Wykastrowany Nemesis - recenzja Resident Evil 3 Remake

Jakub Zagalski
2020/04/02 18:30
2
0

Usunięcie imienia kultowego prześladowcy z tytułu nowego Resident Evil 3 to nie przypadek. Rola, jaką Nemesis odgrywa w remake'u, to jedna z największych bolączek tej gry.

Wykastrowany Nemesis - recenzja Resident Evil 3 Remake

Zeszłorocznemu remakowi Resident Evil 2 Myszasty wystawił ocenę 9/10, pisząc bez ogródek, że to "cholernie udany eksperyment, przemyślana i niemal perfekcyjna próba połączenia starego z nowym". Rok później w moje ręce trafił remake Resident Evil 3, w którym również widać chęć zbudowania czegoś nowego na klasycznych fundamentach. Wyszła z tego znakomicie wykonana produkcja, ale stworzona według zupełnie innej filozofii niż Resident "jedna z najlepszych gier roku" Evil 2.

Remake Resident Evil 2 był listem miłosnym do jednej z najważniejszych produkcji w historii gier wideo. Pieczołowicie odtworzonym i, co najważniejsze, rozbudowanym doświadczeniem dostosowanym do współczesnych standardów. Tak, by zadowolić i starych fanów, i nowe pokolenie. Resident Evil 3 Remake z grubsza robi to samo, ale kiedy odłoży się pada po 5-6 godzinach i ma się w pamięci oryginał, czuć niedosyt.

Akcja Resident Evil 3 rozpoczyna się tuż przed wydarzeniami z "dwójki". Raccoon City właśnie zamieniło się w piekło na ziemi – mrok nocy rozświetlają neony i płonące samochody, ludzie biegają w panice albo piętrzą się przy barykadach. Miasto zmieniło się w jeden wielki escape room, w którym groźba śmierci czai się za każdym rogiem. Jill Valentine z elitarnej jednostki S.T.A.R.S. znalazła się w oku cyklonu i jako jedyna ma szansę wydostać się z miasta. Tak się przynajmniej wydaje do czasu, gdy do Raccoon City przybywa ON. Owoc koszmarnych eksperymentów, laboratoryjny golem stworzony w jednym celu – znaleźć i zmiażdżyć członków S.T.A.R.S.

Resident Evil 3 Remake zaczyna się jak rasowy horror. Akcja ukazana z perspektywy pierwszej osoby, Jill w pustym mieszkaniu jest atakowana niepokojącymi dźwiękami i obrazami. Ale po tej krótkiej rozgrzewce w stylu świetnego Resident Evil 7, zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Kamera przeskakuje na TPP, bohaterka wybiega na ulice Raccoon City, a gracz zbiera szczękę z podłogi. Dawno żadna gra na PlayStation 4 (której zaraz stuknie siedem lat) nie zrobiła na mnie takiego wrażenia pod względem graficznym. Miasto w preludium do apokalipsy wygląda fenomenalnie. Poziom dbałości o detale poraża i kiedy tylko na widoku nie było śmiertelnego zagrożenia (takiego, co powłóczy nogami i rzuca się do szyi), gapiłem się na wszystkie ulotki, plakaty filmowe itp. Resident Evil 3 Remake nie jest jednak symulatorem chodzenia, o czym przypomina spluwa w dłoni i wszechobecne owoce działalności korporacji Umbrella.

Niektórzy pewnie pamiętają, inni mogli o tym usłyszeć od dziadków, że Resident Evil 3 Nemesis było zaplanowane jako spin-off, bardziej nastawiony na akcję niż poprzednie odsłony. Ostatecznie "trójka" pojawiła się w tytule, aczkolwiek gracze dostrzegali znaczącą różnicę między przygodami Jill i Carlosa, a tym, co przygotowano Claire i Leonowi w RE2. W remaku Resident Evil 3 mamy klasyczne szukanie elementów do rozwiązania zagadek, powolną eksplorację kolejnych fragmentów mapy, w czym przeszkadzają nam wszechobecne zombiaki i inne pomioty T-Virusa. Ale tempo jest wyraźnie podkręcone w stosunku do “dwójki”. Co nie zmienia faktu, że walka rzadko jest tu najlepszym wyjściem z sytuacji.

Amunicja jest ograniczona, a przeciwnicy cholernie wytrzymali. Sprawdziłem, że nawet na Easy zombiaki padają na ziemię dopiero po 3 strzałach w głowę z podstawowego pistoletu. A i tak nie ma gwarancji, czy po chwili nie wstaną. Samo strzelanie zostało pomyślane tak, by gracz decydował się na to rozwiązanie tylko w razie potrzeby. Walenie ołowiem do wszystkiego, co się rusza, nie ma sensu. Między zombiakami można biegać slalomem, a kiedy wpadniemy im w łapska, trzeba szybko zareagować jednoprzyciskowym QTE. Nowym rozwiązaniem jest dodanie uniku. Jeżeli wciśniemy guzik w odpowiednim momencie, czas zwalnia i Jill ma chwilę na złapanie oddechu. U Carlosa, który w pewnym momencie wchodzi na pierwszy plan, zamiast uniku mamy cios piąchą, jednak zamysł jest ten sam. Carlos jest z natury bardziej ofensywną postacią, co podkreślają sekwencje, w których wyposażony w karabin musi odpierać fale zombiaków. W żadnym momencie Resident Evil 3 nie daje jednak odczuć, że jest typową strzelanką TPP, a zakorzenioną w gatunku survival horror mieszanką.

W Resident Evil 3 Nemesis głównym źródłem horroru i ciągłego napięcia była postać tytułowego prześladowcy. Wielkiego potwora, który zjawiał się niespodziewanie i zmuszał do panicznej ucieczki. Po zagraniu w remake muszę z przykrością i zaskoczeniem stwierdzić, że lepszy Nemesis pojawił się rok temu w Resident Evil 2 i nazywał się Mr. X. Nowy Nemesis ma kilka przerażających sztuczek w rękawie, ale jego rola w remaku została drastycznie okrojona w stosunku do oryginału z 1999 roku. Jego występy są bardzo rzadkie, ale nie to jest największą pomyłką. Capcom zdecydował, że Nemesis będzie się pojawiał tylko w konkretnych, oskryptowanych momentach, które w mniejszym lub większym stopniu da się przewidzieć. Klimat ciągłego zagrożenia i niepewności został z miejsca przekreślony. Zamiast ucieczek z duszą na ramieniu są po prostu starcia z bossem i interaktywne sekwencje, jak te z początku gry. Wątek Nemesisa został także pozbawiony podejmowania decyzji, które w oryginale kształtowały przebieg rozgrywki i umożliwiały odkrycie różnych zakończeń. W remaku jest jedna ścieżka i jedno zakończenie, co w przypadku tak krótkiej gry stanowi kolejny punkt na liście minusów.

Podczas gdy Resident Evil 2 miał dwie ścieżki scenariusza dla różnych postaci, 2nd Run i inne rozwiązania przedłużające rozgrywkę, w Resident Evil 3 jedyną motywacją do przejścia gry po raz kolejny jest sprawdzenie się na wyższym poziomie trudności. Marna to zachęta, bo znając rozwiązania zagadek, rozmieszczenia kluczy i wrogów, można ją przelecieć w jeden wieczór. Podejrzewam, że kolekcjonerzy odhaczający wszystkie punkty na liście do zdobycia (stroje, bronie, przedmioty), nie poświęcą Resident Evil 3 więcej niż 12 godzin.

GramTV przedstawia:

Najlepszym i najbrutalniejszym podsumowaniem Resident Evil 3 Remake, na które trafiłem w sieci, było twierdzenie, że Capcom powinien wydać to jako DLC do Resident Evil 2. I sporo w tym prawdy, bo o ile sama gra jest pierwszorzędna pod względem wykonania i rozgrywki, to nie umywa się do rozmachu zeszłorocznego remake'a. W tamtej grze czuć było miłość do oryginału i chęć stworzenia czegoś nowego, większego i zaskakującego na ukochanej klasyce. Tymczasem w Resident Evil 3 Remake na wierzch wychodzą przede wszystkim cięcia i ograniczenia. Czy to w wielkości i ilości lokacji, czy w samym pomyśle na rolę Nemesisa.

Trzeba więc sobie zadać pytanie, czego oczekujemy po Resident Evil 3 Remake? Poprzedni remake zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko i niestety kolejna część nie jest w stanie do niej doskoczyć. Ale każdy, kto szuka pierwszorzędnej rozrywki na dwa wieczory – będzie bawił się znakomicie. Resident Evil 3 jest po prostu słownikowym przykładem niewykorzystanego potencjału. Być może ofiarą pośpiechu i wynikających z niego cięć. Bo tam, gdzie Resident Evil 2 (2019) dodawał coś nowego, remake "trójki" robi krok wstecz.

Nie chcę pisać, że Resident Evil 3 nie powinno się ukazywać w takiej formie, bo właśnie tak pomyślana gra na pewno będzie miała spore grono odbiorców. Ale nie ulega wątpliwości, że po zeszłorocznym Resident Evil 2 można było się spodziewać czegoś znacznie bardziej rozbudowanego i dopieszczonego.

PS. Resident Evil 3 jest sprzedawany w pakiecie z sieciową grą Resident Evil: Resistance. Poświęcam jej tylko ostatnie dwa akapity, ponieważ przed oficjalną premierą nie udało mi się rozegrać meczu z żywymi przeciwnikami. Ocenę końcową Resident Evil 3 można więc traktować jako ocenę trybu single player, choć nie wierzę, by Resistance było dla kogoś argumentem przemawiającym za lub zniechęcającym do zakupu gry.

W Resident Evil: Resistance gra maksymalnie pięciu gracz, z czego czterech wciela się w grupę walczących o życie ludzi, a piąty steruje Mózgiem Operacji. Psychopatą z Umbrelli, który podgląda ofiary za pomocą kamer przemysłowych i zastawia na nich śmiertelne pułapki. Gracze muszą współpracować przy zaliczaniu celu w danej lokacji, by odblokować drzwi do kolejnej i w końcu dotrzeć do mety. Czas ucieka, Mózg Operacji może wypuścić zombiaka, podrzucić wnyki, a nawet wezwać Tyranta (i przejąć nad nim kontrolę), który skutecznie utrudni dotarcie do wyjścia. Resident Evil: Resistance może i fajnie brzmi na papierze, ale w praktyce rozgrywka jest bardzo powtarzalna i toporna. Wstrzymuję się jednak z ostatecznym werdyktem, ponieważ nie dostałem się na publiczne serwery i być może udział innych uczestników znacząco podniesie radość z grania. Pierwsze wrażenia (można grać offline z botami) są jednak niezbyt zachęcające.

Sprawdź ofertę sprzętu i gier w naszym sklepie

7,9
Zmarnowany potencjał albo świetna rozrywka na dwa wieczory
Plusy
  • Oprawa graficzna
  • Nowe podejście do znanej fabuły
  • Dialogi klasy B
  • Horror napakowany akcją
Minusy
  • Nemesis
  • Krótka i okrojona przygoda
  • Słaba motywacja do ponownego grania
Komentarze
2
morphisiusz
Gramowicz
08/04/2020 11:19

Pojawi się uzupełnienie do sieciowego trybu  Resident Evil: Resistance. Teraz po premierze można chyba już grać ? Tekst "można grać offline z botami" jest mylący bo tylko tryb treningu.

Gronbar
Gramowicz
03/04/2020 13:05

Akcja ukazana z perspektywy pierwszej osoby

xD