IDDQD i IDKFA raczej nie pomogą - recenzja gier Doom i Doom II: Hell on Earth na Switcha

Adam "Harpen" Berlik
2019/08/28 08:30
0
0

Czy strzelanki, które mają na karku ponad 25 lat mogą wciąż być grywalne? Mogą, i to jak!

IDDQD i IDKFA raczej nie pomogą - recenzja gier Doom i Doom II: Hell on Earth na SwitchaWielki telewizor (i to nie ze względu na przekątną ekranu) i jeszcze większa obudowa komputera, do tego spory rozmiarów klawiatura i myszka z kulką. Tak grało się w Dooma w 1993 roku. Tak grało się również w Doom II: Hell on Earth rok później. Nie wspominając już o wszystkich problemach związanych z dyskietkami. Dzisiaj natomiast możemy zabrać Dooma do kieszeni, bowiem zarówno pierwsza, jak i druga odsłona cyklu (oraz trzecia – recenzja tutaj) zadebiutowały na Switchu. Już wiecie, że warto mieć je w swojej kolekcji na hybrydowej konsole Nintendo, ale koniecznie sprawdźcie dlaczego.

Gdyby ktokolwiek nie wiedział, że to właśnie Doom uznawany jest za jednego z prekursorów gatunku FPS, a dodatkowo wychował się w czasach gier niezależnych, mógłby pomyśleć, że ta kultowa strzelanka jedynie nawiązuje do starych czasów, ale wyprodukowana została całkiem niedawno przez jakieś studio zajmujące się „indyczkami”. Jeśli uznacie to za przesadę, to dodam tylko, że Doom i Doom II: Hell on Earth nawet po tylu latach – mimo rozmaitych archaizmów – mogą pochwalić się niesamowitą grywalnością.

System strzelania wciąż sprawdza się naprawdę rewelacyjnie, w efekcie czego masowa eksterminacja stworów nieustannie sprawia dużo frajdy. To, że gry wciągają nie jest jednak wyłącznie zasługą samej mechaniki, ale także rewelacyjnie zaprojektowanych poziomów. W wielu z nich musimy zdobywać odpowiednie klucze, by przejść dalej, więc nie idziemy po prostu przed siebie, ale wracamy do uprzednio odwiedzonych obszarów, nierzadko kręcąc się po okolicy w poszukiwaniu dalszej drogi (zadanie ułatwia mapka, ale o jakichkolwiek znacznikach trzeba zapomnieć). Warto jednak się czasem pogubić, by zebrać amunicję i apteczki czy też odblokować rozmaite sekrety.

Niektórzy mogą narzekać na mały wybór broni, ale tak naprawdę każda z nich jest unikatowa i przydaje się w zgoła odmiennych sytuacjach, więc nie korzystamy jedynie z najmocniejszej pukawki, ale regularnie wymieniamy posiadaną giwerę na inną. Zarówno w Doomie, jak i w „dwójce” trudno przyczepić się do różnorodności wrogów – strzelamy do ludzi, zombie, wielkich bestii ciskających w naszą stronę kule ognia i minotaurów, ostatecznie wysyłając na tamten świat naprawdę rozmaite maszkary.

Przy tym wszystkim warto jednak pamiętać o wielu rozwiązaniach, które współczesnym graczom mogą uprzykrzać życie. Doom i Doom II: Hell on Earth to bardzo stare gry, więc nie ma mowy o obracaniu kamerą w górę czy w dół. Nie można również skakać, a jeśli chcemy pokonać jakąś przepaść, to musimy skorzystać ze sprintu. Jako że recenzujemy wersje na Switcha, to należy wspomnieć o niezbyt komfortowym sterowaniu przy użyciu kontrolera (w trybie stacjonarnym i przenośnym), gdyż nie oferuje on takiej precyzji jak klawiatura i myszka. Grając trudno liczyć na jakiekolwiek punkty kontrolne, bo jeśli nie zapiszemy stanu rozgrywki w menu, to po śmierci będziemy rozpoczynać dany etap od nowa. Czasem jednak warto dać się zabić, bo po restarcie pojawiamy się na mapie z całkowicie zregenerowanym zdrowiem.

GramTV przedstawia:

Biorąc pod uwagę wszystkie etapy zawarte w pierwszym i drugim Doomie trzeba liczyć się z koniecznością ukończenia kilkudziesięciu mniej lub bardziej rozbudowanych poziomów. Znając pierwowzory uporamy się z nimi w parę godzin, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować swoich umiejętności na wyższym poziomie trudności lub też pobawić się w trybie multiplayer. Tak! Doom i Doom II: Hell on Earth na Switchu posiadają opcję rozgrywki wieloosobowej dla maksymalnie czterech graczy (każdy musi posiadać własnego joy-cona). Co prawda tylko lokalnie, ale jednak. Zwłaszcza, że poza opcją rywalizacji w Deathmatchu obie produkcje umożliwiają także kooperację.

Doom i Doom II: Hell on Earth zestarzały się naprawdę godnie. Oprawa wizualna nie odrzuca tak, jak w wielu innych, klasycznych już tytułach, do których już ciężko wrócić ze względu na niskiej jakości grafikę. Tutaj takiego problemu nie ma. Mogę nawet stwierdzić, że pod tym względem oba Doomy wręcz zachęcają do tego, by dać im szansę – zarówno wygląd lokacji, jak i przeciwników mogą przypaść do gustu tym, którzy nie oczekują fajerwerków graficznych w 4K i 60 klatek na sekundę. Zwłaszcza, że dzisiaj przecież jest moda na to, by stylizować gry na starsze, a Doom i Doom II: Hell on Earth – o czym już napisałem – równie dobrze mogą być postrzegane przez mniej obeznanych graczy jako współczesne „indyczki”.

Z powyższych akapitów wyłania się obraz gier, które właśnie otrzymały jeszcze jedno życie – tym razem na Switchu (chociaż jednocześnie Doom i Doom II: Hell on Earth zadebiutowały także na Xboksie One i PlayStation 4). Ewidentnie nie żerują one na nostalgii, bo najzwyczajniej w świecie są fenomenalnymi strzelankami. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że wielu graczy kupi Dooma i Dooma II: Hell on Earth głównie z sentymentu. Jakież będzie ich zaskoczenie, gdy zorientują się, że da się w to świetnie grać nawet po tylu latach…

8,0
Co tu dużo mówić - trzeba zagrać!
Plusy
  • obie części Dooma wraz ze wszystkimi dodatkami
  • lokalny tryb multiplayer z opcją rywalizacji i współpracy dla maksymalnie czterech graczy
  • strzelanie nadal sprawia mnóstwo frajdy
  • świetnie zaprojektowane poziomy
  • oprawa graficzna zestarzała się naprawdę godnie
  • niska cena - po około 40 złotych za grę
Minusy
  • archaizmy niektórych mogą odstraszyć
  • sterowanie na padzie nie jest szczególnie komfortowe
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!