Trzy Oscary powędrowały do speców od technicznej oprawy filmu Ultimatum Bourne'a - doceniono montaż, dźwięk i montaż dźwięku. Po dwie statuetki trafiły na konto twórców Aż poleje się krew (najlepszy aktor i najlepsze zdjęcia) oraz Niczego nie żałuję - Edith Piaf (najlepsza aktorka i najlepsza charakteryzacja).
Co jeszcze warto wspomnieć? Oskara za najlepszą scenografię otrzymał burtonowski Sweeney Todd, a efekty specjalne najbardziej doceniono w Złotym Kompasie. Wśród animacji w klasie filmów pełnometrażowych wygrał Ratatuj, zaś w krótkiej formie tryumfował Piotruś i Wilk, obraz stworzony w koprodukcji brytyjsko-polskiej. Katyń przegrał z austriackim obrazem Counterfeiters. I to by było na tyle w naszym skrócie oskarowym, zapraszamy do zapoznania się z resztą materiałów.
Nasz mały spis treści:
W tym tygodniu serwujemy Wam recenzje pięciu filmów, z których pięć zapowiadaliśmy tydzień temu w "Co nowego?"
Recenzje
Przeróżne fantastyczne opowieści o wielkiej szkockiej atrakcji turystycznej, czyli o potworze z Loch Ness, pieszczotliwie zwanym Nessie, krążą od kilkudziesięciu lat. Prędzej czy później zatem musiała powstać i swoista baśń dla młodszych widzów, tym razem wykorzystująca celtycką legendę tyczącą magicznego wodnego konia i powieść autorstwa Dicka King-Smitha. A jak baśń, to najlepiej o przyjaźni, która triumfuje pomimo wszelkich przeciwności losu.Ta historia rozgrywa się w czasie trwania II Wojny Światowej, co zapewnia odpowiednią dozę grozy wiszącej nad bohaterami. Nie ma tu jednak sytuacji prawdziwie mrożącej krew w żyłach, nawet całkiem udane efekty specjalne w postaci podwodnych wybuchów nie jeżą nam włosów na karku.
Pełen tekst znajdziecie tutaj
Sweeney Todd - demoniczny golibroda z Fleet Street
Filmy w reżyserii Tima Burtona mają to do siebie, iż zarówno sposobem realizacji, jak i swą atmosferą przypominają upiorne, nieco groteskowe baśnie. A są to zdecydowanie baśnie dla dorosłych, i to o świetnym wyczuciu surrealizmu. Gdyby Burton kiedykolwiek zajął się ekranizacją "Alicji w Krainie Czarów", z pewnością efekt zasługiwałby na tytuł "Alicja w krainie Koszmarów" (i oczywiście film okazałby się fenomenalny). W klimat ten wpisuje się "Edward Nożycoręki" (1990), "Gnijąca panna młoda" (2005), i "Charlie i fabryka czekolady" (2005), a nawet "Duża ryba" (2003), pomimo że wyjątkowo ciepły to obraz jak na owego twórcę. Teraz zaś przyszła kolej na adaptację cieszącego się wielką popularnością broadwayowskiego musicalu Stephena Sondheima - "Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street".Pełen tekst znajdziecie tutaj
Filmy oparte na faktach, które opisują i przedstawiają przy tym historię albo epizod z życia pewnej osoby, choć czasami mitologizują bohaterów, są jednak zazwyczaj pasjonujące. Z przyjemnością śledzi się ekranowe losy najsłynniejszego bohatera ringu Muhammada Alego w filmie Michaela Manna, czy mistrza mistyfikacji Franka Abagnale Jr. w "Złap mnie, jeśli potrafisz" Stevena Spielberga. Nie inaczej jest w przypadku senatora Charliego Wilsona, którego losy przenieść postanowił na ekran Mike Nichols. Charles Nesbitt „Charlie” Wilson, którego Nichols w swym najnowszym filmie sportretował, to emerytowany już obecnie kongresman z Teksasu, który w latach 80. dzięki swym szerokim koneksjom oraz – co nie było wcale mniej istotne – urokowi osobistemu zdołał pozyskać wsparcie finansowe amerykańskiego rządu dla działań militarnych afgańskich mudżahedinów. Pełen tekst znajdziecie tutaj Wernera Herzoga nie trzeba zapewne miłośnikom kina przedstawiać. Wystarczy kilka tytułów, jak choćby "Zagadka Kaspara Hausera", "Stroszek" czy "Nosferatu wampir", by zrozumieć, że mamy do czynienia z artystą najwyższej klasy. Nic zatem dziwnego, że "Operacja świt" jest filmem bardzo dobrym, ze wszech miar godnym polecenia. Herzog od lat hołduje regułom kina ambitnego, które ma widza nie tylko rozbawić, ale również coś przed nim odkryć, czegoś nauczyć. Nie inaczej jest w przypadku "Operacji świt". Co ciekawe, do tematu, który film porusza, Herzog wraca po raz drugi. Przed jedenastu laty zrealizował bowiem fabularyzowany dokument zatytułowany "Ucieczka z Laosu", który przybliżał widzom niebywałą historię amerykańskiego pilota Dietera Denglera. Pełen tekst znajdziecie tutaj Prezentowany właśnie na ekranach (a raczej ekranie, gdyż wyświetla go tylko jedno kino, oferując zaledwie jeden seans dziennie) najnowszy film Frederica Schoendoerffera, pt. "Żołnierze mafii", opowiada, jak sam tytuł wskazuje, o członkach mafii. A konkretniej o organizacji świata przestępczego w pięknym mieście Paryżem zwanym. Sportretowana w owym obrazie stolica Francji urokiem bynajmniej nie urzeka, film pokazuje bowiem bez ogródek jej ciemniejszą stronę: handel narkotykami i żywym towarem, kradzieże samochodów, fałszowanie pieniędzy, nielegalne zakłady, zbieranie haraczy, krwawe strzelaniny, bandyckie porachunki i czego tam jeszcze dusza zapragnie.Pełen tekst znajdziecie tutaj
Po zeszłotygodniowej powodzi recenzji filmów wydawanych aktualnie na DVD nadeszła chwilowa posucha. Mamy dla Was tylko skromną garść artykułów, za to jeden z nich dotyczy filmu animowanego, który został uhonorowany Oscarem.
Recenzje
Wydanie DVD Ratatuja, który dopiero co sięgnął po Oscara w kategorii najlepszy film animowany, przykuwa uwagę już samym wyglądem. Pudełko wsunięte w okładkę z wypukłymi nadrukami, z których spoglądają na nas główni bohaterowie: Remy, Linguini, Szponder i Colette, robi wrażenie i – co tu dużo gadać – snobistyczne to strasznie, ale miło jest postawić je na półce. Najpierw jednak powinno koniecznie zagościć w odtwarzaczu, i to wcale nie na krótko, bowiem członkowie Akademii nie pomylili się ani na jotę. Ten film jest znakomity i basta!Pełen tekst znajdziecie tutaj
Tania seria filmów o nazwie "Kino Grozy" to marka sama w sobie. Wiadomo, że raczej znajdziemy tam mniej lub bardziej udane horrory klasy B, a nie wybitne dzieła sztuki, chlubiące się wysmakowaną fabułą i pełnym wykwintnego artyzmu wykonaniem. Swoistym wyjątkiem okazuje się cykl "Masters of Horror", do której Mick Garris skrzyknął grupę reżyserów uznanych za mistrzów horroru, a każdy sprokurował niezależny odcinek serii, charakteryzującej się tematyką wziętą z półki o dumnej etykietce „B” i... warsztatowo świetną realizacją. Jednakże oprócz poszczególnych odcinków owego cyklu w Kinie Grozy znajdziemy także inne perełki, by nie rzec diamenciki. Takim klejnotem okazuje się półamatorski obraz "Zombie z Berkeley".Pełen tekst znajdziecie tutaj
Patrząc na sklepowe półki z pismami często można dostrzec „dwupaki” filmów z serii Kino Grozy. Obecnie dostępny jest między innymi pakiet dwóch filmów: Zombie z Berkeley i UKM: The Ultimate Killling Machine. Maszyna do zabijania. Przyjrzyjmy się zatem drugiemu z wymienionych utworów. Cóż, nie da się ukryć, że ciarki po grzbiecie chodzą. Dlaczego? Otóż wzrok przykuwa nazwisko odtwórcy głównej roli, a jest to ni mniej, ni więcej, tylko sam Michael Madsen. W związku z tym aż strach się bać, gdyż ów znany aktor, podobnie jak bardziej odeń popularny Rutger Hauer, lubi od czasu do czasu zaszaleć sobie w produkcjach, które w pełni zasługują na kokieteryjne miano „parującego, brązowego placuszka” (by nie rzec dosadniej). A zatem powstaje pytanie, czy to taki właśnie „placuszek”, czy może fajny, choć kiczowaty horrorek, czy też jeszcze co innego?Pełen tekst znajdziecie tutaj