Recenzja Watch Dogs: Legion – Londyn pełen hakerów-amatorów

Mateusz Mucharzewski
2020/11/01 14:00
9
2

Jak nie wiesz co zrobić ze swoją serią, dodaj do niej słaby pomysł i marketingowo sprzedaj go jako wielką innowację. Może nikt nie zauważy.

Recenzja Watch Dogs: Legion – Londyn pełen hakerów-amatorów

Kiepsko o obecnej generacji świadczy fakt, że jedną z największych marek jakie powstały w jej trakcie jest Watch Dogs. Pierwszą część zapowiadano na wielką innowację, a skończyło się na niespełnionych obietnicach. Druga była tak nijaka, że szybko o niej zapomniano. Trzecia miała przynieść wielką rewolucję i nowe życie dla marki. Niewątpliwie trzeba docenić chęć zrobienia czegoś świeżego, bo to nie częsta praktyka w branży. Nie ma jednak żadnych powodów, aby chwalić efekt końcowy. Jeśli tak dalej ma wyglądać Watch Dogs, niech lepiej ta marka umrze. Ja na pewno tęsknić nie będę.

Po Chicago i San Francisco tym razem Ubisoft zaprasza nas do Londynu. Zabawę zaczynamy jako agent DedSec, który bierze udział w tajnej misji. Celem jest powstrzymanie grupy terrorystów przed wysadzeniem bomby w siedzibie brytyjskiego parlamentu. Zadanie udaje się wykonać, ale tylko połowicznie. Do detonacji nie dochodzi. Okazuje się jednak, że ładunki podłożone są jeszcze w kilku miejscach. Nasz agent ginie, podobnie jak wielu mieszkańców Londynu. Miejscowy oddział DedSec jest w rozsypce, a media i władze obarczają go winą za zamachy. Teraz jako bliżej nieokreślony ktoś musimy oczyścić grupę z winy i znaleźć prawdziwego winnego. Główny bohater? Nie w tej grze. Tutaj jesteśmy legionem. Legionem hakerów z przypadku, którzy będą musieli uratować Londyn przed zgubą.

Pierwszego uproszczenia historii twórcy dopuścili się już na samym początku. Po atakach brytyjski rząd oddał władzę w mieście prywatnej firmie Albion, która dysponuje własną armią dbającą o porządek. Rozwiązanie totalnie irracjonalne, ale może niedługo uda się zrozumieć dlaczego autorzy gry zdecydowali się na taki ruch. Wróćmy do naszego DedSec. Na samym początku rozgrywki musimy znaleźć jakiegoś uśpionego agenta, który pomoże w odbudowie organizacji. Wątków do poruszenia będzie później kilka. Z jednej strony mamy Albion, z drugiej szukanie odpowiedzialnych za ataki, rządzący londyńskim podziemiem gang czy tajną organizację hakerską, która właśnie się ujawniła. Wszystko podzielone jest na oddzielne, nieco mniejsze wątki, które zazwyczaj nie łączą się. Nie ma jednak większego znaczenia czy to dobre czy złe rozwiązanie. Fabuła i tak jest mdła oraz płytka, dialogi często tandetne, a zwrotów akcji nie ma. Szybko jedyne co chce się zrobić ze scenkami przerywnikowymi i dialogami to pominięcie ich. Jeśli więc ktoś liczył na to, że zagra w Watch Dogs: Legion dla fabuły, muszę go srogo rozczarować.

GramTV przedstawia:

To może chociaż lepiej poszło głośno reklamowanej mechanice rekrutowania nowych ludzi? Zostańmy przy tym na dłużej. Nowe Watch Dogs nie posiada unikatowego głównego bohatera. Wszystkie misje wykonujemy dostępnymi członkami zespołu, których regularnie możemy rekrutować. Cały proces jest prosty. Czasami na mapie zaznaczony jest potencjalny kandydat, innym razem ikonka pozwalająca rozpocząć rekrutację pojawi się przy przypadkowym przechodniu. Na początek musimy zacząć rozmowę. Dialog zawsze wygląda następująco (niestety swoim poziomem niewiele odbiega tego, co za chwilę przeczytacie):

- Ej, nie wkurza ciebie to jak wygląda ten świat?
- Czy to znaczy, że jesteś z DedSec? Super, moglibyście mi pomóc.
- No dobra, o co chodzi?
- Wpadłem w konflikt z prawem lub gangiem, musicie coś z tym zrobić.
- No dobra, sprawdzę w kalendarzu czy mam na to czas.

Serio, tak mniej więcej wyglądają te dialogi. Jak się okazuje, spora część mieszkańców Londynu wisi kasę gangowi, aktywnie protestuje przeciwko władzy czy ma konflikt z prawem. W tym mieście chyba nie ma nikogo, kto prowadzi normalne, spokojne życie. W związku z tym musimy rozwiązywać problemy tych ludzi, a ci dzięki temu przyłączą się do nas. Nowi rekruci mają oczywiście własne zdolności oraz ekwipunek. Bo wiecie, jeśli w Watch Dogs: Legion chcecie iść na misję z ostrą bronią, musicie wybrać agenta, który ją posiada. Tak się składa, że nie każdy dysponuje takim sprzętem. Czy w związku z tym koniecznie jest zbudowanie grupy hakerów i dobieranie odpowiedniego do każdej misji? Aż tak ten system nie jest skomplikowany. W zasadzie do przejścia kampanii wystarczy kilku podstawowych rekrutów, których zdobędziemy w pierwszych zadaniach fabularnych. Kolejni to jedynie kaprys gracza (chyba, że rozpoczynając grę włączycie opcję permadeath, wtedy co jakiś czas będzie potrzebna świeża krew). System rekrutacji nie jest nawet innowacyjny, bo wcześniej robiło to Middle-Earth od Monolith Productions. Ba, robiło to znacznie lepiej, nawet jeśli obie gry z tej serii nie pozwalały wcielić się w przejmowane osoby.

Komentarze
9
MisioKGB
Gramowicz
03/11/2020 10:48

Czyli nie pogram. Watch Dogs był świetną grą, fajny pomysł, Aiden jako główny bohater miał też 'to coś'. Sequel przemęczyłem do końca sądząc, że to po prostu jakiś wypadek przy pracy, ale patrząc po najnowszej recenzji trzeciej części stwierdzam, że jednak NIE, to nie był wypadek przy pracy. W legion już nie pogram, szkoda czasu na słabe gry, jest tyle dobrych tytułów do ogrania. Kumpel pożyczył mi kilka dni temu Lasta 2kę i gram z wypiekami na twarzy, świetny tytuł, Naughty potrafi robić genialne gry, nawet pomimo tej całej crunchowej otoczki szanuję ich za to jak dobre tytuły potrafią wypuścić spod swoich skrzydeł.

szczurek79
Gramowicz
03/11/2020 07:07

Bardzo dobrze napisana recenzja fajnie się czyta, zarówno Ghostrunnera jak i WD Legion, brawo dla recenzenta a z oceną zgadzam się w 100%.

Ludi1916 napisał:

Maja paralizatory a nie broń palna bo są hakerami a nie zabójcami. 

I tutaj pamiętam, że rozbiło mi się wszystko przy Watch Dogs 2, bo dziwnym zbiegiem okoliczności DedSec miał u siebie drukarkę 3D (!) w której było w stanie wytworzyć broń palną (!!) i jeszcze używać jej w walce na mieście, gdzie Marcus w dużej mierze powinien latać z charakterystyczną kulką (!!!).

Ja wiem, że to był głównie wybór gracza, ale come on... w jednym momencie z przestraszonych nastolatków Marcus wyrasta na mściciela. U Aidena w WD1 to rozumiałem, miał powody i wyszkolenie pod tym względem, ale Marcus? -_-'




Trwa Wczytywanie