W samo południe podczas buntu kolonii

Lucas the Great
2008/01/08 12:00

Po przerwie powracamy do wstrzymanego miesiąc temu tematu – do eksploracji kosmosu w ujęciu zarówno naukowym, jak i fantastycznym. Czyli do przeglądu rozmaitych wizji, przewijających się w kulturze masowej i sporadycznych dywagacji nad ich sensownością.

Po przerwie powracamy do wstrzymanego miesiąc temu tematu – do eksploracji kosmosu w ujęciu zarówno naukowym, jak i fantastycznym. Czyli do przeglądu rozmaitych wizji, przewijających się w kulturze masowej i sporadycznych dywagacji nad ich sensownością. Na samym początku (felieton W samo południe, przygotowując kosmiczny grunt) nakreśliłem pewną linię, opartą jednocześnie niejako na dwóch płaszczyznach – zasięgu eksploracji i przejściu z hard SF do space opera. Dochodząc do tematu kolonizacji nowych terytoriów (W samo południe, zaczynając kolonizację obcego globu), otarłem się o kwestię buntu ludzkich kolonii. Wspomniałem wtedy, że motyw wojny ze zbuntowanymi koloniami nie jest specjalnie chętnie wykorzystywany przez twórców. Może stanowić tło, ale rzadziej główną oś opowieści. To, że coś nie występuje masowo, nie znaczy bynajmniej, iż nie jest warte uwagi. Dlatego właśnie kolonie i ich relacje z macierzystą Ziemią wybrałem na temat dzisiejszego felietonu.

Zacznijmy od odrobiny teorii. Bardzo łatwo postawić pewne założenia co do tego, jak ów proces mógłby przebiec. Wystarczy sięgnąć do historii i przeanalizować, w jaki sposób cywilizacja Zachodu zasiedlała inne kontynenty. Nie chodzi o to, że historia lubi się powtarzać... po prostu zbyt wiele elementów będzie wspólnych. Ograniczona zdolność komunikacji ze Starym Światem – czyli w tym wypadku Starą Ziemią. Wrogie osadnikom środowisko. No i wreszcie sama mentalność człowieka i dobrze już zdefiniowane mechanizmy społeczne.

Pomyślmy, kto dotarłby na dziewicze globy, by założyć tam kolonię. Opcji mamy sporo, ale na szczęście (lub nieszczęście) wszystkie już dobrze przetrenowane wieki temu. Możemy mieć do czynienia z inicjatywą w rodzaju pielgrzymów z Mayflower – grupą separatystów o silnym podłożu religijnym. Wizję kosmicznej powtórki rejsu z 1620 roku przedstawiła spółka autorska Jon Anderson i Vangelis w piosence Mayflower – trzeba przyznać, że paralela między tymi podróżami została przedstawiona niezwykle malowniczo. W praktyce niekoniecznie musi się to okazać malownicze. Bardzo łatwo tacy koloniści – przy założeniu długiej podróży międzygwiezdnej, nie zaś natychmiastowego skoku hiperprzestrzennego – mogą utworzyć coś w rodzaju sekty, społeczność darzącą nieufnością i pogardą swoją kolebkę, z której nie bez powodu wyemigrowała.

Kolonizowanie obcych planet za pomocą specjalnie wyselekcjonowanych grup naukowców i wysokiej klasy specjalistów to również koncepcja rodząca niebezpieczne implikacje. Świadomość własnej wartości, potencjału zarówno bezpośredniego, jak i wynikowego (obiecujący genotyp wyprawy), może łatwo doprowadzić do chęci uniezależnienia się od Ziemi. Zwłaszcza że w kolonii łatwiej unikać ograniczeń nakładanych przez rozmaite rządy i organizacje Starej Planety. Ruszyłyby tam pewnie badania, na jakie nikt normalnie nie wydałby zgody. Postęp technologii stworzyłby po pewnym czasie przepaść cywilizacyjną, a wszelkie próby regulacji narzucanych z Ziemi zaowocowałyby prędzej buntem niż uległością. Ten scenariusz świetnie przedstawiła C.J. Cherryh we wspominanej już serii luźno powiązanych ze sobą powieści, określanych zbiorczo jako cykl Unia/Sojusz. W trylogii Cyteen obserwujemy, jak doszło do buntu ziemskich kolonii – do wojny, w której to zacofana Ziemia zostaje zagoniona do narożnika. Do tego mieszkańcy naszego globu nie potrafią w ogóle dostosować się do sytuacji, nie mogą zrozumieć mentalności kolonistów, którzy nagle stali się bardziej obcy niż jacyś tam Obcy. Znamy też inny scenariusz: kolonia karna. Sprawdzona przez europejskie imperia metoda pozbywania się z kraju dysydentów i przestępców. Idealne rozwiązanie dla każdej dyktatury, zwłaszcza gdy w kolonii, z daleka od czujnego wzroku organizacji humanitarnych, wdroży się szczytną ideę obozu pracy – taką Syberię na większą skalę. Oczywiście z historii wiemy, że taka społeczność może z czasem ogłosić niepodległość i stać się cywilizowanym krajem (vide Australia). Może też jednak zadziałać inny mechanizm – ukazany niejako w krzywym zwierciadle przez zmarłego niedawno Roberta Sheckleya. W Planecie zła (książka już nienowa, bo z 1960 roku, ale u nas wydana dopiero ponad trzydzieści lat później) rysuje on iście apokaliptyczną wizję kolonii karnej. Mamy też nowsze wizje takich kosmicznych zakładów penitencjarnych – przywołajmy chociażby Obcego 3 czy bardzo udaną komputerową odsłonę przygód pewnego mordercy - Kroniki Riddicka. Na taką więzienną planetę zostaje też finalnie zesłana zła wersja bohatera filmu Tylko jeden (The One). Jak widać, kosmiczna ciupa to temat nośny – wymieniłem tylko kilka przykładów...

GramTV przedstawia:

Istnieje jednakże inna, bardzo prawdopodobna alternatywa. Do poszukiwania siły roboczej, czyli osadników na obce planety, zaprzęgnie się rozbudowany system marketingu i socjotechnik. Kuszenie mieszkańców przeludnionej, zanieczyszczonej Ziemi wizjami nowego, lepszego świata. Zapewne pamiętacie reklamy obecne w filmie Blade Runner, podobne motywy znajdziemy i w nowszym obrazie, będącym rodzajem hołdu dla dzieła Ridleya Scotta - Natural City. To, że nowy, lepszy świat wcale nie musi oznaczać tego, co przedstawią reklamówki, to chyba sprawa oczywista...

Tak czy inaczej, jest jasne, iż po jakimś czasie społeczność zamieszkująca kolonię sięgnie po niepodległość. To nieunikniony mechanizm – pytanie, jak długo da się go opóźnić i jak ostatecznie zareaguje Ziemia. Czy dojdzie do wojny na wielką skalę, czy raczej wybrane zostaną negocjacje? Pamiętajmy, że to w koloniach będą surowce, których zabraknie Starej Planecie. Rozwiązanie militarne może okazać się nieuniknione, bo kto pozwoli na szachowanie go embargiem, głodem i nędzą? Konflikt tego typu przedstawili twórcy serii Ground Control – tylko tam wynikł on bardziej z winy Ziemi i zmian, jakie na niej zaszły w obliczu kryzysu.

Gdy spojrzeć na owe scenariusze, jasno widać, że z kolonizacji trudno oczekiwać większych profitów. Oznacza ona zachwianie porządku sił, ale jednocześnie – w obliczu przeludnienia i deficytu surowców – ludzkość raczej nie będzie miała innego wyjścia. Jedno jest oczywiste: początkowe trudności i późniejsza walka o niezależność to potencjalnie ciekawe czasy – ciekawe zwłaszcza w ujęciu znanego chińskiego przekleństwa. W sumie to dobrze, że nie urodziliśmy się kilka wieków później, gdy Ziemia się przepełni, a na innych globach łatwo będzie zginąć z tych czy innych powodów – takiego bowiem życia ani Wam, ani sobie bym raczej nie życzył...

Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
09/01/2008 06:52
Dnia 08.01.2008 o 22:06, Azuredragon napisał:

Po roku na lot w jedną stronę i rok czekania na powierzchni planety. Jednak kolonizacja nie zakłada, że powrót jest aż tak ważny. ;) Poza tym nim do tego dojdzie to jeszcze trochę wody

żeby go skolonizować, trzeba go najpierw dopasować do naszych potrzeb, czyli opracować sposób na latanie tam i z powrotem, bo to dość długotrwały proces (trzeba będzie np wywołać efekt cieplarniany, i poczekać aż atmosfera się ogrzeje).

Usunięty
Usunięty
08/01/2008 22:06
Dnia 08.01.2008 o 21:05, sig. napisał:

(...)

Tu masz rację, taka podróż tam i z powrotem powinna zająć w przybliżeniu 3 lata z tego co czytałem. Po roku na lot w jedną stronę i rok czekania na powierzchni planety. Jednak kolonizacja nie zakłada, że powrót jest aż tak ważny. ;) Poza tym nim do tego dojdzie to jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie, a pierw trzeba naszego satelitę zdobyć. Choć nie chciałbym, aby Księżyc stał się własnością jednego kraju. :/

Usunięty
Usunięty
08/01/2008 21:05

Jeśli chodzi o marsa to będzie masa problemów technicznych, np różny czas obiegu planet dookoła słońca (jak już polecą to powrót będzie możliwy po roku (trzeba zapewnić zapasy na ten czas(w tym tlenu i części zamiennych, bo nie będzie się dało ani wrócić, ani pomocy wysłać. no chyba że w początkowej fazie misjii albo pod sam koniec kiedy to statek będzie jeszcze/już pod działaniem ziemskiej grawitacji, a co za tym idzie będzie okrążał słońce wraz z nią) albo wytworzyć je już na statku), a i to pod warunkiem że zdążą na spotkanie z ziemskim polem grawitacyjnym).




Trwa Wczytywanie