzkim głosem. To doświadczenie trudne do przełożenia na film – a jednak twórcom się udało.
Krótko o inspiracjach. Za grą Exit 8 stoi japoński twórca Kotake Create, który po latach pracy jako artysta 3D postanowił spróbować sił w solowej produkcji. Gra powstawała niespełna rok, a miała być czymś prostym i szybkim, przeciwieństwem rozciągniętych projektów, które nigdy nie mogą dojść do finału. Kotake zafascynowały tzw. liminal spaces – przestrzenie przejściowe, niby znajome, a jednak obce, jak korytarze metra czy puste tunele. Do tego doszły inspiracje innymi tytułami: I’m on Observation Duty, w którym trzeba wychwytywać anomalie, czy Twelve Minutes, bawiące się pętlą czasową. Nietrudno jednak odeprzeć wrażenie, że niemałe znaczenie miał też wydźwięk kultowego filmiku The Backrooms.
Sukces i otwarta droga do adaptacji
Gra trafiła na Steama pod koniec listopada 2023 roku, a później zaczęła pojawiać się na kolejnych platformach – od Switcha, przez VR, aż po konsole i urządzenia mobilne. Ku zaskoczeniu samego twórcy, stała się hitem: ponad dwa miliony sprzedanych kopii, świetne recenzje za klimat i minimalizm, a zarazem krytyczne głosy, że po kilku przejściach powtarzalność bierze górę. Postanowiono pójść za ciosem. Nie minęło wiele czasu, a Toho ogłosiło filmową adaptację. Reżyserem został Genki Kawamura, w głównych rolach wystąpili Kazunari Ninomiya i Yamato Kōchi. Film zadebiutował w Cannes w maju 2025 roku, a pod koniec sierpnia trafił do japońskich kin. Krytycy przyjęli go znakomicie – ponad 96% pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes – a widzowie dopisali, czyniąc z Exit 8 jedno z najbardziej udanych przełożeń gry indie na język kina. We wrześniu film trafia na ekrany także w Europie.
GramTV przedstawia:
I tutaj zaczyna się najciekawsze porównanie. W grze kluczowa jest interaktywność – to gracz podejmuje decyzje i od jego spostrzegawczości zależy przejście. Film, pozbawiony tej możliwości, musi przenieść niepokój na grunt obrazu, montażu, dźwięku i aktorstwa. Exit 8 w wersji kinowej staje się więc inną grą – grą złudzeń, w której to reżyser decyduje, kiedy „zawrócimy” i kiedy wejdziemy głębiej w labirynt. Udało się? Moim zdaniem tak. Jak na tak skromny materiał wyjściowy, film dopowiada sporo ciekawych rzeczy, nie tracąc przy tym swojej tożsamości. Wciąż pozostaje minimalistyczny, wierny duchowi oryginału.
Exit 8 – film
Film wierny tożsamości gry
Seans Exit 8 na dużym ekranie początkowo nie obiecywał nic wyjątkowego. Twórcy poszli w kierunku, który był oczywisty – nacisk położono na grozę. Główny bohater – figura celowo nijaka, irytująca – od początku uosabia naszą nieporadność i brak uważności. Pierwsze ujęcie: mężczyzna zapatrzony w ekran telefonu. Motyw, który przewija się przez całość jako symbol – urządzenie nie łączy, lecz izoluje. W grze był to drobiazg, w filmie urasta do metafory. I tu wracają pytania, które stawialiśmy sobie po Matriksie czy Cube. Czym właściwie jest Exit 8? Okazuje się, że to po prostu perfekcyjnie zaprojektowana iluzja. Pętla, która prowadzi nie tyle do wyjścia, ile do samego siebie. Wielu widzi w niej metaforę czyśćca – i trudno się z tym nie zgodzić. To opowieść o przemianie, o skupieniu się na tym, co naprawdę ważne. Twoja uwaga jest rozproszona? Game Over.
Siłą rzeczy nadrzędnym zadaniem twórców było wypełnienie metrażu elementami fabularnymi, które pozwolą widzowi nawiązać więź z bohaterem i urozmaicą narrację. Dopisano więc historię nie tylko głównej postaci, ale także tajemniczego pana z teczką. Pojawia się również chłopiec – jego roli zdradzać nie będę, ale przyznam, że stanowi ciekawy spójnik w tej opowieści. Na uwagę zasługuje także praca kamery, bo ta jest kluczowa. W filmie to właśnie operator zastępuje element interakcji – buduje napięcie poprzez nieustanne „wychylenia” obiektywu w stronę miejsc, gdzie może kryć się anomalia.
Exit 8 – film
Anomalie – złap je wszystkie
Być może Exit 8 nie jest ani grą, ani filmem w klasycznym sensie. To raczej doświadczenie, które bada granice naszej uwagi i cierpliwości. Gra zmusza nas do wpatrywania się w detale, film do obserwowania samego siebie w odbiciu bohatera. I w jednym, i w drugim przypadku chodzi o to samo pytanie: czy naprawdę dostrzegamy świat wokół nas, czy tylko przechodzimy korytarz za korytarzem, nie zauważając anomalii?
Adaptacja Exit 8 idzie śladem wytyczonym przez takie klasyki jak wspominany Cube, gdzie pułapka bohatera jest tak źródłem niepokoju, jak i zaskakujących refleksji. To też przykład, że nawet najmniejszy indyk może stać się inspiracją dla wielkiego kina. Gra pokazuje, jak potężna bywa wyobraźnia jednego twórcy, film – jak bardzo można ten pomysł rozwinąć. A jednak najciekawsze jest to, że obie wersje prowadzą nas w to samo miejsce: do wąskiego korytarza, w którym najtrudniej uciec nie przed potworem, ale przed samym sobą. Unikając kręcenia się w kółko.
Kino azjatyckie (rozumiem tu - żółte), to obecnie klasa sama w sobie. Oczywiście znam tylko nieliczne tytuły, na pewno są lepsze i gorsze. Nie wszystko też do nas dociera na czas.
Ostatnio np. zacząłem oglądać chiński serial "Mobius" (zabawa z pętlami czasu - taki "Dzień Świstaka"). I nie ukrywam, wciągło mnie.