Potykający się kurier - recenzja filmu Kurier

Joanna Kułakowska
2019/03/31 18:00
1
0

W swym najnowszym filmie Pasikowski podjął się przypomnienia masowej publiczności osoby Jana Nowaka-Jeziorańskiego i kulisów Powstania Warszawskiego.

Kurier w reżyserii Władysława Pasikowskiego to obraz nader łatwy w odbiorze, a zarazem prezentujący tematykę bardzo trudną i bolesną – niepewne życie i paskudną śmierć cywilów w czasie II wojny światowej, ryzyko konspiracji i konflikt opinii pośród decydentów, problemy rządu na obczyźnie, w tym niesnaski w obrębie dowództwa polskiego wojska, nieoczywistość kwestii związanych z wybuchem powstania warszawskiego i sensu tego ostatniego. W tym wszystkim zaakcentowana została rola Zdzisława Jeziorańskiego alias Jana Kwiatkowskiego / Jana Nowaka, znanego dziś głównie jako Jan Nowak-Jeziorański – kuriera i emisariusza Komendy AK i Rządu RP w Londynie, a później m.in. dyrektora słynnej Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, który zyskał przydomek Kurier z Warszawy.

Potykający się kurier - recenzja filmu Kurier

Akcja filmu Kurier rozgrywa się w roku 1944, kiedy to premier rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie Stanisław Mikołajczyk (Sławomir Orzechowski) wraz z Janem Nowakiem-Jeziorańskim (Philippe Tłokiński) próbują porozmawiać z Winstonem Churchillem (Michael Terry) w sprawie decyzji odnośnie wojskowej pomocy ze strony Brytyjczyków podczas ewentualnego powstania w Warszawie. Jest to kwestia paląca, gdyż od odpowiedzi premiera Wielkiej Brytanii rząd uzależnia decyzję wydania rozkazu odnośnie potencjalnego rozpoczęcia działań. Bez tej pomocy powstanie warszawskie nie tylko najprawdopodobniej skończy się porażką, ale także przyniesie niepowetowane straty. Koszty będą straszliwe, więc rozkaz nie wchodzi w grę. Kurier z Warszawy będzie miał za zadanie dostarczyć informację dowództwu w stolicy. Jak się jednak okazuje, nasz bohater wciąż ma pod górkę. Kurierowi nie tylko przydarzają się czysto osobiste pechowe momenty, na przeszkodzie stoi także ego tudzież prywatne interesy i animozje co poniektórych Polaków, nacechowane budzącą się paniką działania Niemców na terenie Polski, do których dociera myśl o wojennej klęsce, a do tego niemal na całej trasie depcze mu po piętach wywiad III Rzeszy.

W trakcie seansu filmu Władysława Pasikowskiego możemy zapoznać się z całą plejadą niezgorzej zagranych historycznych postaci, a przede wszystkim z ówczesną problematyką polityczną i nastrojami tak elity, osób dobrze zorientowanych w niuansach sytuacji, a zarazem z racji odseparowania będących w stanie racjonalnie roztrząsać skutki rozmaitych decyzji, jak i decydentów na miejscu oraz zwykłych ludzi, w których buzują emocje, z których część, kierując się strachem, gniewem i zmęczeniem, instynktownie dąży do konfrontacji i zemsty. Ważne jest to, że Kurier pokazuje różne strony medalu; fakt, że sytuacja była skomplikowana, a decyzja nie była wcale oczywista i jednogłośna, jak się to dziś często sugeruje publice, de facto też zapadła wbrew woli rządowym oficjelom. Bardzo ciekawa jest tu droga, jaką przebył Jan Nowak-Jeziorański – nie tylko w sensie faktograficznym, ale i psychologicznym – i kwestia zmiany przez niego opinii na temat pożądanego rozwoju wydarzeń (choć sam proces – na przykład etapy wahania, bicia się z myślami – mógłby być bardziej wyeksponowany z korzyścią dla fabuły). Sama konstrukcja fabuły jest dość wyważona. Pasikowski umie trzymać widzów w napięciu, prezentując perturbacje bohatera, a zarazem naświetlić nam kulisy teatru działań za pomocą dialogów pomiędzy rozmaitymi postaciami. Generalnie bez wielkiego trudu da się nadążyć za przeskokami akcji (choć są też chwile, gdy jednak przydałyby się napisy, nawet niekoniecznie, kto zacz, a gdzie teraz jesteśmy). Są to niezaprzeczalne zalety niniejszego obrazu.

GramTV przedstawia:

Kurier zawiera zarówno elementy udane, jak i irytujące mankamenty. Do tych pierwszych należy kwestia przedstawienia Jana Nowaka-Jeziorańskiego – to odważny, bystry i sympatyczny człowiek z pompatyczną – z dzisiejszego punktu widzenia – przedwojenną kindersztubą, którego upór góry przenosi, a zarazem żaden z niego superman. Popełnia kardynalne błędy, bywa nieuważny i krnąbrny, a czasem wręcz wyłazi z niego fizyczny niezgrabiasz. Kolejny pozytyw stanowi obecność momentów humorystycznych, które jednakże nie przesłaniają ogólnej powagi sytuacji, czasem wręcz podwyższają napięcie, jak chociażby scena z rowerem. Nawet trochę przaśny komizm w związku z pewnym warszawskim lokatorem (Cezary Pazura) ma swój urok. Gorzej jest ze scenami, które mają ściskać za gardło. Część z nich jakoś... nie działa i tyle, a sam zryw powstańczy wygląda tak patetycznie, że przyprawia o niestrawność – przyznać jednak trzeba, że scenariuszowa klamra wyszła całkiem ładnie. Nie zagrał również cały wątek z niejaką Doris (Julie Engelbrecht) – jest on tak grubymi nićmi szyty, że sprawdziłby się chyba jedynie na sesji przygodowego RPG z Mistrzem Gry, który biegnie na skróty, byle tylko doprowadzić ekipę do punktu kulminacyjnego. Jeśli jednak to wydarzyło się w rzeczywistości, mamy do czynienia z kolejnym dowodem, że życie przerasta fantastykę i awanturnicze powieści.

Podsumowując: Kurier w reżyserii Władysława Pasikowskiego, według scenariusza Sylwii Wilkos i tego pierwszego, to dzieło całkiem niezłe, choć jednak budzi mieszane uczucia. Na pewno lepiej się ów film ogląda aniżeli Dywizjon 303. Historia prawdziwa Denisa Delića ( którego recenzję można przeczytać tutaj). Niezłe są zdjęcia, muzyka, gra aktorska oraz ogólny pomysł na prezentację wydarzeń i stopniowanie napięcia. Podczas seansu czuje się jednak, że Pasikowski o wiele lepiej odnajduje się w dzisiejszych realiach, niż tworząc dramat sensacyjny osadzony w czasach II wojny światowej. A w każdym razie tak wydaje się w tym konkretnym przypadku. Ten Kurier trochę się potyka, choć może nie o własne nogi.


Ten film jest dla Ciebie, jeśli pasjonują Cię wszelkie gry z okresu II wojny światowej i z motywem szpiegowskim.

Komentarze
1
alantarie
Gramowicz
26/08/2019 18:25

Obejrzałam powyższy film, zweryfikowałam swoje wątpliwości w książce J.N-J. Po czym stwierdziłam, że poszukam recenzji, które zagłębią się w temat w sposób odpowiedni. Trafiłam na tą recenzję. Pierwsze co mnie szczerze zbulwersowało to fakt, że autorka tekstu chcąc odnosić się do filmu na podstawie historii nie zajrzała do tejże w ogóle i w sumie przyznaje się przy wątku z Doris, że "Jeśli jednak to wydarzyło się w rzeczywistości, mamy do czynienia z kolejnym dowodem, że życie przerasta fantastykę i awanturnicze powieści." Tutaj nie powinno być słowa "jeśli". Recenzja jest powierzchowna i nierzetelna. Oparta jest jedynie o osobiste odczucia i brak podstawowej i elementarnej wiedzy historycznej, dzięki której możnaby w ogóle chwycić za temat. Jestem w szoku, że taki artykuł zaistniał w sieci, że recenzja przestaje być rodzajem literackim, w którym weryfikuje się temat u źródeł, a stał się pamiętnikiem dla...nastolatków? Polecam przeczytać autobiograficzne pamiętniki Jana Nowaka, zestawić je z książką i napisać recenzję raz jeszcze, bo bzdury jakie tu są napisane to po prostu....Kiedyś, żeby byc recenzentem tzw znawcą filmu trzeba było ukończyć odpowiednie szkoły, posiadać ogromne łaknienie wiedzy filmowej i historycznej, teraz starczy odpalić Netflix i każdy jest "znawcą".