Nowa twarz rodziny Oceanów - recenzja filmu Ocean's Eight

Joanna Kułakowska
2018/06/22 09:00
3
0

Blurb do Ocean’s Eight sugerował nieuprawnione odcinanie kuponów od popularnej marki. Na szczęście jest inaczej, a sam film ogląda się świetnie.

Widzowie ceniący dowcip i porządnie zrealizowane heist filmy na pewno pamiętają znakomitą historię napadu zaprezentowaną w Ocean’s Eleven: Ryzykownej grze Stevena Soderbergha z 2001 roku oraz wciąż dobre, ale już nie tak miodne kontynuacje pod pieczą tego samego twórcy – Ocean’s Twelve: Dogrywka (2004) i Ocean’s Thirteen (2007). Zresztą sam pomysł zaczerpnięty został z dużo starszej kryminalno-muzycznej komedii – stanowczo wart obejrzenia pierwowzór (również zatytułowany Ocean’s Eleven) w reżyserii Levisa Milestone’a pochodzi z roku 1960, a w roli głównej wystąpił Frank Sinatra. W najnowszej wariacji na temat dokonań rodziny Oceanów prym wiedzie nie Danny (George Clooney), lecz jego siostra Debbie (Sandra Bullock), choć braciszek jest, i owszem, wspominany. Tak więc Ocean’s Eight (lub jak kto woli Ocean's 8), wykreowana przez Gary’ego Rossa (twórcę filmowych Igrzysk śmierci), to nie retelling historii, a spin-off, w dodatku pod producencką opieką Clooneya i Soderbergha. A jako że Ross to wytrawny opowiadacz (wraz ze współscenarzystką Olivią Milch wykonali kawał dobrej roboty), niniejsza historia jest dynamiczna, buzuje akcją, iskrzy humorem i zwariowanymi pomysłami.

Nowa twarz rodziny Oceanów - recenzja filmu Ocean's Eight

Debbie Ocean jest sprytna i błyskotliwa, ale z kolei miłość jest ślepa, a zwykłe zadurzenie także nie poprawia osądu sytuacji. W rezultacie niczym pierwsza naiwna, zawierzywszy niewłaściwemu facetowi, trafia do więzienia. Pomiędzy przepychankami z wrogo usposobionymi osadzonymi ma jednak całkiem sporo czasu na myślenie. Po niemal sześciu latach, wskutek przedterminowego zwolnienia, zyskuje szansę na spokojne życie, ale nie byłaby siostrą Danny’ego, gdyby ją to interesowało – poza tym grzeczne chodzenie do nudnej pracy nie zapewni luksusów, do których ma słabość. Tak więc nasza bohaterka tylko utwierdza się w przekonaniu, że musi zebrać odpowiednią ekipę i wcielić w życie opracowany w najdrobniejszych szczegółach plan na skok stulecia – kradzież niemal trzykilogramowego, brylantowego, królewskiego naszyjnika, zwanego Toussaint. Oczywiście historia owej biżuterii jest fikcyjna, tak naprawdę została ona zaprojektowana – i wykonana (niestety z cyrkonii) – na potrzeby filmu przez firmę Cartier, która stała się niejako dziewiątą bohaterką Ocean’s Eight. Jak wydobyć naszyjnik z pilnie strzeżonego skarbca Cartiera, gdzie obecnie się znajduje? Ależ to banalne – trzeba sprawić, by sami pracownicy firmy dostarczyli go prosto w chciwe dłonie Debbie oraz jej sprawnych pomagierek.

Główna bohaterka filmu Gary’ego Rossa na pierwszy ogień bierze swą przyjaciółkę Lou (Cate Blanchett), wychodząc z założenia, że ta chciałaby zrobić coś ambitniejszego i bardziej dochodowego niż rozwadnianie wódki. Później obie kobiety rozpoczynają rekrutację swoich bliższych i dalszych znajomych – a nie są to miłe gosposie z przedmieścia. No dobrze, jedna jest – ale codzienne, pozornie szare życie zahukanej przez własne wrzaskliwe dzieciaki Tammy (Sarah Paulson) skrywa barwny sekret. Gotowa na wszystko (i świetnie zorganizowana) pani domu jest między innymi paserką, której garaż skrywa istne skarby. W zespole panny Ocean znajdzie się także utalentowana jubilerka Amita (Mindy Kaling), a przy tym córka jednego z członków ekipy Danny’ego, która usiłuje wyrwać się spod kurateli wiecznie zrzędzącej matki (no bo kto to widział, żeby osoba z tej grupy etnicznej była tak długo niezamężna?). Niezbędne okazują się wyluzowana (i niestroniąca od blantów) hakerka Nine Ball (Rihanna) oraz superzręczna, nieco socjopatyczna złodziejka Constance (Awkwafina). Nic by jednak nie wyszło bez zwariowanej gwiazdy tego iście wariackiego przedsięwzięcia – przebrzmiałej (i delikatnie rzecz ujmując, specyficznej), znajdującej się na skraju bankructwa tudzież penitencjarnych wczasów z racji długów, projektantki mody Rose Weil (Helena Bonham Carter).

A po cóż projektantka mody? Otóż jak pamiętamy, plan zakłada, że pracownicy Cartiera sami mają przynieść bezcenne klejnoty. Nie zrobią tego pod byle pretekstem. Może tylko wtedy, gdy będą mieli okazję odświeżyć swą markę w oczach całego światka show-biznesu, podczas wielkiego targowiska próżności, w którym biorą udział ikony mody, filmu i estrady – dorocznej Met Gali w Metropolitan Museum. Tak więc bohaterki Ocean’s Eight muszą się dobrze zakręcić, by... wkręcić niemodną już modystkę jako specjalistkę, która ubierze gwiazdę słynnej gali – aktorkę Daphne Kluger (Anne Hathaway) – i będzie jej towarzyszyć. A także w sposób właściwy jedynie rozhisteryzowanym artystom sprawi, iż naszyjnik ozdobi nadobną szyję panny Kluger. To podstawa planu, którego kolejne etapy ani na chwilę nie pozwalają się nudzić, zwłaszcza że w grę wejdą jeszcze zwroty akcji i zbiegi okoliczności.

GramTV przedstawia:

Obraz Gary’ego Rossa siłą rzeczy jest bardzo malowniczy. Sceneria Ocean’s Eight pozwoliła pokazać się całym hordom celebrytów, modeli, piosenkarzy i aktorów. W filmie zebrano aktorską śmietankę – podczas seansu zobaczymy nie tylko wymienione dotąd panie, ale mignie nam również sporo wspaniałych artystek starszego pokolenia, ponadto rozbawią nas Richard Armitage, Dakota Fanning, Matt Damon i James Corden. Postacie odgrywane przez Fanning i Hathaway wykreowano tak, by sparodiować manierę próbujących zaistnieć aktoreczek i pełnych pychy, rozpieszczonych gwiazd ekranu, które odniosły już sukces i walczą teraz, by nieustannie przykuwać uwagę publiki. Z kolei Armitage i Bonham Carter pokazują w krzywym zwierciadle persony pławiące się w blichtrze modowych wybiegów i galerii sztuki. Kreacja tej drugiej stanowi także perskie oko odnośnie jej rozlicznych dziwacznych, nieco upiornych i groteskowych filmowych wcieleń.

Ocean’s Eight cieszy oko zarówno pod względem umiejętności obsady, jak i koncepcji postaci (w większości przypadków). Fakt osadzenia filmu traktującego o brawurowym, spektakularnym napadzie rabunkowym w scenerii znajdującej się w centrum stereotypowego zainteresowania kobiet (albo zainteresowania stereotypowych kobiet) i obsadzenia żeńską załogą daje bardzo fajny efekt. Grupa bohaterek generuje nieco inny klimat niż złożona z bohaterów, relacje mają ciut inną dynamikę, gdzie indziej rozłożone są najbardziej humorystyczne akcenty (swoją drogą niektórych co bardziej odjechanych scen nie powstydziłby się Taika Waititi...) i na czym innym polegają rozmaite problemy postaci. Tu warto dodać, że osoby, które spodziewają mizoandrii lub przynajmniej bicia w białych mężczyzn, srodze się zawiodą (choć oczywiście mogą znaleźć się i tacy, którzy zignorują lub przeinaczą fakty, bo przecież wiadomo, że „film z babami jest z założenia antymęski”). Cóż, jeden z bohaterów dostaje to, na co zasłużył... Drugi też: jest jednym z wygranych tego meczu. W zasadzie, jeśli już szukać dziury w całym, trochę rozczarowują kreacje Rihanny i Awkwafiny. Nie dlatego, że wykonawczynie robią coś nie tak, ale dlatego że postacie, w które się wcielają, odstają od reszty. Są udziwnione i paradoksalnie nijakie – prawie nic o nich nie wiemy, praktycznie każdy mógłby je zagrać, można by inaczej je skonstruować i w ogóle nie miałoby to wpływu na fabułę. Zwłaszcza potencjał Constace, odgrywanej przez raperkę azjatyckiego pochodzenia i noszącej się w takim właśnie stylu, został niewykorzystany.

Podsumowując: ciekawa intryga (jak w każdym heist filmie warto pilnie śledzić wszelkie możliwe szczegóły), dynamiczna, szybka akcja, specyficzny klimat i sporo humorystycznych scen. Ósemka panny Ocean w reżyserii Gary’ego Rossa to godna następczyni poprzednich Ocean’s, nie należy jednak nastawiać się na coś więcej niż porządną rozrywkę, to po prostu zakręcona crimedy. Choć jest słabsza, może spodobać się również tym, którzy docenili Nice guys. Równych gości (recenzja znajduje się tutaj). Warto też dodać, że twórcy ścieżki dźwiękowej pokazali, iż spokojnie można umieścić Toccatę i fugę Bacha obok przebojów muzyki pop.


Ocean’s Eight jest dla Ciebie, jeśli:

  • za jedną z najfajniejszych rzeczy w GTA V uważasz planowanie skoków;
  • informacja o kobiecej postaci w Battlefield V nie wywołała u Ciebie palpitacji serca.
Komentarze
3
Usunięty
Usunięty
25/06/2018 00:27

Byłem. Obejrzałem. Jeśli względnie podobała Ci się trylogia - na tym się wynudzisz. Może ze 2-3 śmieszne sceny przez cały film. Końcówka lekko zaskakuje. Da się obejrzeć, ale trylogia zrobiła to 3x lepiej.

Usunięty
Usunięty
22/06/2018 18:38

Film ledwo na siebie zarobił, więc zastanawia mnie ile by zarobił gdyby nie podpięli go pod znaną już serię Soderbergha?

Khalid
Gramowicz
22/06/2018 17:45

No to teraz jest tam już tak kolorowo, że bardziej się nie da. Poprawność polityczna...




Trwa Wczytywanie