Jak zwykle nikt Wam nie każe zgadzać się z przedstawionym w tekście punktem widzenia. Można i nawet trzeba wygłaszać na forum własne opinie... Najpierw jednak wypadałoby zapoznać się z treścią felietonu:
Ludzkość od początku swego istnienia fascynowała się bezkresem wszechświata – nawet gdy jeszcze nie miała pojęcia, że wszechświat istnieje. Ot, nasi niedouczeni z astronomii, kudłaci przodkowie wpatrywali się w nocne niebo i migotanie gwiazd. Nie było mnie oczywiście z nimi, ale swoje przekonanie opieram na tym, że zbliżone zachowania potrafią wykazać nawet zwierzęta. Można wręcz rzec, że ta wielka pustka w jakiś sposób nas wzywa, przyciąga, mami.Nic dziwnego zatem, że od dziesięcioleci ludzką wyobraźnię karmią opowieści o podróży do gwiazd, zwane kiedyś po prostu science fiction, a od jakiegoś czasu katalogowane jako hard s-f i space opera. Ten drugi podgatunek ma w pewnym sensie więcej wspólnego z fantasy, ale przecież umysł ludzki nie tworzy opowieści ściśle przylegających do przegródek gatunkowych, więc większość historii o podróżach kosmicznych leży w poprzek owych przegródek.
Pełen tekst znajdziecie tutaj