Budowa talii z fabułą w tle. Recenzja Aeon's End Legacy

Patryk Purczyński
2021/10/11 10:35
0
0

Król deckbuildingu otrzymał nowe insygnia: mocniej lśniące i ze złota wyższej próby. Z takim wyposażeniem na salony wchodzi Aeon’s End Legacy.

Budowa talii z fabułą w tle. Recenzja Aeon's End LegacyW 2016 roku na rynek trafiła gra kooperacyjna Aeon’s End, w której gracze jako magowie bram wspólnymi siłami próbują pokonać tzw. Bezimiennych, okrutne i potężne potwory siejące zagładę. Szybko zdobyła ona uznanie jako jeden z najlepszych deck builderów na rynku. Jej sukces oparty jest na mechanice, która - w przeciwieństwie do wielu innych gier bazujących na budowaniu talii - nie zakłada tasowania kart. Ogranicza to losowość i umożliwia graczom zadecydowanie, w jakiej kolejności karty powrócą w kolejnym rozdaniu talii, wzmocnionej o karty zakupione z rynku. Kevin Riley we współpracy z Nickiem Little’em postanowił rozwinąć swoją koncepcję i przekształcić ją w tryb kampanii fabularnej. Tak powstało Aeon’s End: Legacy, które na polski rynek - podobnie jak pierwowzór, trafiło dzięki wydawnictwu Portal Games.

Muszę przyznać, że kiedy po raz pierwszy usłyszałem o koncepcji stojącej za Aeon’s End: Legacy, przyjąłem ją ze sporym niesmakiem. Kampania jest bowiem tak naprawdę jednorazowa. Wraz z jej przebiegiem rozwijamy swoich bohaterów oraz zmieniamy reguły rządzące rozgrywką, a wszystko to za sprawą naklejek umieszczanych we wskazanych miejscach. Jak to z naklejkami bywa, raz przyklejone nie nadają się do ponownego użytku. Za ponad 200 zł kupujemy więc grę z kampanią do jednorazowego użytku. Dopóki nie wziąłem Aeon’s End: Legacy we własne ręce, byłem wręcz przekonany, że na pewno dało się cały ten system zaprojektować w taki sposób, by kampanię można było rozgrywać wielokrotnie. Myliłem się. Zmian w różnych sferach rozgrywki jest tak wiele, że nie sposób byłoby stworzyć tyle modułowych komponentów i jeszcze zamknąć zestaw w rozsądnej cenie. Nawet aplikacja nie poradziłaby sobie z wszystkimi modyfikacjami pojawiającymi się w trakcie kampanii. Mało tego, drugi wniosek, jaki mnie naszedł po ukończeniu gry jest taki, że naprawdę warto wydać na nią te 200 zł z hakiem. Bo to cholernie dobry tytuł. Nie zawaham się nawet stwierdzić, że o klasę lepszy od swojego znamienitego przecież pierwowzoru.

Pudełko skrywa w sobie wiele tajemnic. Na potrzeby kampanii fabularnej przygotowano naprawdę sporo komponentów, pochowanych w mniejszych pudełeczkach, zalakowanych kopertach, zamkniętych arkuszach z naklejkami i zafoliowanych taliach. Każdą talię rozgraniczają dodatkowo karty STOP z jasnym komunikatem, by nie zaglądać pod spód bez wyraźnego polecenia. W ogóle nigdzie nie należy zaglądać bez wyraźnego polecenia. Te wydaje nam talia Legacy, która zawiera rozbudowane opisy wydarzeń oraz służy za swoistego przewodnika po grze. To tam znajdziemy informację, które elementy należy w danym momencie otworzyć i co z nimi zrobić. Będą to kolejne planszetki Bezimiennych, żetony, modyfikacje zasad czy karty, które można wymienić z innymi kartami z rynku zasobów. Biorąc pod uwagę, że zaczynamy jako początkujący mag bram, w kilku pierwszych rozdziałach nie mamy dostępu do wszystkich umiejętności znanych z podstawowego Aeon’s Enda. Te dojdą z czasem. AE Legacy z czasem potrafi wnieść do zabawy również całkowite nowości, które zaskoczą nawet zaprawionych w boju z Bezimiennymi.

GramTV przedstawia:

Ponieważ gra oparta jest na kampanii fabularnej, nie sposób nie wspomnieć o historii, którą przeżywamy w trakcie rozgrywki. Opowieść nie rzuca na kolana i w zasadzie sprowadza się do przeprowadzania nas od walki z jednym Bezimiennym do starcia z kolejnym. Taka konstrukcja fabuły przywiodła mi na myśl słynny film Mortal Kombat (ten z 1995 roku), w którym pojedynki wojowników, będące ozdobą całego dzieła, również trzeba było zamknąć w fabularnych ramach. Historia jest banalna, zdawkowa, ale grunt, że nie przeszkadza w tym, co w filmie najważniejsze. Podobnie jest w Aeon’s End Legacy. Opisy mają nas wartko przeprowadzić pomiędzy starciami z kolejnymi Bezimiennymi i nadać im nieco dramaturgii - i z tej roli się wywiązują. Nie trąci od nich dłużyzną, dialogi sytuują się gdzieś pomiędzy literackim polotem a grafomanią, a twórcom udało się nawet wpleść zaskakujący zwrot akcji.

Źródło:
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!