Biegać, strzelać, skakać, śmigać, w Tytanie wrogów rozdeptywać.
Biegać, strzelać, skakać, śmigać, w Tytanie wrogów rozdeptywać.
Wiele gier chwali się, że nie przypominają żadnej innej, ale Titanfall ma szansę się z tych przechwałek wywiązać. Przede wszystkim dzięki podzieleniu zabawy na trzy filary, czyli strzelanie, wojenny parkour oraz zasiadanie za sterami Tytana. W ogniu walki filary te płynnie się ze sobą mieszają i przeplatają, sprawiając, że w Titanfall gra się inaczej niż w wydane na przestrzeni lat strzelanki FPP (a trochę ich było, czyż nie?). Skorzystajmy z okazji, by rozłożyć budulce gry na czynniki pierwsze. W trakcie zabawy będzie o to znacznie trudniej.
Titanfall nazwano w ten sposób nie bez powodu. Zabawa w grze Respawn kręci się wokół nagradzającego wszelkie trudy momentu, gdy gracz słyszy komunikat "Twój Tytan jest gotowy" i od lądowania pachnącego nowością narzędzia zagłady dzieli go jedno wciśnięcie guzika. Najpierw trzeba jednak na tę gratyfikację zasłużyć. Na początku każdego meczu rusza odliczanie, dające do zrozumienia, że znajdujący się na okrętach ponad placem boju inżynierowie zbudują Tytana z naszym imieniem wyrytym na kadłubie (przenośnia, nie ma czasu na zabawę w grawera) za dwie minuty. Plan minimum jest zatem prosty - przetrwać te 120 sekund.
Na szczęście czas pomiędzy oddaniem w nasze ręce nowych Tytanów nie jest męczarnią spędzaną na tęsknym wpatrywaniu się w licznik. W Titanfall jest co robić także na piechotę. Nie warto siedzieć z założonymi rękami, skoro można uszczknąć cenne sekundy wykazując się w walce. Po mapach kręcą się przecież i czekający na swojego Tytana inni gracze, i sterowane przez Sztuczną Inteligencję mięso armatnie, a wyeliminowanie każdego z nich przybliża nas do znalezienia się w przytulnej, stalowej puszcze.
Pilotowi nie brakuje zdecydowanie narzędzi do posyłania wrogów na tamten świat, bo każdy gracz ma na podorędziu:
Jest zatem z czego wybierać, oj jest. A nie wspomniałem przecież nawet o specjalnych kartach, które zastępują w tym świecie znane z innych gier sieciowych perki.
Jeśli jednak kogoś przytłacza tak duży wybór na początku przygody z grą (nie ma się czego wstydzić), Titanfall proponuje laikom trzy różnorodne konfiguracje bojowe.
Zdradziłem już, że do zbrojowni wybierzemy się jutro, więc nie ma sensu roztrząsać kwestii uzbrojenia już teraz, ale muszę wspomnieć o jednym nietypowym narzędziu mordu w Titanfall. Panie, panowie - poznajcie Smart Pistol MK5, pistolet który sam namierza wrogów. Zabawka dla noobów? Nic z tych rzeczy, bo to klasyczny przykład sytuacji "coś za coś". Tak, "mądry pistolet" ułatwia wykrywanie wrogów, ale do zabicia rywala potrzeba więcej niż jednego strzału w głowę. W przypadku napędzanego przez grę mięsa armatniego to w zasadzie pewny frag, ale przy sterowanych przez innych graczy Pilotach robi się znacznie trudniej. Raz, że trzeba podejść bliżej, gdyż spluwa dłużej skupia się na takim celu. Dwa, że potrzeba jeszcze więcej celnych kulek w łeb.
Ok, wiemy już to i owo o strzelaniu, więc możemy z czystym sumieniem przejść do filaru numer dwa, czyli fikuśnego pokonywania map, potocznie zwanego parkourem.
To właśnie w tym elemencie najwięcej złego mogą wyrządzić graczowi przyzwyczajenia z innych gier. Jak najszybciej trzeba się ich wyzbyć, by przyjąć nową filozofię przemierzania świata. Filozofię, wedle której nie ma przeszkód, są jedynie możliwości. Co robisz, gdy na drodze staje Ci dwupiętrowy budynek w większości sieciowych strzelanek? Obiegasz go, prawda? W Titanfall to błąd. Tutaj znacznie lepiej jest go po prostu przeskoczyć.
Titanfall zachęca do - wróć! - wymaga pozostawania w ciągłym ruchu. Upewnia się, że gracz nigdy nie musi robić postojów czy szukać drogi naokoło za sprawą odrzutowych plecaków na wyposażeniu każdego Pilota. Jetpack ów otwiera drogę do kilku niewyobrażalnie przydatnych manewrów.
Rumieńców temu baletowi dodają także rozwieszone gdzieniegdzie liny pozwalające błyskawicznie przemierzać duże odległości.
Postrzelaliśmy, pobiegaliśmy po ścianach i dwie minuty minęły. "Twój Tytan jest gotowy" - rozbrzmiewa wyczekiwany głos. Zabawa właśnie się rozkręca.
W momencie przejęcia sterów Tytana Titanfall pokazuje swoje drugie oblicze. Po dynamicznej rozgrywce na piechotę, akcja wchodzi na ciut zwolnione obroty. Robi się ociężalej, stawka staje się znacznie wyższa, a od gracza zaczyna wymagać się dyscypliny taktycznej. Titanfall w metalowej puszce to inna gra niż Titanfall jako worek kości.
Po pierwsze: Tytany są wolniejsze. Po drugie: nie dają wielkiej swobody ruchów, skazując na kroczenie ścieżkami zdolnymi pomieścić kilka ton stali. Po trzecie wreszcie: ich bronie, choć potężne, nie są szybkostrzelne, a ich przeładowanie trwa wieczność.
To oczywiście dość ogólny zbiór zasad, bo to jak sprawuje się w boju Tytan zależy w dużej mierze od doboru wyposażenia. Każdy egzoszkielet jest wyposażony w:
Dobór odpowiedniego sprzętu to po raz kolejny spora zagwozdka dla nowicjuszy, więc i tutaj przygotowano zróżnicowane zestawy na początek. Bez wdawania się w szczegóły jest to: typowy, wszechstronny Tytan-wojownik; gruboskórny (i jest to skóra ze stali) czołg oraz zwinny artylerzysta.
Tytany nie są co prawda tak zwinne, jak ich Piloci, ale także mają krótką listę właściwych sobie manewrów.
Warto zaznaczyć jeszcze, że Tytany radzą sobie także puszczone samopas na przykład opiekując się swoim Pilotem, gdy ten opuści kokpit.
A teraz wyobraźcie sobie wszystko, o czym przeczytaliście skondensowane w kilku minutach rozgrywki. Proszę bardzo, macie właśnie pełen obraz Titanfall.
Tydzień z Titanfall to wspólna akcja promocyjna firm Electronic Arts Polska i Gram.pl.