Bioshock Infinite: The Siege of Columbia - recenzja gry planszowej

Patryk Purczyński
2022/05/28 15:00
0
0

Czy ktoś ma ochotę na ponowną wizytę w Columbii? Bioshock Infinite: The Siege of Columbia jest nietuzinkowym uzupełnieniem gry znanej z pecetów i konsol.

Bioshock Infinite: The Siege of Columbia - recenzja gry planszowej

Przenoszenie strzelanek z komputerów i konsol na stoły to chleb powszedni dla twórców gier planszowych. Tą drogą podążyły chociażby Doom, Gears of War, Resident Evil czy recenzowany niedawno na naszych łamach Wolfenstein. Choć każdy z tych tytułów oferuje pewne unikalne mechaniki, w gruncie rzeczy chodzi w nich wszystkich o to samo: by grupą bohaterów wyciąć w pień pojawiających się na planszy przeciwników. Hołdują one tym samym swoim cyfrowym pierwowzorom. Nim moda na adaptacje gier komputerowych na dobre zapanowała wśród twórców planszówek, Isaac Vega obrał zgoła inną ścieżkę, biorąc na warsztat cenione dzieło Irrational Games, Bioshock: Infinite. Zamiast iść po linii najmniejszego oporu i zrobić strzelankę z Bookerem w roli głównej, Vega stworzył grę typu area control, w której główni bohaterowie FPS-a z 2013 roku pełnią ledwie rolę NPC-ów! W kotle wymieszał gatunki PvP i PvE, nieco wątków fabularnych i różne drogi do osiągnięcia zwycięstwa, do których dorzucił dwie łyżki losowości - i tak powstało Bioshock Infinite: The Siege of Columbia. Czy połączenie tych wszystkich smaków zrodziło zjadliwą potrawę?

Columbia jaką znacie i jakiej nie znacie

Columbia jaką znacie i jakiej nie znacie, Bioshock Infinite: The Siege of Columbia - recenzja gry planszowej

Bioshock: Infinite prezentowało losy Bookera DeWitta, okrytego złą sławą agenta, któremu przydzielono zadanie odnalezienia i uwolnienia enigmatycznej Elizabeth, kobiety o specjalnych mocach. Była ona przetrzymywana gdzieś w Columbii przez Założycieli sprawujących władzę w mieście. Strzegł jej osobisty strażnik, Songbird, ogromne latające stworzenie, nieustępujące młodej kobiety choćby na krok. Booker ostatecznie uwolnił Elizabeth, która jest dla niego przepustką do spłaty starych długów. Wówczas rozpoczęła się jednak obława. W tle tych dramatycznych wydarzeń toczył się konflikt pomiędzy Założycielami z Zacharym Comstockiem na czele a frakcją Vox Populi o rewolucjonistycznych zapędach.

To właśnie on jest motywem przewodnim Bioshock Infinite: The Siege of Columbia. Drugoplanowe wydarzenia z gry wideo wyciągnięto na sam front planszówki. Temat można było ugryźć na różne sposoby: jako grę przygodową, w której Booker i Elizabeth próbują opuścić Columbię przebijając się przez zastępy Comstocka lub jako asymetryczną strategię, w której jeden z graczy steruje duetem bohaterów, a drugi, dysponując liczniejszą armią, stara się pokrzyżować mu szyki. Isaac Vega wykazał się jednak jeszcze większą kreatywnością. The Siege of Columbia zaprojektował jako grę area control, w której Założyciele i Vox Populi rywalizują o zdobycie wpływów w Columbii. Fani Bioshock: Infinite poczują się tu jak w domu. Nie zabraknie bohaterów znanych z oryginału, kontekst wyda się znajomy, pomocna będzie też szata graficzna gry, ściśle korespondująca z tym, co zaserwowali artyści z Irrational Games. Tylko rozgrywka będzie się znacząco różniła od tego, co znamy z małych ekranów.

Poszukiwanie przewag

Poszukiwanie przewag, Bioshock Infinite: The Siege of Columbia - recenzja gry planszowej

W Bioshock Infinite: The Siege of Columbia gracze rywalizują o przejęcie kontroli nad jak największą liczbą terytoriów. Plansza podzielona jest na kilkanaście stref, a wyjściowo każda z dwóch frakcji (Założyciele i Vox Populi) zajmuje po dwie z nich. Rozstawiane są na nich jednostki początkowe. Kontrolę nad kolejnymi strefami zyskuje się poprzez przemieszczanie swoich jednostek. Każda strefa, na której jedna z frakcji ma swoje jednostki lub budynki, a jednocześnie próżno szukać tam jednostek przeciwnika, znajduje się pod kontrolą danej frakcji. Jeśli jakaś strefa okupowana jest przez oba stronnictwa, dochodzi do walki. Przegrany musi poświęcić jedną ze swoich jednostek, a pozostałe wycofać, jak również usunąć z planszy wszystkie swoje budynki w tej strefie. Zwycięzca zyskuje natomiast nad nią panowanie.

GramTV przedstawia:

Kontrola pojedynczej strefy niewiele jednak daje. Każda z nich (oprócz jednej, Monument Island, która jest samoistniejąca) przynależy bowiem do jednego z regionów. Dopiero kontrola nad wszystkimi strefami w danym regionie zapewnia punkty zwycięstwa z danego regionu. Rozgrywka toczy się do momentu, w którym jeden z graczy zdobędzie określoną liczbę punktów zwycięstwa. Raz zdobyte punkty nie zostają z nami jednak na stałe, ponieważ przeciwnik może odbić strefę, co wiąże się z utratą punktów zwycięstwa za dany region. Sytuacja jest zatem dynamiczna. Zdobywanie kontroli nie jest jednak jedynym sposobem na powiększanie swojego dorobku. Drugim jest realizowanie celów z kart wykładanych na początku każdej rundy.

Ten dualizm wyśmienicie funkcjonuje w praktyce. Z jednej strony musimy bowiem dbać o sytuację na planszy, ale z drugiej alternatywna metoda punktowania otwiera nowe ścieżki ku zwycięstwu. Przy ograniczonych zasobach i nieustannej presji ze strony przeciwnika taka wielozadaniowość potrafi wprowadzić niezły mętlik w głowie, a jednocześnie pozwala przechytrzyć drugiego gracza. Kiedy za bardzo skoncentrujemy się na jednym celu (np. odbiciu kluczowej dla nieprzyjaciela strefy), może nam umknąć kilka innych szans na zapunktowanie. W Bioshock Infinite: The Siege of Columbia trzeba nie tylko strzec linii frontu, ale też zabezpieczać wszystkie wejścia od kuchni. Elastyczność i umiejętność dostosowania strategii nie tylko do ruchów przeciwnika, ale też kolejnych kart celu w każdej rozgrywce okażą się cennym atutem. Cele na kartach są różnorodne i nawiązują do różnych aspektów rozgrywki. Kontrola terytoriów jest bowiem tylko jednym z nich.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!