Cztery razy Quantum Break - pierwsze wrażenia

Paweł Pochowski
2016/03/22 11:30
0
0

Quantum Break to gra akcji z draką z czasem w tle oraz serial w jednym. Czy takie połączenie może dobrze funkcjonować?

Cztery razy Quantum Break - pierwsze wrażenia

Obrodziło ostatnio wyczekiwanymi produkcjami, ale nie ma się co dziwić - na wiosnę growa branża nabiera rozpędu i budzi się do życia, podobnie jak i wszystko za oknem. Tradycją jest, że najlepsze produkcje przeznaczone na pierwszą połowę roku upycha się w jej drugiej części. Tym sposobem jeszcze nie opadł kurz po premierze The Division, a już za chwilę z hukiem wyląduje Quantum Break, na którego czekaliśmy jeszcze dłużej. Powiem jednak wprost - wygląda na to, że było warto.

Quantum Break naprawdę wciąga

Po spędzonych z grą około pięciu godzinach, mogę powiedzieć jedno - historia w grze naprawdę mnie wciągnęła. Jak być może już wiecie, jej głównym bohaterem uczyniono Jacka Joyce'a, który w formie retrospekcji opowiada o minionych wydarzeniach. Jego kilkuletnią podróż po azjatyckich krajach przerwała wiadomość od przyjaciela z dzieciństwa, Paula Serene. Paul przewodził na uniwersytecie projektowi Promenade, który koncentrował się na zagadnieniu podróży w czasie. Dalsze badania wiszą na włosku, a Paul mając tylko 48 godzin na uratowanie przedsięwzięcia potrzebował zaufanego człowieka. Tak oto chłodnego, jesiennego wieczoru wkraczamy na teren kampusu uniwersytetu w Riverport, a o dalszych wydarzeniach nie chciałbym wspominać, by nikomu zabawy nie psuć. Dodam jednak, że w ich efekcie czas zostaje zakłócony, a główny bohater otrzymuje kilka ciekawych umiejętności. Nie poznałem jeszcze całej fabuły, ale po dwóch aktach czuję się naprawdę wciągnięty i zaangażowany w wydarzenia na ekranie i momentami to one są dla mnie głównym motywatorem do pozostania przy dalszej rozgrywce. Jak dotąd deweloperzy przygotowali naprawdę ciekawe i interesujące dialogi, zaskakujące zwroty akcji, a ponadto częstują nas możliwością wpływania na fabułę w grze oraz... serialu.

Quantum Break naprawdę wciąga, Cztery razy Quantum Break - pierwsze wrażenia

Quantum Break nieźle się ogląda

Remedy od początku informowało o swoich ambitnych planach sprzężenia gry z serialem, ale dotychczas trudno było się połapać w tym, jak całość faktycznie będzie działać. A spisuje się całkiem nieźle - zabawa w grze podzielona jest na akty, pomiędzy niektórymi istnieje możliwość wpływania na wydarzenia. Decyzja podejmowana jest w bardzo ciekawy sposób, bo gracz każdorazowo zna ich konsekwencje, co paradoksalnie wcale nie ułatwia wyboru. Obie, możliwe do wyboru ścieżki rozwoju wydarzeń, zakładały pewne pozytywny i negatywne konsekwencje zarówno dla głównego bohatera gry, jak i jego przeciwników. Co więcej, ta decyzja oraz pomniejsze elementy z gry wpływają na rozwój fabuły w serialu. Około 20-minutowe show trzyma naprawdę niezły poziom - nie jest to może topowa klasa, ale "tasiemce" się nam ostatnio nieźle rozwinęły i można pośród nich znaleźć prawdziwe perełki. Serial Quantum Break taki nie jest, ale nie oznacza to, że jest to jego słaba strona. Zrealizowany z mniejszym rozmachem, ale przy naprawdę niezłym warsztacie serial skupia się na pobocznych bohaterach, pozwala także spojrzeć na wydarzenia z gry z zupełnie innej perspektywy. Dzięki temu zabiegowi opowieść jest ciekawsza i bardziej wciągająca. Dodatkowo aktorzy na ekranie wykonują niezłą robotę, co sprawia, że na całość patrzy się jeszcze ciekawiej.

Ale nic dziwnego, bo większość z nich mogliście widzieć już w innych dziełach, jak Williama Joyce'a, brata głównego bohatera, w którego wcielił się Dominic Monaghan (Charlie w Zagubieni) czy Aidana Gillena (Kryptonim: Shadow Dancer i Mroczny Rycerz powstaje) wcielającego się w czarny charakter Quantum Break. Dobrze spisują się także ci, którzy mają mniejsze doświadczenie - nie znałem Courtney Ann Hope ani Ameli Rose Blaire, ale w rolach Beth oraz Amy zaprezentowały się dotychczas z ciekawej strony. Jest jeszcze moja prywatna gwiazda numer jeden - Lance Reddick, którego uwielbiam od kiedy obejrzałem wszystkie epizody Prawa ulicy. Nawet jeśli oglądaliście jednym okiem, musieliście zapamiętać ostrego jak brzytwa porucznika Danielsa z policji w Baltimore. To właśnie on. Ta paczka sprawia, że serial Quatum Break jako przerywnik i uzupełnienie rozgrywki sprawdza się naprawdę dobrze.

Quantum Break nieźle się ogląda, Cztery razy Quantum Break - pierwsze wrażenia

Quantum Break wygląda świetnie

Co więcej, podczas zabawy bardzo pozytywne wrażenie sprawia oprawa wizualna Quantum Break. Owszem, pogłoski o niskiej rozdzielczości na Xbox One, chodzące obecnie po sieci, są prawdziwe. O zgrozo, gra działa także tylko w 30 klatkach na sekundę. Dodam więcej, obraz traci na jakości przez nałożony na niego filtr, a i tak całość prezentuje się naprawdę nieźle. I mówię to z małym zdziwieniem - nie jest to absolutnie graficzna rewolucja, a jeżeli Remedy miało takie zamiary, to udały się one połowicznie lub gra ukazała się na rynku zbyt późno. Chłodniejsza paleta barw w połączeniu ze świetnie wykonanymi postaciami i pieczołowicie odwzorowanymi twarzami oraz ich mimiką, to nie wszystko co podoba się moim oczom patrząc na ekran wyświetlający grę. Plus mają u mnie także filmowe ujęcia najładniejszych zabójstw w połączeniu z efektownymi wizualizacjami używanych przez głównego bohatera umiejętności. Czy to wybuchy czy wszelkie czasowe zakłócenia i ich konsekwencje naprawdę cieszą oko, a Remedy raz na jakiś czas potrafi poczęstować wyjątkowo smakowitą animacją. Gdyby tego było mało, część odwiedzonych dotychczas lokacji pozytywnie zaskakiwała bogatym wyposażeniem wnętrz i przywiązaniem twórców do dbania o szczegóły. Oby tak dalej, bo takie rzeczy także w ogromnym stopniu składają się na wrażenia wizualne. A nie tylko liczba pikseli czy klatek na sekundę.

GramTV przedstawia:

Quantum Break wygląda świetnie, Cztery razy Quantum Break - pierwsze wrażenia

W Quantum Break dobrze się gra

Gdyby tego wszystkiego było mało, Quantum Break atrakcyjnie prezentuje się także od czysto gameplay'owej strony. Podobnie jak i przy grafice, nie ma tu rewolucji - dzień po tym jak zadebiutuje ten tytuł, gatunek gier akcji będzie dokładnie taki sam jak jest dziś, ale za to wzbogaci się o ciekawą i rzetelnie wykonaną produkcję. Zabawa dotychczas głównie sprowadza się do konfrontowania się z kolejnymi falami przeciwników i wykonywaniem prostych zadań przeplatanych chwilami eksploracji i zróżnicowanymi zagadkami o raczej niezbyt wysokim poziomie trudności. Całość uzupełnia zbieranie porozrzucanych znajdziek, pozwalających na ulepszanie posiadanych umiejętności lub poszerzenie wiedzy na temat historii przedstawionej w grze. Wracając do talentów Joyce'a - jest to wariacja na temat klasyki. Specjalny tryb widzenia to standard, ale idealnie sprawdza się w prześwietlaniu lokacji w ciekawych elementów czy ekwipunku. Tarcza pochłaniająca wystrzelone w nas pociski też nie jest niczym nowym, choć tu dodatkowo można wzmocnić ją o spowolnienie czasu. Osobna umiejętność pozwala na błyskawiczne przemieszczanie się naszego bohatera, co jest zdecydowanie najładniejszym i najzabawniejszym elementem w grze, który jest nie tylko efektywny, ale także efektowny. Joyce pędzi z prędkością Supermana przez kilka kroków i zaskakuje zdezorientowanego wrogaw serią pocisków z flanki. Raduje także rzucanie "czasowych granatów", tak bowiem można nazwać specjalne kule, którymi potrafimy miotać. W ich wnętrzu zatrzymany jest upływ czasu, co stwarza dla nas idealną sytuację do posłania w kierunku znajdujących się w niej przeciwników kilku kulek. Czasem z bardzo bliska.

Pomiędzy korzystaniem z umiejętności specjalnych korzystamy z karabinów, strzelb i pistoletu. Ten element Quantum Break wykonano solidnie, choć bez specjalnego polotu. Mam wrażenie, że strzelanie samo w sobie pozostaje lekko w tyle wobec całości, ale sprawia satysfakcję, spełnia więc najważniejszy z warunków. Dodatkowo ja jako weteran sieciowych strzelanek i to najlepiej w trybie hardcore mogę mieć wobec nastawionej na single-player bądź co bądź gry akcji lekko zbyt wysokie wymagania.

W Quantum Break dobrze się gra, Cztery razy Quantum Break - pierwsze wrażenia

Na ten moment, z mojej strony to wszystko - wracam do Quantum Break, by dokończyć historię Jacka Joyce. Chciałbym tylko przestrzec przed zbyt dosłownym traktowaniem powyższych wrażeń, ponieważ do końca rozgrywki mogą one ulec zmianie, co z całą pewnością znajdzie swoje odzwierciedlenie w recenzji. Tej możecie spodziewać się na łamach naszego portalu za kilkanaście dni.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!