Śmiech przez łzy, krzyk przez śmiech – recenzja filmu Joker

Joanna Kułakowska
2019/10/05 09:00
6
0

Joker w reżyserii Todda Phillipsa to film, który łapie za gardło, zapiera dech w piersi i powoduje, że po seansie wychodzimy na uginających się nogach.

Nie ma co się chować za maską „obiektywizmu za wszelką cenę” i wydziwiać, na siłę szukając wad w obrazie Todda Phillipsa, bo zahaczać to będzie o klaunadę, podobnie jak dopatrywanie się weń braku głębszej refleksji nad postacią Jokera oraz pochwały nihilizmu i przemocy, co imputują niektóre zachodnie media. Owszem, przesłanie jest ponure, pesymistyczne – humoru tu jak na lekarstwo, a jeśli już, to czarny jak noc wypełniona groteskowymi koszmarami – ale przynajmniej skłania do zastanowienia się nad losem osób wykluczonych, nad relacją między bezradnością a zemstą, niewidzialnością a potrzebą szacunku, alienacją i pragnieniem akceptacji a destrukcją psychiki, czy wreszcie procesem przemiany człowieka w bestię – ofiary w kata. Tak, kilka fabularnych sekwencji jest dość przewidywalnych, a jedna z nich przez koneserów i koneserki filmów może zostać poczytana za obrazę inteligencji widza, ale z drugiej strony spora część widowni gubi się w odbiorze mniej skomplikowanych scenariuszy, lepiej więc na zimne dmuchać. Pomimo wszystkich potencjalnych mankamentów, które z uporem godnym lepszej sprawy może i można by wytropić, Joker to jak na razie najbardziej poruszająca i przykuwająca uwagę produkcja tego roku – film, który zdecydowanie warto obejrzeć, także wtedy, gdy postacie Jokera, Batmana i innych komiksowych bohaterów obchodzą kogoś tyle co zeszłoroczny śnieg. Dlaczego? Podziwiamy tu specyficznie ujęte origin story jednego z najbardziej charakterystycznych złoczyńców ze stajni DC Comics... Czyżby? Niby tak, ale nie do końca.

Śmiech przez łzy, krzyk przez śmiech – recenzja filmu Joker

W rozmaitych opowieściach o Batmanie i jego szalonym adwersarzu-klaunie ten drugi nieraz przedstawiany jest jako psychopata o sadystycznym poczuciu humoru, budzący postrach makiaweliczny umysł przestępczego świata, którego fizjonomia i zdrowy rozsądek uległy zniszczeniu w kadzi z chemikaliami. Tym razem jednak poznajemy nie seryjnego mordercę z zamiłowania, którego bawi obserwowanie lęku i cierpienia oraz szerzenie chaosu, lecz wrażliwego, spokojnego faceta – Arthura Flecka (Joaquin Phoenix), który marzy przede wszystkim o tym, by bawić innych, śmieszyć za pomocą swej sztuki, a nie poprzez swoją żałosną egzystencję. Chce być wreszcie traktowany jak człowiek, a nie jak zbędny odpad, wywołujący niechęć, niepokój i litość zmieszaną z pogardą; nie jak... nieudaczny klaun. Arthur bowiem pracuje jako klaun – jest klaunem, który ponad wszystko pragnie zostać komikiem/stand-uperem. Ma też problemy psychicznie – otoczenie czuje, że „coś z nim nie tak”, tak więc odsuwa się, wypychając go poza obręb jakiejkolwiek grupy. Bohater wykreowany przez Todda Phillipsa i współscenarzystę Scotta Silvera, nim stanie się pełnoprawnym Jokerem, próbuje normalnie żyć, tylko że trudno osiągnąć to choremu w chorym mieście i w chorych czasach. Czy to tylko ja, czy to świat staje się coraz bardziej szalony? – pyta retorycznie pracownicę socjalną (Sharon Washington). Cóż, nieco surrealistyczna wizja Phillipsa i Silvera sugeruje, że granice są płynne. Jedno nie przeczy drugiemu, a nawet wzajemnie się wzmacnia i uzupełnia.

W niniejszej opowieści o narodzinach Jokera miasto Gotham City, w którym żyje nasz bohater, znajduje się w finansowej ruinie i trawi je moralna zgnilizna, a pozbawieni perspektyw, rozgniewani mieszkańcy są bliscy szaleństwa. Świat przedstawiony emanuje posępnym nastrojem i rozkładem – na skutek strajku śmieciarzy Gotham tonie w odpadach i pojawia się plaga superszczurów, firmy bankrutują, ludzie masowo tracą pracę, opieka społeczna zostaje z dnia na dzień pozbawiona środków, a kuriozalną sytuację uwypukla bezradność, a zarazem pogłębiająca się obojętność urzędników, agresja ze strony pozostawionych samym sobie dzieciaków tudzież wyraźnie wyczuwalne nabuzowanie dorosłych z niższych i średnich warstw społecznych, przez cały czas oscylujące na granicy wybuchu. Na konającym ciele miasta żerują „lepiej sytuowani” obywatele, zamknięci w bańce dobrobytu i przekonania o własnej wyższości, która rozgrzesza, a jednocześnie nakręca ich własne akty przemocy.

Film Todda Phillipsa pokazuje świat zwichrowany, lecz bynajmniej nie tak znów obcy. Gotham City to mroczna wersja Nowego Jorku, który i tak wpisał się w kinematografię jako siedlisko próżności, brutalnej przestępczości, perwersji, wielkich, brudnych fortun i urzędniczych absurdów. Sytuacja przedstawiona w produkcji Joker nawiązuje do przełomu lat 70. i 80. XX wieku – reklamy thrillera politycznego Wybuch w reżyserii Briana De Palmy albo parodii Zorro, ostrze szpady stworzonej przez Petera Medaka wskazują na rok 1981, a zarazem ironicznie sugerują istotę prezentowanej opowieści. To czasy Ronalda Reagana – ślepa wiara w kapitalizm, praktycznie zlikwidowana opieka społeczna, liczne bankructwa, największy kryzys gospodarczy od Wielkiego Kryzysu w latach 30., największa od 1929 roku zapaść sektora bankowego (kryzys kas oszczędnościowo-pożyczkowych). Na tym tle interesująco objawia się postać Thomasa Wayne’a (Brett Cullen). W większości utworów ojciec Batmana zwykle jest personą wyidealizowaną – szlachetnym filantropem, uczciwym biznesmenem, szczodrym mecenasem – Phillips i Silver poszli zaś zupełnie inną drogą. Ukazali oni przede wszystkim cynicznego magnata finansowego, bezczelnego gracza politycznego, któremu jednak pycha uniemożliwia realistyczny ogląd rzeczywistości i który startując na burmistrza, wywołuje rozruchy poprzez pogardliwe wypowiedzi o ludziach z problemami finansowymi i ich niechęci wobec korporacyjnych karierowiczów, porównując tych pierwszych do klaunów.

Warto zwrócić uwagę, że ma tu miejsce bardzo istotna kwestia związana z Arthurem Fleckiem i Thomasem Wayne’em, a także zachodzi wyraźna paralela między Jokerem i Batmanem (po trosze jak w animacji Batman: Zabójczy żart wyreżyserowanej przez Sama Liu). Nasz klaun jest osobą smutną i samotną. Schorowana matka imieniem Penny (Frances Conroy) nie może zapewnić mu oparcia, bo sama jest niestabilna i wymaga opieki, co potęguje wyrażane przez Arthura zainteresowanie sąsiadką Sophie (Zazie Beetz) – atrakcyjną samotną matką – oraz silny kompleks ojca. W obrazie Phillipsa występują dwie ojcowskie figury, a każda z nich okazuje się... śmieszno-smutnym wyborem. To Murray Franklin (Robert De Niro) – komik, który odniósł ogromny sukces i którego programem telewizyjnym zachwyca się zarówno Penny Fleck, jak i jej syn Arthur, śniący na jawie, że kiedyś razem wystąpią i w efekcie zdobędzie przyjaciela-opiekuna. No i oczywiście Wayne, odnośnie do którego wykazuje obsesję matka głównego bohatera. Dzięki próbie nawiązania relacji ze strony Flecka widzimy, jak podobni są Arthur i Bruce – dwaj wyalienowani, smutni chłopcy, których twarze wykrzywia upiorny, wyrzeźbiony cudzymi działaniami, sztuczny uśmiech. Joker i przyszły Batman okazują się wzajemną karykaturą, odbiciem w krzywym zwierciadle, dwiema stronami jednej monety.

Arthur Fleck nie jest złym człowiekiem. To nieszczęśnik, który – ledwie wiążąc koniec z końcem – usiłuje po prostu przeżyć w piekle, jakim okazało się jego życie. Przeżyć z odrobiną godności. Niestety, wskutek swej przypadłości oraz spirali pechowych dlań wydarzeń, upada coraz niżej – i w końcu pęka... Doprowadzony do ostateczności, wpędzony w obłęd, sam sięga po przemoc. Paradoks stanowi fakt, że Arthur pragnie rozśmieszać ludzi, aby być przez nich traktowanym poważnie. Żeby zasłużyć na uwagę i szacunek. Poprzez splot dziwacznych okoliczności staje się Jokerem, ikoną zapoczątkowanego słowami Thomasa Wayne’a „ruchu klaunów” – rozwścieczonych zachowaniem rządu mas, które zerwawszy się ze smyczy, odrzuciwszy porządek, jaki ich zdaniem wcale im nie służył, póki co uosabiają chaos, w odruchu buntu niszcząc wszystko na swej drodze; dla jednych będąc zarzewiem swoistej rewolucji, dla drugich jedynie plugawym, niewdzięcznym motłochem...

Jak by jednak nie było, apogeum destrukcji okazuje się tłem dla ostatecznego kroku w przemianie postaci centralnej utworu Todda Phillipsa – dla chwili, w której celebruje ona przekroczenie granic, bo odtąd nic już nie jest ważne. Wszystko staje się komiczne, więc krzyk może spokojnie wyrażać się śmiechem, a na łzy już nie ma miejsca. Zawsze myślałem, że moje życie jest tragedią, ale teraz wiem, że to komedia – mówi bohater. Kiedy indziej zaś: Nie byłem szczęśliwy ani przez minutę mojego pieprzonego życia. Później, podczas kulminacyjnej sceny filmu, z kinowego ekranu bije euforia Jokera, pod którą skrywa się zaskoczenie i wzruszenie – jego twarz zdaje się mówić: Teraz jestem szczęśliwy. Zostałem doceniony i zauważony. A więc jednak istnieję. Joker nie przejawia inklinacji, by przewodzić tłumom – jest showmanem, standuperem, którego nareszcie oklaskują. W końcu stał się gwiazdą wieczoru. A że scena płonie? Cóż, wszyscy mamy taki teatr, jaki sami sobie zbudowaliśmy i... podpaliliśmy. Taki, na jaki zasłużyliśmy. W kadrach składających się na niniejszą scenę zawarta została oszałamiająca kwintesencja ironicznej tragikomedii.

GramTV przedstawia:

Joker to film niezwykle malarski – mamy tu szereg pięknych kadrów, iście obłędnych scen. Pobity Arthur leży w stroju klauna, a z czerwonego kwiatu w butonierce tryska woda niczym krew z przebitego serca; Arthur wykręca wychudzone ciało niczym upadły anioł, tak że niemal widać rany po wyrwanych skrzydłach; Arthur w metrze ucieka przed policją, wdziewając tandetną maskę klauna na umalowaną twarz; morze wściekłych klaunów na ulicach; Arthur – przedzieżgnąwszy się w Jokera – wdzięcznie, a zarazem frenetycznie performuje na schodach pełen przerysowanych, melodramatycznych póz taniec zwycięstwa; miasto płonie. Wielkie wrażenie czynią łzy spływające po pokrytych białą farbą policzkach, załamujące fakturę malunku, przywodząc na myśl finałową scenę z filmu Śmierć w Wenecji Luchino Viscontiego. Surrealistyczne wrażenie wywołują elementy związane z przypadłością protagonisty. Arthur nie śmieje się wskutek sadystycznych skłonności czy luzackiego poczucia humoru. Nasz bohater rechocze nerwowo, jest to upiorna reakcja na cierpienie lub rosnący gniew – i nic nie może na to poradzić. W tym kontekście paskudnie brzmią wspominane słowa Penny Fleck: Mama mówiła mi, żeby się uśmiechać i mieć radosną minę. Powiedziała, że moim celem jest nieść światu śmiech i radość. Do najbardziej poruszających scen należy rozbawianie dziecka w autobusie oraz generujący histeryczny śmieszek, rozdzierający moment, w którym pracodawca zrzuca winę na skrzywdzonego Arthura. To śmiech, który tak naprawdę jest wrzaskiem bólu. Śmiech przez łzy, krzyk przez śmiech. Jeśli zaś o dźwiękach mowa, porusza także muzyka – szarpiąca nerwy, rezonująca z niespokojnym rytmem serca lub serwująca na wpół zapomniane rytmiczne przeboje.

Niniejszy obraz nawiązuje do motywów przedstawionych w komiksie Alana Moore’aBatman: Zabójczy żart – i jego filmowej adaptacji, której recenzję można przeczytać tutaj. Joker zawiera też odniesienia – lub wręcz stanowi hołd – odnośnie do wielu filmów. Mamy tu nawiązania do Taksówkarza i Króla komedii w reżyserii Martina Scorsese, Upadku wykreowanego przez Joela Schumachera, Białego żaru Raoula Walsha, a nawet klasyka Dzisiejsze czasy autorstwa Charliego Chaplina, o symptomatycznej dla Jokera treści, na którego seansie siedzi wystrojony Thomas Wayne i reszta bogaczy. To również ukłon w stronę V jak Vendetta w reżyserii Jamesa McTeigue’a i masek Guya Fawkesa, którego w proteście przeciwko niesprawiedliwości zastąpił wizerunek wyszydzanego, „niepoważnego” klauna, a także wobec Requiem dla snu Darrena Aronofsky’ego – za pomocą halucynacyjnych wycieczek w głąb niespełnionych pragnień, gmatwających rzeczywistość. Niby cały czas wiemy, że oglądamy specyficznie ujęte origin story Jokera z DC Comics, które bynajmniej nie wpisuje się w DCEU, lecz stanowi osobną wariację na temat, ale w gruncie rzeczy szybko o tym zapominamy. Otrzymujemy bowiem film, który stanowi wspaniały, uniwersalny dramat o zniszczonej jednostce w ulegającym erozji społeczeństwie – ponure studium początkowo niewinnego „upadłego anioła”, przyprawione mocną dawką krytyki społecznej; studium obłędu pojedynczej osoby i poddanego entropii, zżeranego przez chaos miasta, które zarazem pożera swoich mieszkańców. Zrozumiałe, dlaczego bano się, że Joker, będąc swoistym „manifestem odrzuconych”, stanie się pretekstem dla agresji inceli, o czym można przeczytać tutaj (o ironio, ewentualne obranie tej filmowej postaci jako alter ego i idealnego bohatera oznacza hołd złożony urojeniom i chorobom psychicznym). Recenzowany film otrzymał owację na stojąco na MFF w Wenecji i nagrodę Złotego Lwa. Genialny Joaquin Phoenix, wcielając się w Jokera, uczynił z filmu Todda Phillipsa dzieło sztuki. Przerażający, rozpaczliwy grymas brany za uśmiech, a w istocie ukazujący udrękę nieuleczalnej choroby, zapewne otworzy aktorowi drogę do Oscara. I bardzo słusznie.


Joker to film dla Ciebie, jeśli:

  • interesują Cię niuanse początków superbohaterów i superłotrów;
  • superbohaterowie i superłotry ani Cię ziębią, ani grzeją;
  • podobały Ci się gry o Batmanie z Rocksteady Studios;
  • chcesz ujrzeć Gotham w innym świetle niż w grach o Batmanie z serii LEGO.
Komentarze
6
alinka3019
Gramowicz
21/10/2019 10:53

Wiedźmin 3 za FREE!

http://bit.ly/31pAyaP

czaczi87
Gramowicz
12/10/2019 11:14

Filmjest naprawdę poruszający. Poza jedną sceną tłumaczenia widowni pewnej oczywistości (typowy hollywoodzki flashback pokazujący palcem co się wydarzyło) naprawdę ciężko jest się do czegoś przyczepić.

Jednak bardziej zszkowany byłem jak tępa jest publika. Jakaś bladź siedziała 10 minut na telefonie przeglądając internet na pełnej jasności ekranu, pewien ogolony jegomość obok marudził, że wziął tylko jednego browca na seans, a po seansie słyszałem komentarze innej dziewczyny, która usypiała prawie przez cały film. Najgorszy był jednak śmiech połowy sali przy scenie z karłem i drzwiami. Byłem w szoku jak mało jest wrażliwości w dziejszej młodzieży (średnia wieku na całej sali to może 18-20 lat).

Odechciewa się chodzić do kina. Kiedy w końcu filmy premierowo zaczną trafiać na blu-ray czy oferty streamingowe? Dzisaj przy dużym ekranie TV i przyzwoitym nagłośnieniu mam w domu znacznie lepsze warunki do oglądania filmów niż w multipleksie. Nie chcę brzmieć jak jakiś snob, ale takie spędowiska pokazują, że spora część społeczeństwa powinna trzymać się lekkich komedii w stylu Avengers.

sebba99
Gramowicz
08/10/2019 00:05
Wwo1984 napisał:
sebba99 napisał:

Miałem odpuścić sobie ten film, ale teraz mam ochotę go zobaczyć tylko po to żeby zjechać jego irracjonalność i zachwyt nad nadinterpretacją publiki. Dla mnie najbliższa tej postacji jest postać wg Nolana...  Kurde co to za teoria odtrzuconych ? Ewidentne przegięcie w interpretacji postaci ...  Jak człowiek, kltóry ma wystarczająco dużo odwagi do kreowania rzeczywistości wokół siebie może czuć sie odrzucony ? To dwa stricte sprzeczne i nielogiczne założenia ? Albo bycie odrzuconym jest wyborem Jokera albo Joker nie jest Jokerem tylko jakimś .. cieniasem w kolorowym wdzianku .. 

Jeżeli Joker Nolana jest wzorcem to leć do kina. Joker jest Scorsesoeo-Nolanowski. Byłem jyz dwa razy

Jak kłamiesz .. to się na ciebie obrażę .... i zażądam zwrotu za popcron ... 




Trwa Wczytywanie